Reklama

Kto z ŁKS-u mógłby zostać w Ekstraklasie? Piątka, której warto dać drugą szansę

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

11 czerwca 2020, 16:46 • 8 min czytania 16 komentarzy

ŁKS wraca do pierwszej ligi – to już w praktyce wiemy. Wraca jako outsider Ekstraklasy, jako zespół, który sportowo nie dojeżdżał i po prostu nie miał szans, żeby się na tym poziomie utrzymać. Ale czy oznacza to, że w Łodzi była aż taka bryndza, że wszyscy zawodnicy ŁKS-u powinni, jak jeden mąż, z ligi zlecieć? Czy może jednak znajdziemy wyjątki, którym warto dać drugą szansę? My postanowiliśmy ich poszukać i kilku kandydatów, o dziwo, znaleźliśmy.

Kto z ŁKS-u mógłby zostać w Ekstraklasie? Piątka, której warto dać drugą szansę

Adam Ratajczyk

Co do tego nazwiska mamy stuprocentową pewność. Adam Ratajczyk być może nie miał zbyt wielu szans, żeby pokazać, co potrafi, jednak rozpalił w nas iskierkę nadziei. Oczywiście większość pamięta go dzięki bramce, którą strzelił Zagłębiu Lubin.

Ale prawdę mówiąc nie był to jedyny dobry występ 17-latka w Ekstraklasie. Udane zawody rozegrał choćby w meczu z Rakowem, gdy był czterokrotnie faulowany, zaliczył 77% celnych podań, celne kluczowe podanie i wygrał równo połowę z 14 pojedynków. Bardzo ciekawie wypadł w meczu z Pogonią Szczecin, gdzie InStat zalicza mu trzy próby kluczowych podań – wszystkie udane. Ale – co ważniejsze – Ratajczyk z każdym meczem się poprawia. Szanse zaczął dostawać od 22. kolejki. Wspomniany mecz z Pogonią to obok świetnych kluczowych podań bardzo marna liczba wygranych pojedynków – zaledwie 4 z 17. Równie słabo było też we wspomnianym meczu z Zagłębiem – Ratajczyk wygrał tylko 4 z 12 starć z rywalem.

Jednak im dalej w las, tym nastolatek z Łodzi jest pewniejszy, co przekłada się na jego postawę na boisku. Teraz normą jest, że wygrywa minimum połowę pojedynków z rywalami. Dobrze wypadł w meczu z Górnikiem, gdy wygrał 11 pojedynków, a do tego trzykrotnie uderzał na bramkę zabrzan. Widać umiejętności, widać też coraz większy luz i pewność, dzięki czemu łatwiej je Ratajczykowi prezentować.

Reklama

Nie mamy złudzeń, że to zawodnik, którego stać na wiele. Nie mamy też wątpliwości, że powinien grać jak najwięcej, żeby zupełnie przywyknąć do walki w tej lidze. Ciekawostka na koniec – Ratajczyk jest niezwykle dokładny w tym co robi. Na osiem prób kluczowych podań, aż siedem dotarło do celu. To tylko dowód na to, że ten gość wie, co w trawie piszczy. Żal byłoby, gdyby musiał zostać w pierwszej lidze, bo już teraz widać, że można na niego stawiać na najwyższym poziomie.

Michał Trąbka

O Michale Trąbce mówiło się, że to chłopak, który powinien zaistnieć już wcześniej. Zwiastował to jego transfer do Legii, do której trafiał jako MVP mistrzostw Polski juniorów. W wieku 16 lat debiutował w III lidze w rezerwach Górnika Zabrze, a potem już regularnie zbierał szlify na tym poziomie w Legii II. I na tym stanęło, bo Trąbka w Warszawie się nie przebił, a na wypożyczeniach w drugiej lidze nie zachwycał. Wydawało się, że zostanie jednym z tych, którym przeprowadzka do stolicy tylko zaszkodziła.

Aż przyszedł sezon 2018/2019, w którym Trąbka okazał się rewelacją drugiej ligi. 11 asyst uzbieranych w Stali Stalowa Wola skłoniło ŁKS do inwestycji w tego chłopaka. Inwestycji, która okazała się trafiona, choć odpaliła z opóźnieniem. Trzeba przecież pamiętać, że początkowo pomocnik miał spore problemy z wskoczeniem do składu. Debiut w wyjściowej jedenastce zaliczył dopiero w 10. kolejce. Od wtedy jednak praktycznie nie siadał na ławce i prezentował się solidnie. Pisaliśmy o nim tak:

– Trąbka, obok Piotra Pyrdoła, jest twarzą przemiany ŁKS-u. Szybki, dynamiczny, przebojowy, odważny. Nie boi się powtarzać zagrań, które w pierwszej części sezonu były zarezerwowane dla Daniego Ramireza. Dziś cała trójka gra z polotem, co zdecydowanie ułatwia życie również Hiszpanowi. W paru spotkaniach podczas czarnej serii porażek, Dani dostawał plastra, który krążył wokół niego przez cały mecz. Dzisiaj tego typu gra przeciw ŁKS-owi jest ryzykowna – bo po drugiej stronie równie efektowną akcję co Hiszpan, zmontować mogą Pyrdoł z Trąbką.

Michał Trąbka w meczu z Legią. Fot. FotoPyK
Reklama

Od tamtej pory 23-letni pomocnik trzyma poziom. W naszych oczach zasłużył na średnią not 4,63 – najlepszą spośród piłkarzy drugiej linii w ŁKS-ie. Czy można się do niego o coś przyczepić? Tak, o brak liczb. Asysta i dwa kluczowe podania, gol w Pucharze Polski – wynik nie powala. Z drugiej strony, to przecież ŁKS. W 18 meczach, w których Trąbka zagrał w wyjściowym składzie, łodzianie zdobyli… 18 bramek. Sami widzicie, że były piłkarz „Stalówki” nie za bardzo miał przy czym asystować. A jednocześnie nie jest to piłkarz, który sam pociągnie zespół.

Z drugiej strony inaczej spojrzymy na liczby Trąbki, gdy zerkniemy na EkstraStats w klasyfikację ostatnich podań przed strzałem. Według niej pomocnik ŁKS-u zaliczył 32 takie zagrania – najwięcej w swoim zespole. A skoro tak, ciężko winić go za to, że koledzy uderzali z tak mizernym skutkiem. Choć – między Bogiem a prawdą – on sam mógłby nad tym elementem popracować. Mimo że oddał blisko 30 prób, z których 1/3 trafiła w światło bramki, na koncie nie ma ani jednego trafienia.

W każdym razie są to rzeczy, które można poprawić i Trąbki nie należy przez to skreślać. Wręcz przeciwnie – ciekawi jesteśmy, jak poradziłby sobie w drużynie, która nie szoruje po dnie tabeli i ma trochę więcej atutów w ofensywie.

Carlos Moros Gracia

ŁKS długo opierał się ściąganiu zagranicznych piłkarzy na tony, ale gdy widmo spadku zajrzało mu w oczy, postanowił podjąć próbę ratowania się w znany i lubiany przez polskie kluby sposób. Efekt? O rany… Zimowy zaciąg pełen jest rzadziaków, średniaków i leserów. Co gorsza – ci, którzy byli już w kadrze, wcale nie są lepsi. Szybki przegląd wojsk.

  • Tadej Vidmajer – podsumował swój transfer w ostatnim meczu. W dwie minuty po wejściu na boisko sprokurował karnego i złapał żółtko, mocno pracował na kiera
  • Ricardo Guima – jak nie biega? Dużo biega. I na tym jego atuty się kończą
  • Pirulo – dowód na to, że fala transferów z Hiszpanii po sukcesie kilku grajków z tego kraju zaszła zdecydowanie za daleko
  • Samu Corral, Antonio Dominguez – a, przepraszamy panie Pirulo. Tych dwóch gagatków było jeszcze gorszych
  • Dragoljub Srnić – od Polaków grających na jego pozycji różni go nazwisko na -ić

Poważnie, czasami przeglądając tę pakę można się poczuć jak w programie „Złomowisko.PL”. Jest jednak jeden dowód, że w morzu przeciętniactwa, da się złowić całkiem niezłego szczupaka. Carlos Moros Gracia to gość, którego jeszcze byśmy nie skreślali. Do Łodzi trafił zimą i mimo że defensywy ŁKS-u nie uzdrowił, widzimy w nim potencjał. Potrafi wprowadzić piłkę, nie boi się tej odważnej gry, której od łodzian wymagał Moskal i której teraz wymaga Stawowy. Szuka rozwiązań, potrafi błysnąć w defensywie. Daje też efekt ekstra z przodu – dwie bramki i asysta to wynik bardzo przyzwoity, jak na niepełną rundę na polskich boiskach.

Oczywiście – nie robimy z Gracii drugiego Nesty. Wiadomo, że gdyby można było postawić przy jego nazwisku jeszcze większy wachlarz zalet, pewnie by go w Polsce nie było. Uważamy jednak, że Gracia na dłuższą metę mógłby się w Ekstraklasie sprawdzić i warto tę kandydaturę przemyśleć.

Jan Sobociński

Tak, tak, wiemy. Z Sobocińskim praktycznie przez cały sezon jechaliśmy równo. Robiliśmy to nie ze złośliwości, a dlatego, że sobie na to zasłużył. Bez powodu nie ląduje się pięciokrotnie w jedenastce badziewiaków. Sobociński zawalił mnóstwo bramek. Sobociński miał też takiego pecha, jakby przechodząc pod drabiną stłukł lustro na widok czarnego kota, który przebiegał mu drogę. Dlaczego więc uważamy, że warto dać mu kolejną szansę?

Bo zawsze warto sprawdzić takiego chłopaka w innym środowisku. W końcu ma dopiero 21 lat, w końcu nie bez powodu był wybrany jednym z najlepszych zawodników pierwszej ligi w ubiegłym sezonie. Obiecująco pokazywał się też w młodzieżówce, czyli nie jest to gość wyciągnięty Bóg wie skąd.

Sobociński miał naprawdę trudne warunki do wejścia do Ekstraklasy. Po pierwsze – jest wychowankiem ŁKS-u, więc na pewno trzy razy bardziej przejmował się wynikami tej drużyny i faktem, że jest ona czerwoną latarnią ligi. Tym bardziej że sam się do tego przyczynił, a wobec swoich błędów na pewno nie przechodził obojętnie. Po drugie – ŁKS przyjął filozofię budowania ataków od linii obrony za wszelką cenę. Teoretycznie – fajnie, można się rozwinąć. Praktycznie – wynikała z tego masa pomyłek, kuriozalnych sytuacji i błędów, które rzutowały na postawę całej drużyny. Zwłaszcza defensywy, która siłą rzeczy była cały czas pod prądem.

Być może gdyby ten chłopak grał w nieco lepszym zespole, który podejmuje nieco mniej ryzyka, miałby łatwiej wejść na – było nie było – najlepszy poziom rozgrywkowy w kraju? Tego nie wiemy i właśnie o tym chcielibyśmy się przekonać.

Adrian Klimczak

Nie będziemy owijać w bawełnę – to już trochę naciągana kandydatura. Klimczak przede wszystkim gra na pozycji, na której w Polsce mamy ogromne braki. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że faktycznie ktoś po niego sięgnie. Może nie po to, żeby zbudować galaktyczną defensywę, ale do rotacji? Czemu nie. Zwłaszcza że Klimczaka najłatwiej opisać jednym słowem – solidny. Spośród defensorów ŁKS-u, którzy w Łodzi są od początku sezonu, to on ma najwyższą średnią not – 4,60. Wyróżnia się też drugą wśród obrońców beniaminka średnią sprintów na mecz, których zalicza 13. Wyżej jest tylko Vidmajer, ale jak już ustaliliśmy – on nie do końca potrafi grać w piłkę.

Co dobrego jeszcze powiemy o Klimczaku? Ciekawostka – cztery z pięciu zwycięstw ŁKS-u to mecze, w których grał właśnie on. No i nie jest przesadnie stary, w lipcu skończy 23 lata. Nie powiemy dopiero 23. Nie powiemy, że to młody, obiecujący zawodnik. Ale jeśli można postawić na solidnego, 23-letniego lewego obrońcę z Polski, zamiast przeszukiwać Europę za kolejnymi Vidmajerami, to jednak wolimy, żeby to piłkarzowi ŁKS-u dać szansę na powiększenie dorobku w Ekstraklasie.

***

Czy w Łodzi znajdziemy kogoś jeszcze? Być może wcisnęlibyśmy tu Arkadiusza Malarza czy Macieja Dąbrowskiego, ale nie przesadzajmy. Po drugie – to już piłkarze, którzy mają grubo ponad 30 lat na karku, swoje w Ekstraklasie zrobili. A może taki Kuba Wróbel, który do ŁKS-u trafił jako czołowy, o ile nie najlepszy, napastnik pierwszej ligi? Cóż, póki co zostaniemy przy tym, że lepiej sprawdzał się na zapleczu Ekstraklasy.

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...