Ostatnie lata w wykonaniu Gonzalo Higuaina pełne są wzlotów i upadków. Napastnik, który w Neapolu dorobił się boskiego statusu i był podziwiany przez całą Italię, znajduje się już na przeciwnym biegunie. Wygląda na to, że Argentyńczyk rozstanie się z Juventusem w przykrych okolicznościach. Włosi spekulują, czy Pipita w ogóle wróci do Europy, żeby pomóc klubowi po wznowieniu sezonu w wygraniu Scudetto. O tym, jak nisko upadł niedawny król strzelców Serie A świadczy fakt, że mimo groźby dezercji z pola bitwy, w zasadzie nikogo to nie przejęło.
Czy kogoś może to dziwić? Już latem przydatność Higuaina w Turynie była oceniana na mniej niż zero. Jak w przypadku Paulo Dybali, którego próbowano z Juventusu wypchnąć, były jakieś wątpliwości, tak co do jego rodaka nie było ich wcale. Igła miał za sobą dwa niezbyt udane wypożyczenia i perspektywa jego dłuższej obecności w Piemoncie mogła co najwyżej doprowadzić do zawału klubową księgową. Gonzalo nigdzie się jednak nie ruszył, za co Stara Dama pluła sobie w brodę. Zawodził, denerwował i irytował. A potem…
Promyk nadziei
Jeśli chodzi o rzeczy mało prawdopodobne, kryzys Cristiano Ronaldo znajduje się gdzieś pomiędzy zdobyciem Scudetto przez Romę odejściem Tottiego z Romy, a sztamą na linii Neapol – Turyn. A jednak, Portugalczyk ubiegłej jesieni prezentował się na tyle słabo, że Maurizio Sarri ściągał go z boiska. Jasne, nie były to jakieś ostentacyjne zjazdy do bazy w 30. minucie, jednak bez dwóch stań CR7 nie dawał wtedy drużynie tego, czego potrzebowała. I wtedy wchodzi on, cały na biało. No prawie, bo z czarnymi pasami na koszulce. Argentyńczyk niespodziewanie wszedł w buty Ronaldo i dał Bianconerim cenne zwycięstwa. „Higuain zaliczył kapitalny miesiąc. Sześć meczów, dwa gole, cztery asysty, udział przy bramce co 65 minut. Liczby, których nie da się podważyć, tym bardziej, że nie strzelał do kaczek. Zapewnił Juventusowi wygrane z Lokomotivem, Torino, Milanem oraz Atalantą” – tak pisaliśmy o nim w listopadzie.
Odrodzenie było sporym szokiem, bo nie dało się ukryć, że pozostanie w Turynie było raczej kwestią braku ofert. Może i Pipita był żołnierzem Sarriego, jednak nawet Maurizio nie miał tylu argumentów, żeby przekonać klub do dalszego sensu płacenia mu 7,5 miliona euro. Tyle wynosiła rocznie gaża gościa, który był wrakiem napastnika. Już na starcie rozgrywek zaliczył poważne wtopy. Pusty przelot z Fiorentiną, czyli mecz bez choćby jednego strzału na bramkę, zdarzył mu się po raz pierwszy od połowy grudnia 2015 roku. Przynajmniej jeśli chodzi o Serie A i mecze, w których zagrał ponad godzinę. Fiołków nie postraszył nawet mimo faktu, że przebywał na boisku przez równe 90 minut. To był występ oznaczony znakiem jakości Fabiana Serrarensa.
Szybko przyszło, łatwo poszło
Do fenomenalnego listopada oddał łącznie 19 strzałów. Według xGoals wartość zmarnowanych przez niego okazji wynosiła 1.94. Z drugiej strony Igła był w czepku urodzony. Partolił co się dało, jednak kiedy już trafiał… Cóż. Gol z Napoli, zwycięska bramka z Interem. Gonzalo świetnie dobierał sobie rywali, z którymi błyszczał.
Po listopadowych spotkaniach, w których w końcu współczynniki xGoals i xAssist nadążały za jego wyczynami, kibice znów mieli nadzieję. Skoro ktoś notuje dublet i asystę w starciu z Atalantą, nie może być to przypadek. „L’Ultimo Uomo” zauważyło też, że niezwykle skutecznie spisuje się tercet Dybala-Higuain-Ronaldo. Ten tercet generował 2.78 xGoals na 90 minut. Inna sprawa, że sam Sarri uważał, że takie zestawienie jest możliwe tylko w określonych okolicznościach, które nie zburzą taktyki całego zespołu.
Poza tym bardzo szybko okazało się, że popisy Higuaina były jak ostatnie podrygi konającej ostrygi. O ile w listopadzie pozwolił Starej Damie ugrać dziewięć punktów, tak w grudniu wrócił do partaczenia. Na start mecz z Sassuolo zakończony sensacyjnym remisem 2:2. Pipita według Understat powinien dorzucić w tym spotkaniu gola, a najpewniej i asystę. Nic z tego, trzy strzały, zero goli. Tak było już do zakończenia, czy raczej do zawieszenia sezonu. 27 strzałów, marna jedna bramka – w dodatku wbita na pewniaka Cagliari – plus jedna asysta.
Znów zaczęto mu wypominać to, czego nie strzelił. Zresztą nic dziwnego – xGoals zmarnowanych okazji z tego okresu? 2.81. Higuain powinien mieć teraz o 5 goli więcej. Czyli drugie tyle, ile w ogóle strzelił.
Pierwsza dezercja
7,5 miliona euro netto rocznie. 90 milionów zapłacone Napoli. Te kwoty były niczym ogromna, betonowa kula, przyczepiona do jego nazwiska. Nie ma co ukrywać, taki kontrakt u niespełna 33-latka, który nie strzela, był sporym obciążeniem. Juventus wydał na Higuaina już ponad 120 milionów euro. Tyle to można inwestować w kogoś, kto jest maszyną i wrzuca markę klubu na wyższy poziom. A nie w kogoś, kto po powrocie z wakacji jest obiektem drwin z powodu bebzona pasującego raczej napastnikowi sekcji oldbojów. Plotki o tym, że latem Igła znów będzie wypychany powróciły więc ze zdwojoną siłą. Zastopować je mogła pandemia koronawirusa, ale stało się wręcz odwrotnie. Wszystko za sprawą pewnej marcowej nocy, w której napastnika złapano na… lotnisku.
Próba przedostania się do prywatnego odrzutowca pod osłoną nocy pasuje bardziej do brawurowej ucieczki złoczyńcy niż piłkarza. A jednak, Higuain został zatrzymany przez strażników, kiedy próbował wydostać się z Włoch. Media szybko podchwyciły temat i afera wybuchła zanim udało się ją ugasić. Okazało się bowiem, że Gonzalo może i niefortunnie dobrał okoliczności, ale jednak miał zgodę klubu na powrót do Argentyny. Powodem jego wyjazdu była choroba matki, która zmaga się z nowotworem. Mimo to mleko się rozlało, a niesmak po tym, że Pipita wcielił się w rolę zbiega złapanego przez straż pozostał.
Druga dezercja
Argentyńczyka dezerterem okrzyknięto trochę za wcześnie, jednak niekoniecznie niesłusznie. Po miesiącu w ojczyźnie okazało się bowiem, że tym razem Higuain ma problemy z lotem w drugą stronę. Włosi coraz poważniej planują wznowienie rozgrywek, o czym szerzej pisaliśmy tutaj. W obliczu tych planów polecenie powrotu dostali już piłkarze Milanu. Tymczasem „Sky Sports” poinformowało, że podobną propozycję odrzucił Gonzalo, który powinien już siedzieć na walizkach. Co prawda znów szybko wyprostowano te wiadomości, tłumacząc, że tak naprawdę zawodnicy Juventusu nie otrzymali jeszcze jasnego polecenia od klubu. A jednak, Miralem Pjanić, który podobnie jak Pipita musi walczyć o pozostanie w kadrze, zdecydował się na szybki powrót i pracę nad formą.
Bośniak swoją postawą zaplusował, z kolei Higuain wręcz odwrotnie. Argentyńczyk po pierwsze boi się zakażenia, po drugie wolałby poświęcić najbliższe tygodnie na opiekę nad matką, a po trzecie nie wierzy, że sezon zostanie dokończony. „Corriere Torino” informowało, że tak właśnie miał tłumaczyć się przed jednym z kolegów. „Dla mnie to koniec sezonu, nie zagramy, nie wracam”. Juventus, choć doniesienia o buncie napastnika prostował, też opracowuje już plan B, na wypadek, gdyby ich piłkarz naprawdę nie miał zamiaru ruszać się z domu. „La Gazzetta dello Sport” pisała, że w rolę dziewiątki miałby się wcielić Federico Bernardeschi. Być może miejsce Higuaina zająłby Paulo Dybala, jednak on musi przejść indywidualny tryb powrotu do treningów z uwagi na to, że był w gronie zarażonych.
Informacje o tym, że w Turynie poważnie myślą, co zrobić z Pipitą potwierdza też Tuttosport. Turyńska gazeta rozrysowała scenariusze, które rozważa zarząd Juventusu.
– Powrót i dokończenie sezonu, po którym najpewniej nastąpi rozstanie.
– Próba porozumienia się z klubem i uzyskania zgody na pozostanie w Argentynie.
– Rozwiązanie kontraktu z winy zawodnika.
Który z nich jest najbardziej prawdopodobny? Wydaje się, że drugi. Higuain co prawda mógłby wrócić, jednak podczas gdy jego klubowi koledzy z Brazylii zabukowali już loty, on nawet nie dał klubowi znać, co zamierza zrobić. Argentyńczyk mógłby więc być traktowany jak zgniłe jabłko, które nie pomogłoby Starej Damie w trudnym finiszu sezonu. A skoro za rok i tak byłby niepotrzebny, to po co odwlekać nieuniknione? W końcu Juve otwarcie dyskutuje już o nowym snajperze, więc czytelniejszym sygnałem o przyszłości byłego gracza Napoli byłoby już chyba tylko podesłanie mu kawałka Ariany Grande „Thank u, next”.
American Dream
Zwlekanie Gonzalo może mieć też drugie dno. Argentyńczyk zdaje sobie sprawę, że w Turynie nie ma już przyszłości. Ostatni rok, może i dwa, jego kariery to pasmo rozczarowań. Niewykluczone, że jeśli uda mu się wywalczyć brak powrotu do Juventusu, do Europy nie wróci już nigdy. A przynajmniej nie po to, żeby uganiać się w niej za kawałkiem skóry po boisku. Podchody pod ściągnięcie Pipity zaczęło bowiem robić Los Angeles Galaxy. Guillermo Schelotto przyznaje, że jego marzeniem byłoby sprowadzenie napastnika do Stanów Zjednoczonych. Klub z Los Angeles wyciąga wnioski z podpatrywania lokalnego rywala, LAFC, który jako spadkobierca Chivas USA – o czym pisaliśmy szerzej tutaj – postawił na gwiazdy z Ameryki Południowej.
LAFC do sukcesów prowadzą Meksykanin Carlos Vela oraz Urugwajczyk Diego Rossi. Galaxy poszli w tym samym kierunku i zakontraktowali Chicharito. Higuain miałby stworzyć z wychowankiem Chivas Guadalajara zabójczy, latynoski duet. A jeśli plan przenosin do Stanów Zjednoczonych nie wypali? Gonzalo widziałoby u siebie River Plate, w którym piłkarz zaczynał karierę. Co prawda na początku kwietnia plotki o takim ruchu dementował ojciec piłkarza, ale okoliczności się zmieniły. Klub ze stolicy Argentyny gwarantowałby napastnikowi możliwość częstszego widywania się z rodziną, w tym z chorą mamą, więc szanse River na wygranie tego wyścigu są duże.
***
Bez względu na to, co stanie się z Higuainem, on sam może mieć duży żal do swoich wyborów z przeszłości. Jeszcze kilka lat temu był herosem, najlepszym napastnikiem w Europie. Możecie mieć co do tego wątpliwości, ale przecież Pipita był najskuteczniejszą dziewiątką na Starym Kontynencie, ustanowił rekord goli w jednym sezonie Serie A – 36 trafień. Był podziwiany i szanowany. Transfer do Juventusu sprawił jednak, że wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart.
Pierwszy znienawidził go Neapol, z wiadomych powodów. Koszulki na śmietnikach, papier toaletowy z jego podobizną – no, niezbyt przyjemne odczucia. Nawet jeśli na Partenopei udawało się odegrać po golach im strzelanych, w głębi serca Gonzalo musiał czuć ból, bo mógł być pod Wezuwiuszem drugim największym Argentyńczykiem po Maradonie. Chciał jednak trofeów, których w Turynie nie wygrywał. Jasne, Scudetto sobie do CV dopisał, ale od niego oczekiwano triumfu w Lidze Mistrzów, a on nie potrafił nawet ponownie założyć korony króla strzelców w Italii.
Turyn być może go nie znienawidził, ale na pewno nie pokochał, ani nawet nie obdarzył sympatią. Jedyne chwile uwielbienia następowały po wspomnianych golach strzelanych Napoli. Szpilka wbita południu zawsze cieszy, ale nic ponad to. Mediolan też potraktował go pogardą, bo w barwach Milanu po prostu rozczarował. To jednak musi boleć. Być może gdyby wtedy nie zdecydował się ruszyć z południa na północ, dziś nadal byłby wspominany jako jeden z najlepszych snajperów w historii calcio, a nie jako niechciany włóczęga. Zapewne zasłużyłby też na godniejsze pożegnanie niż dezercja za ocean.
A tak, na własne życzenie, trzy ostatnie wspomnienia z Higuainem w roli głównej to zdrada, rozczarowanie i ucieczka.
SZYMON JANCZYK
Włoski futbol w pigułce – przeczytaj inne teksty autora o calcio
Jaki jest plan Włochów na wznowienie sezonu?
Gol bez buta i złodzieje z Juve – historia mistrzostwa Hellasu
Własne piwo, korupcja i objawienie Serie A. Pokrętna historia Francesco Caputo
Bez tatuaży, ale z robotem do skautingu. Silvio Berlusconi buduje nowy, mały Milan