Reklama

Biedota a głupota, czyli dlaczego nie wykonamy koniecznych ruchów

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

27 kwietnia 2020, 11:47 • 5 min czytania 15 komentarzy

Wczoraj przez środowisko piłkarskie przetoczyła się dyskusja dotycząca ograniczania płac w Ekstraklasie – jej zapalnikiem była oczywiście wypowiedź Cezarego Kuleszy, który dość jasno stwierdził, że większość zawodników naszej ligi zarabia zbyt dużo w stosunku do prezentowanych przez nich umiejętności. Tego typu debata wraca co jakiś czas, najczęściej w lipcu i sierpniu, gdy okazuje się, że nasze gwiazdy zarabiające sześciocyfrowe kwoty nie potrafią w pucharach przejść przez zespoły, których zawodnicy na umowach mają tylko cztery cyferki. Więc dlaczego nic się nie zmienia? Spróbujmy wytłumaczyć.

Biedota a głupota, czyli dlaczego nie wykonamy koniecznych ruchów

Pomysł ograniczenia płacowego wyścigu szczurów w Ekstraklasie nie jest nowy, co więcej – nie jest też pomysłem oderwanym od rzeczywistości, bo w różny sposób płace reguluje się nie tylko w amerykańskich ligach, ale choćby w Australii, gdzie istnieje instytucja tzw. designated player. Generalnie istnieje przynajmniej kilka dróg, by zmusić kluby do bardziej racjonalnego wydawania pieniędzy, od jakiegoś łącznego limitu wynagrodzeń, przez ustawienie górnej granicy procentu budżetu (niektóre kluby wydawały na płace więcej, niż miały pieniędzy w budżecie), aż po ustalenie limitu „gwiazd” w drużynie, które mogłyby być opłacane w dowolny sposób, w przeciwieństwie do pozostałych zawodników, których obowiązywałyby jakieś ograniczenia.

Każdy z pomysłów byłby wart rozważenia, sprawdzenia wszystkich za i przeciw, oraz dyskusji w środowisku, gdyby nie fakt, że każdy wymaga z grubsza tych samych cech u prezesów i właścicieli poszczególnych klubów.

Mianowicie: na wstępie potrzebna jest solidarność. 16 klubów musiałoby zasiąść do wspólnego stołu, a następnie wypracować solidarnie rozwiązania, które w równym stopniu dotknęłyby wszystkich klubów w tym gronie. Jak się to kończyło do tej pory – mamy piękny obraz po decyzjach w sprawie podziału pieniędzy z praw TV, wszyscy rzucają się sobie do gardeł nawet 12 miesięcy później. Elementarna solidarność w obliczu pandemii trwała parę dni – potem zaczęły się kombinacje, jak zacząć treningi jak najwcześniej, w tajemnicy przed rywalami, jak dogadać się z obniżkami pensji, by wyjść na kryzysie lepiej, niż ligowa konkurencja. Nie jest to może jeszcze stan wojenny, ale stosunki pomiędzy klubami w Ekstraklasie nazwalibyśmy separacją, i to taką tuż przed widowiskowym rozwodem.

Ale okej, popuśćmy wodze wyobraźni i załóżmy, że kluby by się jakoś dogadały co do prawnych zapisów. Tutaj jednak mamy kolejną ogromną przeszkodę do przeskoczenia. Uczciwość. Kluby musiałyby po prostu rzetelnie zastosować się do swoich ustaleń, bez kreatywnego przerzucania kosztów utrzymania piłkarzy na zewnętrzne podmioty. Wyobraźmy sobie fikcyjny klub Warszawskie Towarzystwo Piłkarskie „Daewoo” Warszawa, którego sponsorem jest gigant motoryzacyjny. Piłkarze zarabiają w klubie „po bożemu”, kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, mieszcząc się bez trudu w salary cap, limitach płac, jakkolwiek to nazwiemy. Ale tak się składa, że firma Daewoo poszukiwała akurat specjalistów ds. marketingu, 25 młodych mężczyzn do swojego biura na Bielanach. I tam chłopcy zarabiają po kilkadziesiąt, albo i kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. Oczywiście to najprostsza opcja, łatwa do wykrycia, ale przecież możliwości jest tysiąc – na przykład zatrudnienie na stanowisku makijażystki żony zawodnika, która stałaby się najlepiej opłacanym pracownikiem klubu.

Reklama

Sposobów na ominięcie prawa jest tak wiele, że właściwie kwestią czasu byłoby uruchomienie samorządowych programów stypendialnych, po czym wszystko wróciłoby „do normy”.

Jakikolwiek limit miałby sens, gdyby cała stawka w komplecie postawiła na pełną uczciwość i transparentność. Jak w ogóle marzyć o czymś takim, skoro wiele klubów nie może się od siebie wzajemnie doprosić o zaległe przelewy transferowe, o zaległościach wobec piłkarzy nie wspominając? W tej mętnej wodzie i przed epidemią, i obecnie trudno o jakąkolwiek jasność intencji, więc trudno oczekiwać, że to ulegnie zmianie po wprowadzeniu limitu płac.

Można tu oczywiście dodawać kolejne elementy „ulepszania” futbolu – obligatoryjna część budżetu na akademie, zatrudnianie skautów w wymogach licencyjnych, wymagana liczba boisk do dyspozycji grup juniorskich. Wszystko jednak sprowadza się tak naprawdę do tych kluczowych kwestii – do solidarności i uczciwości klubów, które musiałyby grać wobec siebie fair, stosując się do wcześniej wypracowanych reguł.

Ale gdybyśmy mieli wyłącznie mądrych, solidarnych i uczciwych wobec siebie zarządców we WSZYSTKICH klubach Ekstraklasy, to czy w ogóle byłyby potrzebne jakieś prawne zapisy? Czy nie wystarczyłyby dżentelmeńskie umowy, dogadanie się na uścisk dłoni, by nikt nie wpadł na żadne kreatywne oszukiwanie pozostałych? Otóż wystarczyłby, o czym szczegółowo napisał Krzysztof Stanowski W SWOIM PLANIE NAPRAWCZYM z 2018 roku.

Czy potrzebujemy regulacji, ograniczania wydatków, zwiększania inwestycji w kluczowe działy jak skauting czy szkolenie? Tak, potrzebujemy. Ale jedynym sposobem na ich realne, a nie tylko „papierowe”, zaimplementowanie, jest dojrzałość zarządzających w poszczególnych klubach. Jak w leczeniu nałogów – najpierw sami muszą chcieć zmiany, narzucenie ograniczeń poskutkuje wyłącznie pomysłowym omijaniem zakazów. Czemuś głupiś? Boś biedny. Czemuś biedny? Boś głupiś.

Dopóki nie dorobimy się mądrego zarządzania od Szczecina po Rzeszów, nie tylko w Ekstraklasie, ale też wśród tych aspirujących do awansu w I lidze, dopóty piłkarze będą przepłacani. A co najgorsze – nawet jeśli za kilka lat właściciele klubów dojrzeją wreszcie do swoistej zmowy cenowej, niewykluczone, że w pierwszym czy drugim okienku transferowym ktoś „będzie zmuszony bronić utrzymania”, a ktoś inny „doinwestuje klub, bo w perspektywie jest gra w pucharach”. I tak będziemy sobie biec w tym kółeczku niczym chomiki – po prostu co jakiś czas ktoś z niego wypadnie jako bankrut, który nie wytrzymał wyścigu płac.

Reklama

Jakub Olkiewicz

Fot.FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Katastrofalne informacje dla klubu z Częstochowy. Skra ukarana odjęciem siedmiu punktów

Szymon Piórek
1
Katastrofalne informacje dla klubu z Częstochowy. Skra ukarana odjęciem siedmiu punktów
1 liga

Duży zastrzyk gotówki dla Motoru Lublin. 400 tys. zł od województwa

Szymon Piórek
0
Duży zastrzyk gotówki dla Motoru Lublin. 400 tys. zł od województwa

Ekstraklasa

Komentarze

15 komentarzy

Loading...