Wygrał w 2013 roku, gdy startowaliśmy z naszymi rankingami. W 2014 powtórzył ten wyczyn, rok później – można powiedzieć, że w swoim stylu – ustrzelił hat-tricka. 2016? Znów on. Pewnie już się domyślacie, ale dla formalności – w 2017 i 2018 też był najlepszy. Robert Lewandowski zdominował wybory najlepszego polskiego napastnika jak Liverpool ligę angielską w tym sezonie, a najlepsze jest w tym to, że mimo przewidywalnego zakończenia nie ma nudy (i z “Lewym”, i z bandą Kloppa). Ostatnie 12 miesięcy to być może nawet najlepszy rok w karierze snajpera Bayernu Monachium i reprezentacji Polski.
Nie podzielają tego zdania co prawda ludzie, którzy są odpowiedzialni za wyniki plebiscytu Złotej Piłki, bo w tym roku – mimo wielkich apetytów w naszym kraju – ich głosy dały “Lewemu” dopiero ósme miejsce, a w 2015 roku był przecież zaraz za podium. Jednak liczby mówią same za siebie – w 2019 roku Lewandowski zapakował 54 gole we wszystkich rozgrywkach (do których dołożył 12 asyst). W klasyfikacji najskuteczniejszych Polak wyprzedził Leo Messiego (o cztery trafienia), a także pobił swój osobisty rekord (2017 rok kończył z jedną bramką mniej na swoim koncie).
I na tym zakończymy, bo dalsze rozwijanie wątku jego osiągnięć grozi tym, że spóźnimy się na fajerwerki.
Dość ciekawie było za plecami Lewandowskiego, gdzie rywalizują przede wszystkim Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik. Jeśli wiosną komuś wydawało się, że pierwszy z tej dwójki gna tak, że kapitan reprezentacji Polski już musi czuć jego oddech, to kolejne miesiące uczyły pokory, momentami nie przebierając w środkach. Trzeba snajperowi Milanu oddać, że do nowej drużyny wkroczył z przytupem (11 goli w rundzie wiosennej), a także to, że był bohaterem pierwszej fazy eliminacji, ratując naszej kadrze skórę w meczach z Austrią i Macedonią Północną (gole na wagę zwycięstw), a także otwierając wynik z Izraelem (potem dołożył też bramkę w rewanżu). No ale jesień jest tak rozczarowująca (4 gole w klubie, 3 trzy z karnych), że w Mediolanie niczym zbawca witany jest niemal emeryt Ibrahimović, w kontekście naszego rodaka coraz częściej pada hasło “one-season wonder”, a zaraz po nim nazwy klubów, w których powinien poszukać szczęścia.
Dlatego wyżej stawiamy Arkadiusza Milika, dla którego to powrót na drugiej miejsce. Za nim gorszy rok w kadrze (1 gol, 1 asysta), choć uczciwie trzeba przyznać, że czasem ograniczało go zdrowie. Ale nawet pomimo tych perturbacji w klubie pokroju Napoli Milik był skuteczny zarówno wiosną (10 goli i 3 asysty), jak i jesienią (9 goli w ledwie 11 meczach, w tym hat-trick w Champions League). Imponujące.
Dalej mamy pechowców, którzy nie żyją w najłatwiejszych dla napastników czasach. Bywały bowiem w XXI wieku okresy, że taki Kamil Wilczek (autor 31 goli dla Broendby w tym roku) spokojnie byłby naszą strzelbą numerem jeden, a o powołanie do kadry na pewno nie musiałby się też martwić Karol Świderski z PAOK-u, aktualnie wicelider klasyfikacji strzelców greckiej ekstraklasy. Szansę dostałby wtedy zapewne również Kacper Przybyłko – dość niespodziewanie piąty strzelec ostatniego sezonu MLS.
Teraz wracamy do kraju, choć jeden z napastników już Ekstraklasę opuścił, a drugi ma na to spore szanse w trakcie zimowego okienka. Adam Buksa i Jarosław Niezgoda. Długo zastanawialiśmy się, jaką klasę im przyznać, a także którego umieścić wyżej. Ostatecznie trochę naciągnęliśmy na “C” i na siódmą lokatę wrzuciliśmy byłego już napastnika Pogoni. Co prawda jesienią walkę na liczby przegrał on z Niezgodą zdecydowanie (7 goli i 4 asysty do 14 goli i 2 asyst), ale nie możemy zapominać o wiośnie, w trakcie której napastnik Legii praktycznie nie grał w piłkę (łącznie 131 minut, 1 asysta), a Buksa kilka punktów dla Pogoni w tym czasie jednak ugrał (5 goli i 1 asyst). No i nie zapominajmy o tym, że nowy zawodnik New England Revolution to jednak trochę inny typ napastnika, niekoniecznie typowy egzekutor.
Ranking zamykają Jakub Świerczok, który może pochwalić się przyzwoitymi liczbami w Bułgarii, choć analiza tego, komu strzela i kiedy to robi, raczej nie wychodzi na jego korzyść i nie jest dowodem progresu, a także Piotr Parzyszek, bez którego goli nie byłoby mistrzostwa Polski dla Piasta Gliwice. Jesienią bywał wręcz irytująco nieskuteczny, ale siedem trafień jednak zaliczył, a w ekipie Waldemara Fornalika chętnych do strzelania raczej brakuje. Oczywiście to nie tak, że nie rozważaliśmy nikogo innego. W trakcie rundy jesiennej – cytując klasyka – coś przestawiło się w głowie Patryka Klimali, szóstą młodość przeżywał Paweł Brożek, całkiem nieźle wygląda dorobek bramkowy Łukasza Zwolińskiego w Chorwacji, kilka ważnych goli w drodze po Puchar Polski i ligowe podium (a także jesienią) strzelił dla Lechii Artur Sobiech, no a przecież jest jeszcze Mariusz Stępiński, który regularnie gra w Serie A, choć z zatkaną lufą (tylko 3 gole w 2019 roku). Całkiem przyjemny ranking, szczególnie w porównaniu z innymi.
To ostatni odcinek cyklu, poniżej znajdziecie pozostałe rankingi:
– skrzydłowi.