– Jeśli miałbym być szczery – tak, żałuję, że odszedłem z Legii. W życiu podejmujesz decyzje i próbujesz podjąć takie, które są dla ciebie najlepsze. Wtedy myślałem, że Olympiakos to najlepsza decyzja. (…) Sezon w Legii był świetny, to jak ludzie na mnie reagowali… Tęsknię i może to był błąd – mówił sentymentalnie Vadis Odjidja-Ofoe na Kanale Sportowym.
Rozmowę Michała Żewłakowa i Dominika Ebebenge z Vadisem (a także masę przeróżnych anegdot!) możecie obejrzeć tutaj:
Co u ciebie?
Wszystko dobrze. Zostajemy w domach, wszyscy są zdrowi i to najważniejsze.
Tylko dlatego nigdzie nie wychodzisz!
Tak, tak, prawda. (śmiech)
Jak wygląda w Belgii sprawa dokończenia sezonu?
Ciągle czekamy na informacje. Niektóre kluby chcą grać, w szczególności te drużyny, które wciąż mają szansę na załapanie się do pucharów. Większość klubów myśli jednak o zdrowiu i chcą zakończyć sezon, jak w Holandii. Są dwa obozy – jedni chcą grać, drudzy chcą zatrzymać ligę.
Wyjaśnijmy sprawę twojego odejścia z Legii. Oferta z Olympiakosu była tak duża czy nie patrzyłeś wtedy na pieniądze?
Wiele rzeczy się skumulowało, dość szczególna sytuacja. To już za mną, więc mogę powiedzieć prawdę, by wszyscy ją znali. Olympiakos złożył mi ofertę, chcieli mnie, był tam Besnik Hasi. Zastanawiałem się nad tą propozycją. W międzyczasie rozmawiałem z Legią o podpisaniu nowego kontraktu. Klub robił wszystko, żeby mnie zatrzymać. Byłem z tego powodu zadowolony, doceniałem to. W pewnym momencie zgłosił się po mnie rosyjski klub. Duże pieniądze, możliwość gry, dobry klub. Każdy ma swoją opinię o Rosji, jedni uważają, że to dobra liga, inni, że nie, ale dla mnie była to ciekawa oferta. Gdy już tam przyleciałem, kilka rzeczy nie poszło jak należy z agentem, który był zaangażowany do tego transferu. Przeszedłem wszystkie testy medyczne. Nie mogliśmy osiągnąć porozumienia i nagle powiedzieli: – Testy nie poszły dobrze, nie możemy zrobić tego transferu.
OK, jeśli sądzicie, że coś jest ze mną nie tak, to w porządku. A ja wiedziałem, że wszystko jest dobrze, zagrałem pełny sezon, byłem zdrowy. Szukałem potemnowej możliwości. Besnik mówił: – Wszystko już zaaranżowane, przyjedziesz, podpiszesz, znowu zagrasz w Lidze Mistrzów.
Przekonał mnie.
Byłem przy tych rozmowach. Tak naprawdę Dariusz Mioduski zrobił wszystko, co w jego mocy, by zatrzymać Vadisa. Miał kontrakt, który miał się kończyć za rok, już wtedy był chyba najwyższy w lidze, a kolejna propozycja jeszcze go przebijała. Ja uznawałem, że Vadis mentalnie nie jest już w Warszawie, ale w Atenach, dlatego odchodzi.
Vadis, przeszedłeś do Olympiakosu. Znamy historię Besnika Hasiego w Legii, w Olympiakosie była dokładnie taka sama. A twoja? Podpisałeś trzyletni kontrakt, byłeś rok. Znam to miejsce i ten klub – dlaczego opuściłeś Olympiakos po roku?!
W jakim wieku grałeś w Olympiakosie?
30-34.
Właśnie. To bardzo dobre miejsce na ostatnie kilka lat kariery, jeśli lubisz słońce i leżeć na plaży. Gdy tam przyjechałem, na początku sezonu mieliśmy kilka kłopotów, ale awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, więc było OK. Przegraliśmy jeden bardzo ważny mecz z AEK-iem i nasz trener został zwolniony. Wygrywaliśmy 2-1, kibice zaczęli rzucać przedmioty na boisko, mecz przerwano, a potem przegraliśmy. Po meczu wiedzieliśmy od razu, że trener został zwolniony. Potem mieliśmy trenera z Grecji. Wszystko szło dobrze, wygrywaliśmy mecze, goniliśmy pierwsze miejsce. Znowu zwolnili trenera – szukali czegoś nowego, chcieli grać inną piłkę. Nikt nie wiedział, dlaczego to się dzieje.
To był też zły okres z perspektywy życia rodzinnego. Obrabowali nam dom, moich sąsiadów także. Moja żona nie chciała tam zostać, bała się, co się może wydarzyć. Urodziła nam się wtedy pierwsza córeczka, miała tylko kilka miesięcy, żona nie chiciała zostawać z nią sama. Co byłoby, gdyby raz jeszcze weszli do naszego domu?
Z tego powodu powiedziałem, że chcę opuścić klub i poszukać czegoś nowego. Olympiakos nie chciał mnie puścić. Zaczęliśmy walczyć. Za nowego trenera wyniki nie były rewelacyjne, zaczęli obwiniać niektórych ludzi, także i mnie. Po sezonie przez miesiąc czy dwa biegałem tylko wokół boiska, nie mogłem grać w piłkę. Chcieli mnie wyrzucić. Dużo złych rzeczy się wydarzyło, ale nie chcę nikogo winić, takie życie. Życzę im jak najlepiej.
Potrafię sobie to wyobrazić, bo mój czwarty sezon był podobny. Może nie z obrabowaniem domu, ale zmienili trenera cztery razy. Masz poczucie, że pozostanie w Legii na rok czy dwa byłoby lepsze dla twojej kariery ze sportowego punktu widzenia? Żałujesz?
Jeśli miałbym być szczery – tak, żałuję, że odszedłem z Legii. W życiu podejmujesz decyzje i próbujesz podjąć takie, które są dla ciebie najlepsze. Wtedy myślałem, że Olympiakos to najlepsza decyzja. Musisz stać za swoimi decyzjami. Sezon w Legii był świetny, to jak ludzie na mnie reagowali… Tęsknię i może to był błąd.
Reagowali na ciebie nie tylko kibice Legii, ale też innych klubów. W ostatnich dziesięciu latach w Legii mówiło się tylko o dwóch piłkarzach – o Vadisie i Ljuboji. Wciąż jesteś tu kochany.
Miło to słyszeć, że są takie reakcje. Moi znajomi też pytają: hej, kiedy wracasz do Legii? Wszyscy chcieliby przyjechać do Warszawy! Przez piłkę nigdy nie miałem czasu, by odwiedzić Warszawę.
Jesteśmy pewni, że zostaniesz szczególnie przyjęty. Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
Za dziesięć lat? Nie wiem. Wcześniej zawsze mówiłem, że po karierze piłkarskiej nie chcę zostać przy piłce. Myślę, że nie byłbym dobrym trenerem. Ale może coś innego? Skauting czy coś takiego. Kocham oglądać mecze, kocham futbol. Na pewno będę robił rzeczy, które mnie cieszą, spędzał czas z dziećmi, chcę być przy tym jak dorastają i być z nimi. Po karierze najważniejsza będzie rodzina, bo teraz musimy zrezygnować z wielu rzeczy przez piłkę. Chciałbym to nadrobić.
Jak długo chcesz jeszcze grać?
Kocham to, więc nie chcę określać konkretnego czasu. Chcę grać na najwyższym poziomie, nie będzie mnie interesowała gra w czwartej lidze czy coś podobnego. Dopóki zdrowie pozwoli i będę miał poczucie, że będę mógł dać coś drużynie, będę grał. Jeśli będę czuł, że jestem najgorszym piłkarzem w drużynie, sam zrezygnuję.
Robiłem ostatnio porządki i znalazłem gazetę z 2006 z końca sezonu, gdy wygraliśmy mistrzostwo w Anderlechcie. I zobaczyłem, że jesteśmy razem na zdjęciu.
Tak, tak!
Zostałeś w Anderlechcie na rok, a potem odszedłeś do Hamburga?
Tak, tak było.
Co w Hamburgu poszło nie tak?
Ściągnęli mnie jako młodego piłkarza z potencjałem. Chcieli dać mi czas, bym stał się piłkarzem pierwszego zespołu. Ściągał mnie Huub Stevens. Zanim się zdecydowałem, wielokrotnie rozmawialiśmy. Mówił: – Mamy plan na ciebie, pomogę ci, nie będziesz grał zbyt często na początku, ale dostaniesz szansę, będziesz mógł się pokazać.
Przekonał mnie. Po kilku miesiącach jego żona bardzo się rozchorowała, otarła się o śmierć. Opuścił klub. Nowy trener ściągnął kilku Brazylijczyków za dziesiątki milionów i innych piłkarzy. Dynamika zespołu się zmieniła, więc uznałem, że lepiej odejść. Porozmawiałem z klubem, że trener chyba nie do końca mnie widzi. Powiedzieli, że w porządku, znajdą jakieś rozwiązanie. Znalazły się dwa kluby, które mnie chciały, w których mogłem grać co tydzień i się rozwijać.
Po Hamburgu wróciłeś do Belgii na pięć lat. Byłeś wybrany wtedy najlepszym piłkarzem ligi, prawda?
Drugim albo trzecim, ale pierwszym nigdy.
W każdym razie byłeś blisko bardzo dużego transferu. Opowiesz nam o tym?
Mogłem iść do Evertonu. Trener powiedział mi, że będę oglądał mecze tylko z trybun, bo szykowany jest mój transfer. Byłem pewien, że odejdę, ale… przez dwa-trzy tygodnie nikt z klubu nie odbierał ode mnie telefonu. Ciągle dzwoniłem, nagrywałem się na sekretarkę: – Ej, co jest, dlaczego nikt nie odbiera?!
Ostatniego dnia okna transferowego, 20 minut przed zamknięciem okna prezes zadzwonił i powiedział: – OK, możesz odejść.
Pamiętam, że byłem wtedy u znajomych. Wybiegłem w klapkach po schodach i zacząłem szukać faksu, żeby wysłać dokumenty. Wszedłem do jednej restauracji:
⁃ Macie fax?!
⁃ Tak , tak, nie ma problemu, zejdź na dół.
Podpisałem dokumenty i wysłałem je. Była 23:58. Nic nie było w kontrakcie, żadnych warunków, tylko mój podpis. Dopiero potem dyskutowaliśmy o pieniądzach. Papiery dotarły do Anglii. Drugiego dnia FIFA powiedziała: dostaliśmy papiery, ale musimy sprawdzić, czy wszystko jest legalne.
Przez dziesięć dni nie mogłem trenować z Club Brugge – może jest transfer, a może nie. Trenowałem tylko z tatą. Za dziesięć dni zadzwonili: – Cztery minuty za późno.
A przecież już kilka tygodni przed deadlinem rozmawialiśmy o transferze. Raz słyszałem, że odejdę, raz, że nie. Bullshit.
Jaka była suma transferowa?
Nie wiem, to chyba było wypożyczenie, a dopłacić mieli później. Może nie osiągnęli porozumienia.
Łączysz w sobie dwa kraje – Belgię i Ghanę, skąd pochodzi twój tata. Miałeś kiedyś rozterkę, który kraj wybrać?
Gdy byłem młodszy, grałem dla belgijskiej reprezentacji. Nawet jak Ghana się do mnie zgłosiła, grałem już dla Belgii. Nie mówię w ich języku, nie znam kraju, ale czułbym się tam jak u siebie. Jeździłem tam tylko z tatą na wakacje, który był dla mnie jak przewodnik. Czułbym się tam zawsze jak obcy. Belgia jest moim krajem, zawsze tu grałem, tu żyłem, dlatego podjąłem taką decyzję.
Wyobraź sobie sytuację, gdy FC Brugge i Anderlecht walczą o ciebie. Gdzie idziesz?
Dobrze mi tu, gdzie jestem.
Możesz zostać dyplomatą!
Jestem szczęśliwy w swoim klubie. Mieliśmy bardzo dobry sezon, mamy wielu młodych piłkarzy, dobry miks. Gent to miasto, w którym się urodziłem, więc każdy mnie tu zna. Grałem tu w juniorach, a wciąż ci sami ludzie dalej pracują w klubie. Chcę zawsze dobrze czuć się w klubie, tak, jak to było w Legii. Sami zresztą wiecie, jak dobrze czułem się w Warszawie!
Rozmawiali na Kanale Sportowym Michał Żewłakow i Dominik Ebebenge