Reklama

Bologna podała Juve rękę, więc „Stara Dama” z niej skorzystała

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

23 czerwca 2020, 00:07 • 5 min czytania 0 komentarzy

– Praktycznie zawsze tracimy przynajmniej jednego gola. Defensywa nie jest więc naszą mocną stroną – rzucił przed meczem z Juventusem Sinisa Mihajlović. Trener Bolonii nie mijał się z prawdą, wiadomo jednak, że dziś zapewne najchętniej obejrzałby dokładnie odwrotny scenariusz. Ale cóż, cudu nie było. Bologna faktycznie straciła bramkę, a na jednej się nie skończyło. Chociaż mogłoby być inaczej, gdyby nie fakt, że gospodarze mocno rywalom pomogli.

Bologna podała Juve rękę, więc „Stara Dama” z niej skorzystała

Bo jak inaczej nazwać fakt, że Veltri mając świadomość kryzysu Juventusu – zwłaszcza w kwestiach ofensywnych – sprezentowali Starej Damie niemal pewne przełamanie w postaci rzutu karnego? Niemal, bo ostatnio przecież Cristiano Ronaldo „jedenastki” nie wykorzystał. Ale nic dwa razy się nie zdarza i o ile Portugalczyk w meczu z Milanem z „wapna” nie trafił, tak teraz nie dał żadnych szans Łukaszowi Skorupskiemu. Winowajcą okazał się Stefano Denswil, który ciągnął za koszulkę Mathijsa de Ligta.

Po za tym Bianconeri w zasadzie nie zaskoczyli i gdyby Bologna było nieco śmielsza, mogłoby być ciekawiej. W pierwszej połowie jednak gospodarze atakowali z taką samą werwą, jaką ostatnio zaprezentował nam Merebaszwili. Juventus zresztą podobnie, choć to nie może dziwić. Miralem Pjanić porzucił już chyba nadzieje na to, że odbuduje „związek” z Maurizio Sarrim. Dziś Stara Dama grała w zasadzie w dziesięciu, bo Pjanica na boisku nie było ani duchem, ani ciałem.

Federico Bernadeschi: redemption

Początkowo mieliśmy wrażenie, że goście grają nawet w dziewiątkę. Federico Bernardeschi miał bowiem ogromne ciśnienie, z którego nie wychodziło nic dobrego. Skąd to ciśnienie? Powód ma nawet imię i nazwisko – Riccardo Orsolini. Według włoskich mediów w Turynie już od dawna planują podmiankę – odesłanie niesprawdzonego Fede do niebytu i zastąpienie go 23-letnim skrzydłowym Bolonii. Bernardeschi potraktował więc ten mecz tak, jakby to był pojedynek rewolwerowców w południe.

I ten pojedynek udało mu się wygrać, bo im dalej w las, tym lepiej się prezentował.

Reklama

Być może nie był to występ pełen fajerwerków, ale jednak dał byłemu piłkarzowi Fiorentiny to, czego od dawna mu brakowało. Liczby. Jasne, jego asysta przy trafieniu Paulo Dybali to żadna wielka robota. Owszem, zagranie efektowne, ale nie ma co ukrywać – więcej zrobił tu Argentyńczyk, któremu zresztą dziś wróżyliśmy gola w naszym dziale „Bukmacherka”. Spójrzcie sami, bo gol Dybali był niczego sobie.

A Bernardeschi w drugiej części spotkania do asysty mógł też dołożyć gola. Niestety dla niego, okradł go z niego Łukasz Skorupski. Skrzydłowy zszedł do środka, huknął w kierunku bramki, a polski bramkarz musnął ją palcami – a przynajmniej tak nam się wydawało – po czym ta uderzyła w słupek.

Zagubiony Ronaldo

Nie była to jedyna udana parada Skorupskiego w tym spotkaniu, choć też nie zamierzamy go przesadnie gloryfikować. W każdym razie jeśli chodzi o pojedynek z Cristiano Ronaldo, reprezentant Polski wyszedł z niego z podniesioną głową.

Dlaczego?

  • Siódma minuta spotkania, pierwsza szansa Juventusu. Ronaldo schodzi do środka, posyła potężny strzał, ale Skorupski pewnie broni. Gdyby nie głupota Denswila, ta interwencja mogłaby dodać Veltrim skrzydeł.
  • Początek drugiej połowy mecz. Portugalczyk dostaje piłkę w polu karnym, przymierza się do strzału z ostrego kąta, a Skorupski postanawia utrudnić mu temat wychodząc z bramki. Efekt? Lob nad Polakiem, który jednak mija i jego i słupek.

Pozostaje jednak zadać pytanie – ile w tym zasługi Skorupskiego, a ile Cristiano Ronaldo? Nie ma co ukrywać, CR7 jest fatalny. W trakcie pandemii wielokrotnie słyszeliśmy o tytanicznej pracy wykonywanej przez Portugalczyka, tymczasem dziś jest on cieniem samego siebie. Gdyby stołek pod Sarrim nie chybotał się jak te stare krzesełka w szkolnej klasie, palacz z Neapolu zapewne powtórzyłby manewr z jesieni i zdjął go z boiska.

Reklama

Ale w sytuacji Sarriego byłoby to tak rozważne, jak wrzucenie kanistra benzyny do ogniska.

Dlatego Ronaldo gra i rani nasze oczy. Rani je, gdy podchodzi do rzutu wolnego z 30 metrów i kopie w górne rzędy krzesełek na trybunach. Rani, kiedy zalicza tyle samo udanych dryblingów, co Rodrigo Bentancur. Albo – w telegraficznym skrócie – gdy próbuje być sobą sprzed pandemii i bardzo mu to nie wychodzi.

Kier popsuł nastroje

Cóż, na Bolonię wystarczyło jednak nawet to. W drugiej połowie Juventus mając dwubramkową przewagę mógł już spacerować. I – co tu dużo mówić – to właśnie robił. Inicjatywę przejęli gospodarze, którzy realizowali drugie przedmeczowe proroctwo Mihajlovica – chęć pokazania czegoś w ofensywie. Warto jednak zaznaczyć, że w zasadzie skończyło się właśnie na chęciach, bo obydwie drużyny po przerwie oddały łącznie… ZERO celnych strzałów.

Nawet Carlo Ancelotti nie podniósłby brwi, widząc to, co działo się na boisku. My podnieśliśmy ją raz – kiedy z boiska wyleciał Danilo, który zgarnął absurdalnie głupią drugą żółtą kartkę w zupełnie niegroźnej sytuacji. A biorąc pod uwagę, że wcześniej kontuzję odniósł inny boczny obrońca, Mattia de Sciglio, zwycięstwo wcale nie sprawi, że Sarriemu ubędzie zmartwień przed kolejnym spotkaniem.

Bologna FC – Juventus 0:2

Cristiano Ronaldo 23′, Dybala 36′

W pozostałych meczach

Brescia nie straciła jeszcze nadziei na utrzymanie, w czym znacznie pomogła jej Fiorentina. Ekipa Bartłomieja Drągowskiego wiele nie pokazała i straciła punkty z outsiderem. Wieść nawet niesie, że gdyby nie Polak, straciłaby nawet o „oczko” więcej.

Fiorentina – Brescia 1:1

Pezzala 39′ – Donnarumma 17′

Milan już się zbierał, żeby zrobić typowy Milan – po przerwie wypuścił z rąk przewagę w meczu wyjazdowym z Lecce. Tym razem jednak Rossoneri zaskoczyli i nas i – jak przypuszczamy – siebie. Trzy gole zapakowane rywalom po przerwie równają się trzem punktom zainkasowanym przez ekipę z Mediolanu. Małym bohaterem Hakan Calhanoglu, który co chwilę jest z Lombardii wypychany, a dziś pokazał, że nadal stać go na koncertowe mecze. Dwie asyst, pięć kluczowych podań i zasłużony tytuł MVP spotkania wędrują na jego konto. A wyczyn strzelecki Milanu jest tym cenniejszy, że z powodu kontuzji zabrakło Zlatana.

Lecce – Milan 1:4

Mancosu 54′ – Castillejo 26′, Bonaventura 55′, Rebić 57′, Leao 72′

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...