Polska środa w Serie A za nami. Dziś we Włoszech mieliśmy swoje małe święto, bo w sześciu spotkaniach zobaczyliśmy aż siedmiu Polaków (do tego ósmy na ławce). Tyle że nie każdy z nich miał powody do optymizmu. Najlepiej wypadł na pewno Bartłomiej Drągowski, którego włoskie media już zdążyły okrzyknąć bohaterem Fiorentiny. Nieźle w starciu z Franckiem Riberym wypadł z kolei Sebastian Walukiewicz. Ale już Karol Linetty i Bartosz Bereszyński nie zatrzymali machiny z Bergamo, która ograła Sampdorię. Co tam słychać w Italii?
Z jednej strony – La Dea wygrała, więc Sampdorii może być szkoda. Z drugiej – to drużyna, która zwyciężyła wszystkie sześć gier po restarcie rozgrywek. W tym trzy ostatnie nie tracąc nawet gola, co przecież nigdy nie było domeną Atalanty. Wygląda na to, że potwór, którego w Lombardii stworzył Gian Piero Gasperini, ewoluuje w jakąś kolejną, ulepszoną wersję. Po dzisiejszym meczu Królowa Prowincji jest już trzecia w tabeli i jasne, Inter ma zaległy mecz, natomiast dwa punkty straty do Lazio każą myśleć, że Atalanta włączy się jeszcze do walki o wicemistrzostwo kraju.
Linetty solidny i doceniony
Ok, ale do brzegu. Sampdoria w zasadzie całkiem długo znosiła napór rywala. Ba, w pierwszej połowie miała nawet momenty, w których potrafiła się odgryźć. Fakt, że raczej były to ugryzienia kotka, który jeszcze ma ząbki, a nie kły (poza bombą Gabbiadiniego z dystansu), ale jednak. Nieźle w tych podszczypywaniach rywala wypadał Karol Linetty. Widać było, że Polak ma chęć na przedłużenie strzeleckiej formy z meczu ze SPAL (dwa gole – przyp.), bo to on zaliczył składną, dwójkową akcję z Manolo Gabbiadinim, która zakończyła się strzałem z 16 metrów – zablokowanym. Łącznie w meczu oddał jeszcze dwie podobne próby, za każdym razem trafiając jednak najwyżej w rywala.
Ale nie tylko w tym elemencie Linetty był aktywny. O ile Morten Thorsby skutecznie walczył o piłki w powietrzu, tak Polak robił to na ziemi, wygrywając w ten sposób siedem pojedynków z rywalami. Zaliczył także efektowny rajd, po którym rywalem musieli powalić go na ziemię z bezsilności – fajnie to wyglądało. Ogółem – nie skłamiemy mówiąc, że długa i skuteczna obrona Częstochowy w wykonaniu Blucerchiatich to także konsekwencja jego występu. Podobnie myślą dziennikarze „LGdS”, którzy wystawili mu najwyższą notę w zespole.
Bereszyński zawinił przy golu
Co z „Beresiem”? Niestety, nie aż tak dobrze. Być może wygrał sporo starć na swojej stronie i zaangażowania odmówić mu ciężko, ale… Widać, że to nie jest dobry czas dla prawego obrońcy Sampdorii. Dziś choćby zaliczył najwięcej strat w zespole, był też zamieszany w utratę pierwszego gola. Miał nieprzyjemne starcie z Papu Gomezem, po którym mógł wylecieć z boiska. Na szczęście dla niego skończyło się tak, że wyleciał… Claudio Ranieri, któremu nie spodobała się decyzja sędziego. Ale tak czy siak – nie było zbyt dobrze.
Atalanta naciskała, naciskała i w końcu wcisnęła. Od początku najbardziej aktywny byli trzej jej piłkarze – Hateboer, Toloi oraz Zapata. To oni mieli udział przy większości działań ofensywnych ekipy z Bergamo. Kolumbijczyk w pierwszej połowie powinien trafić przynajmniej raz, jednak przegrał pojedynek z bramkarzem, który wyciągnął także mocny strzał Hateboera. Swego dopiął dopiero Toloi, który zamykał dośrodkowanie z rzutu rożnego. Tu właśnie wspomniana negatywna rola Bereszyńskiego – to on, do spółki z kolegą z zespołu – przegrał pojedynek z rywalem, który otworzył wynik spotkania. A dalej już poszło. Luis Muriel niepilnowany przed polem karnym – to aż się prosiło o bramkę. I tak też się stało. Mimo że do zawodnika Atalanty momentalnie wyskoczyło z pięciu obrońców, miał on wystarczająco dużo czasu, żeby przymierzyć zza pola karnego.
Gol, 2:0, pozamiatane.
Atalanta Bergamo – Sampdoria Genua 2:0
Toloi 75′, Muriel 85′
Drągowski bohaterem Fiorentiny
Szerzej warto też wspomnieć o spotkaniu Fiorentiny z Cagliari, bo to tam, a nie w meczu Napoli, zobaczyliśmy dwóch Polaków w wyjściowych składach. Teoretycznie, skoro było 0:0, to pewnie myślicie, że emocji tyle, co w oglądaniu topniejącego śniegu. I tu was zaskoczymy, bo mecz był całkiem niezły. A fakt, że nie padły w nim gole to przecież tylko komplement dla naszych stranierich. W końcu Drągowski strzegł bramki Violi, a Walukiewicz musiał zmagać się z Riberym.
A skoro już o Francuzie, to może zaczniemy od tego. Nie ma co ukrywać, że Polak zadanie miał trudne. Ribery to cwany lis, w tym sezonie jest jednym z najlepszych dryblerów w lidze. To o czymś świadczy – gość ma 37 lat a na boisku rusza się lepiej niż większość stałych bywalców dyskotek. Ale z Walukiewiczem szli cios za cios. Dosłownie.
-
Najpierw Polak dopuścił do strzału po podaniu Francuza, chwilę później wygrał z nim ważny pojedynek
-
Niedługo potem Ribery Walukiewicza przechytrzył, były gracz Pogoni się jednak odegrał
-
Wreszcie Polak wyłuskał piłkę przeciwnikowi, ale mimo że Ribery’ego już na boisku nie było – odegrał się na nim Kuame
I tak to wyglądało przez 90 minut. Koniec końców nasz obrońca zaliczył jednak całkiem niezły występ. 6 wygranych pojedynków, tyle samo prób odbioru, trzy wybicia… Statystycznie, ale nie tylko, bo i wizualnie, wyglądało to solidnie. Tyle że kiedy naprzeciw staje Bartłomiej Drągowski, występ „po prostu” solidny to za mało, by być choćby najlepszym rodakiem na boisku. – Super Polacco – napisała o nim „La Gazzetta dello Sport”, przyznając mu tytuł piłkarza meczu. I dodamy do tego tylko jedno: zasłużenie, proszę pana, zasłużenie.
-
Sześć interwencji, w tym cztery po strzałach z pola karnego
-
Jedna klasy światowej, gdy wychodząc z bramki instynktownie wybronił strzał z bliskiej odległości
-
Duża pewność na przedpolu i chyba brak jakichkolwiek błędów w bramkarskich fachu
W pewnym momencie Drągowski miał nawet stuprocentową celność podań. Potem to się troszkę popsuło, ale i tak musiał być noszony na rękach przez kolegów. Jeden z najlepszych meczów Bartka w sezonie i kolejny dowód na to, że Florencja robi się dla niego zbyt ciasna.
Fiorentina – Cagliari 0:0
***
Natomiast w Genui spotkał nas lekki zawód. Choć nie chodzi tu absolutnie o formę Milika czy Zielińskiego, a fakt, że z uwagi na rotację, wiele czasu nie dostali. Milik w niecałe pół godziny nie oddał nawet strzału, Zieliński w osiem minut cudów nie zdziałał. Ale cóż, bywa i tak. Filip Jagiełło? Dostaje tyle szans, ile genueńczycy przelali Zagłębiu Lubin za jego transfer. Znów cały mecz na ławce.
Genoa – Napoli 1:2
Goldaniga 49′ – Mertens 45′, Lozano 66′
***
A co tam w Bolonii? Tym razem Łukasz Skorupski swojej drużyny nie uratował. Polak meczu nie zawalił, wpuścił tylko dwa gole, ale jednak – to Sassuolo wywiozło trzy punkty. Co ciekawe, Skorupskiego pokonał m.in. Lukas Haraslin, który zaliczył premierowe trafienie w Serie A. Ostatnio wspominaliśmy, że Słowak radzi sobie we Włoszech coraz lepiej i proszę – są tego efekty.
Bologna – Sassuolo 1:2
Barrow 90′ – Berardi 41′, Haraslin 56′
W POZOSTAŁYCH MECZACH
Roma – Parma 2:1
Mkhitaryan 43′, Veretout 57′ – Kucka 10′
Torino – Brescia 3:1
Mateju 48′ (sam.), Belotti 58′, Zaza 86′ – Torregrossa 21′
Fot. Newspix