Jest rok 2020 naszej ery. Cała Ekstraklasa została podbita przez Legię… Cała? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych gliwiczan, wciąż stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie legionistom. Dowodzi nią King. Waldek King.
Wybaczcie tę parafrazę przygód Asteriksa i Obeliksa, ale trudno nie odnieść wrażenia, że podobnie jak w tym legendarnym komiksie (i fajnych filmach – Misja Kleopatra to klasyk), tylko Piast Gliwice ma jeszcze ochotę rzucić rękawice Legii. Wydawałoby się to niemożliwe, jeden cudowny rok wystarczy, teraz zgodnie z logiką ligową gliwiczanie powinni siedzieć w środku tabeli, ewentualnie walczyć o utrzymanie.
Guzik.
To Piast ma jeszcze jakiekolwiek szanse zapewnić emocje na finiszu rozgrywek. Nie Cracovia, gdzie Michał Probierz ma ogromne zaufanie, ściąga tabuny piłkarzy i właściwie może robić, co chce. Nie Lech, który – mamy wrażenie – rósł w trakcie pandemii, a przy pierwszych dwóch meczach od razu spadł z rowerka. Śląsk i utytułowany Lavicka? Gdzie tam. Lechia, wskazywana przecież przez wielu przed sezonem jako kandydat do mistrzostwa? Wolne żarty.
Piast Gliwice. Znów ten Piast, tak niedoceniany, na którego wciąż masa osób patrzy spode łba. Tym bardziej po przygodzie w europejskich pucharach, kiedy „udało się” przegrać z każdym, nawet z Łotyszami i Bilińskim na szpicy. Ale Europa Europą, a u nas Piast znów jest mocny.
Nie ma żadnych wątpliwości – gdyby nie prowadził tej drużyny Fornalik, nie byłoby tak różowo. Rany, jaką skuteczność ma ten szkoleniowiec. Przypomnijmy:
- Przyszedł w sezonie 17/18 do mocno przeciętnej ekipy, rozbitej, która ledwo co wisiała nad strefą spadkową. Z przygodami, bo z przygodami, ale Piast został w Ekstraklasie.
- Rozgrywki 18/19 – trudno aż przypominać, bo wszyscy pamiętamy. Piast godzi Legię i Lechię, zostaje mistrzem Polski.
- Rozgrywki 19/20 – gliwiczanie jeszcze trzymają kontakt z Legią, osiem punktów straty to sporo, natomiast kolejna Pogoń ma aż trzynaście. Albo ekipa Fornalika coś wymyśli, albo pewnie nikt.
NIE TEN SAM ZESPÓŁ, A WYNIKI PODOBNE
I wiecie co, gdyby Fornalik osiągał takie wyniki z choćby podobnym zespołem, co wygrywał mistrzostwo Polski. Ale nie, tam przecież doszło na wielu pozycjach do kluczowych zmian. Porównajmy wyjściowe składy z ostatniego meczu sezonu 18/19 do spotkania z Koroną Kielce sprzed paru dni.
Na Lecha 18/19: Szmatuła – Pietrowski, Sedlar, Czerwiński, Kirkeskov – Hateley, Dziczek – Konczkowski, Felix – Valencia, Parzyszek
Na Koronę 19/20: Plach – Konczkowski, Korun, Czerwiński, Kirkeskov – Milewski, Hateley, Jodłowiec, Vida – Felix, Parzyszek
Już nie liczymy obsady bramkarza, bo przecież Plach był wtedy i jest teraz, natomiast warto przypominać, jak wiele ważnych ogniw Fornalik stracił. Sedlara, Dziczka, Valencię, Pietrowskiego na własne życzenie, ale to też zmiana. I czy Korun jest lepszy od Sedlara? Milewski od Dziczka? Vida od Valencii? Naturalnie, że nie, natomiast to i tak dalej żre.
Piast i teraz, i rok temu, po 28. kolejce ma 49 punktów. Co więcej, wtedy też tracił do lidera, Lechii, osiem punktów. Jeśli nie będzie mistrzostwa, to nie dlatego, że Piast jest słabszy, ale dlatego, że Legia gra na miarę potencjału.
A przecież Fornalik dostał na szpicę Tuszyńskiego. To jak iść na czołgi z łukiem. Tymczasem warto podkreślić, że gliwiczanie ograli w tym sezonie Legię dwa razy.
Ale jasne – gdybyśmy mieli postawić pieniądze, nie postawilibyśmy ich na to, że Piast obroni mistrzostwo. Legia jest naprawdę mocna. Natomiast jeśli będzie srebrny medal: Waldemar Fornalik i jego drużyna znów będą dużymi wygranymi.
Fot. FotoPyk