Francuski rząd podjął decyzję o wstrzymaniu w kraju rozgrywek piłkarskich do końca sierpnia. Oznacza to zawieszenie Ligue 1, Ligue 2 oraz kobiecych lig nad Sekwaną.
– Czekałyśmy na tę decyzję i wiemy już na czym stoimy. Większość dziewczyn już dawno jest w domach, ja na razie zostaję w Paryżu. Wydaje mi się, że mam tutaj lepsze warunki do życia – mogę się przejść do parku czy po tarasie. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, ale po powrocie do kraju musiałabym przejść kwarantannę i pewnie byłby kłopot, aby wyjść z pokoju. Jeśli chodzi o trening, od trzech tygodni nie dostajemy już rozpisek z klubu. Wiąże się to z obostrzeniami, które wprowadziły kluby i tym, że formalnie właściwie to jesteśmy na urlopach. Trenerzy ze względów prawnych nie mogli nam wysyłać planów, my też nie musimy trenować. Wiadomo jednak, że każdy ma w sobie żyłkę motywacji i urozmaicałyśmy sobie wysyłane wcześniej plany, aby zachować formę nawet w tym czasie – mówi w rozmowie z nami bramkarka PSG, Katarzyna Kiedrzynek. Zapraszamy.
***
Co wiemy po dzisiejszym komunikacie francuskiego rządu?
Do września zawieszone są wszystkie rozgrywki zawodowe, więc oznacza to zakończenie sezonu 2019/20 we Francji. Taką informację przekazał nam trener. Z tego co wiem, federacje kontaktowały się już z klubami, ale nadal czekamy na oficjalny komunikat.
Co ze spadkami i awansami?
Tego właśnie jeszcze nie wiemy. Są dwie opcje: zostaną uznane wyniki obowiązujące, albo będzie tzw. saison blanche, czyli nic się nie wydarzyło. Na razie żadnych spekulacji nie ma, w mediach społecznościowych też na ten temat cisza.
Sytuacja we Francji jest na tyle poważna, że nie było innego wyjścia?
Myślę, że tak. Wszystkie tutejsze obostrzenia są luzowane bardzo powoli. Dużo osób zmarło lub pozostaje w bardzo ciężkim stanie. Jest na pewno lepiej niż kilka tygodni temu, ale gdybyśmy wszyscy wyszli z domów, to znów pewnie byłoby nieciekawie. Rząd ze wszystkich sił stara się wrócić do normalności, ale swoje musimy teraz przeboleć.
Jest żal, że nie dogonicie Lyonu i nie uda się zdobyć mistrzostwa?
Na pewno, bo strata wynosiła tylko trzy punkty, a przed nami był jeszcze bezpośredni mecz. Na pewno byłyśmy gotowe, aby skończyć tę ligę i walczyć o tytuł. Gdybyśmy wygrały wszystkie mecze do końca, a dodatkowo z Lyonem różnicą dwóch bramek, to upragnione mistrzostwo byłoby nasze. Niestety, zawsze gdzieś byłyśmy bardzo blisko, bo mam na koncie kilka wicemistrzostw. Na przełomie marca i kwietnia dochodziło do tego meczu o wszystko z Lyonem, który zazwyczaj przegrywałyśmy. Tym razem przed jego rozegraniem powstrzymał nas koronawirus.
Z twojej perspektywy sezon powinien zostać uznany za odbyty czy nie?
U nas do końca sezonu zostało tylko sześć kolejek, więc chciałabym, aby zakończyć go przy obecnej punktacji. Myślę, że patrząc na to jak sobie radziłyśmy, to raczej trzecie Bordeaux już by nas nie dogoniło. Pozostaje kwestia uznania spadków, ale myślę, że nikt by się nie burzył w przypadku takiego Metz, które w naszej lidze zgromadziło tylko dwa punkty. Podobnie, jeśli chodzi o Toulouse w lidze męskiej – znacznie odstające od reszty stawki. Byłoby nie fair w stosunku drużyn starających się o awans, gdyby zabrać im tę możliwość.
Gdyby waszej drużynie męskiej nie przyznano tytułu byłaby burza?
Myślę, że tak, bo oni właściwie od początku sezonu mają ogromną przewagę i raczej nie wypuściliby tego z rąk. To nie tak jak u nas, gdzie Lyon ma tylko trzy punkty więcej.
Kluby we Francji ze zrozumieniem podchodzą do decyzji?
Każdy zdaje sobie sprawę, że tak trzeba było zrobić. Osobiście też wolałam, aby to zakończyć i nie ryzykować rozprzestrzeniania wirusa. Teraz na pewno trudne zadanie przed władzami ligi, aby w odpowiedni sposób rozliczyć sezon. Zawsze ktoś może mieć jakiś żal, ale sama decyzja o zakończeniu wydaje się słuszna.
Dalej jesteście w Lidze Mistrzyń, gdzie w ćwierćfinale miałyście się zmierzyć z Arsenalem. Myślisz, że decyzja o odwołaniu tegorocznych rozgrywek europejskich, to tylko kwestia czasu?
Tak. W momencie, gdy zostają odwoływane rozgrywki krajowe, trudno sobie wyobrazić występy w Europie. Do tego dochodzi kwestia przemieszczania się. Pewnie zarówno męska drużyna, jak i my poleciałybyśmy prywatnymi samolotami, ale w obecnej sytuacji, to też wydaje się niemożliwe. Słyszałam, że UEFA planowała dokończyć Ligę Mistrzyń w sierpniu, ale do września zawieszone są przecież u nas rozgrywki. Ja jako piłkarka obawiałabym się o swoje zdrowie, wchodząc z marszu po takiej przerwie. Treningiem indywidualnym wszystkiego nie zastąpisz, a minimalny okres przygotowawczy to są 4 tygodnie. Nie widzę sensu, aby przez taki czas trenować tylko w celu rozegrania jednego czy dwóch meczów.
Co dalej z waszymi zajęciami? Skoro liga odwołana, to nie ma się do czego przygotowywać…
Czekałyśmy na tę decyzję i wiemy już na czym stoimy. Większość dziewczyn już dawno jest w domach, ja na razie zostaję w Paryżu. Wydaje mi się, że mam tutaj lepsze warunki do życia – mogę się przejść do parku czy po tarasie. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, ale po powrocie do kraju musiałabym przejść kwarantannę i pewnie byłby kłopot, aby wyjść z pokoju (śmiech). Jeśli chodzi o trening, od trzech tygodni nie dostajemy już rozpisek z klubu. Wiąże się to z obostrzeniami, które wprowadziły kluby i tym, że formalnie właściwie to jesteśmy na urlopach. Trenerzy ze względów prawnych nie mogli nam wysyłać planów, my też nie musimy trenować. Wiadomo jednak, że każdy ma w sobie żyłkę motywacji i urozmaicałyśmy sobie wysyłane wcześniej plany, aby zachować formę nawet w tym czasie.
ROZMAWIAŁ WOJCIECH PIELA
Fot. Fotopyk