Reklama

Ranking Weszło – środkowi obrońcy 2019

redakcja

Autor:redakcja

26 grudnia 2019, 09:08 • 6 min czytania 0 komentarzy

Wczoraj zadaliśmy sobie pytanie o to, czy to już czas, by przestać traktować Łukasza Piszczka jak najlepszego polskiego prawego obrońcę i dość szybko odpowiedzieliśmy, że nie. Dziś pora poruszyć tę samą kwestię w kontekście Kamila Glika i środka obrony. A tu sprawa jest już nieco bardziej złożona. 

Ranking Weszło – środkowi obrońcy 2019

Przy okazji bokserskich pojedynków o mistrzowski pas mówiło się kiedyś, że pretendent musi wygrać wyraźnie, jeśli myśli o zluzowaniu aktualnego czempiona. Abstrahując od tego, ile w tym prawdy – gdybyśmy zastosowali podobną zasadę przy układaniu tego rankingu, wszystko pozostałoby bez zmian: wygrałby Glik, a Jan Bednarek zająłby drugie miejsce. Ale że nie za bardzo znajdujemy powód, dla którego mielibyśmy się nią kierować, ogłaszamy, że obrońca Southampton był w tym roku minimalnie lepszy i zapracował na tytuł najlepszego polskiego stopera.

Pierwsza myśl: mecze ze Słowenią, które prawie w całości opuścił Kamil Glik, pokazały, że bez niego ani rusz. Oczywiście sporo w tym racji, ale gdybyśmy się nad tym głębiej zastanowili, wyszłoby nam, że kłopotem w takich sytuacjach nie jest Bendarek, a raczej to, kto zastępuje obrońcę Monaco. Podliczyliśmy nasze noty, które wystawialiśmy reprezentantom po każdym meczu eliminacji. Średnie:

– Kamil Glik – 5,63 (oceniany 8 razy)
– Jan Bednarek – 5,56 (oceniany 9 razy)

Glik opuścił dwa mecze z solidnym rywalem, Bednarek spotkanie z Łotwą, w którym trochę łatwiej było złapać dobrą notę. Ale mniejsza z gdybologią – różnica jest tak minimalna, że trudno na jej podstawie wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Decydowało więc to, co działo się w piłce klubowej.

Reklama

A tu lepszy rok miał Jan Bednarek. Odkąd trenerem Southampton na początku grudnia poprzedniego roku został Ralph Hasenhüttl, 23-latek jest nie do ruszenia. I nie ma w tym grama przesady – Bednarek zagrał w Premier League od deski do deski 41 razy z rzędu! Wiosną wiązało się to również z wyróżnieniami, szczególnie opierający się na statystykach portal WhoScored.com lubował się w docenianiu Polaka za poszczególne występy lub całe okresy. Jesienią kurek z pochwałami niestety został przykręcony, a nazwisko Bednarka pojawiało się nawet w klasyfikacjach i tekstach, do których nikt nie chciałby trafić. Przykładowo Daily Mail zmieścił Polaka w jedenastce największych nieporozumień początku sezonu, argumentując to liczbą bramkowych błędów, ale – tak jak wspominaliśmy – trenerowi „Świętych” nie podpadł na tyle, by dać mu czas na odpoczynek i przemyślenie zachowania.

Glik również nie ma problemów z regularną grą, jesienią przesiedział na ławce ledwie dwa mecze, ale zawsze szybko wracał do składu Monaco. Na dodatek po odejściu Falcao został kapitanem drużyny. Inna sprawa jest taka, że za klopsy dostawało mu się po głowie zarówno wiosną, jak i jesienią. Nawet jeśli z czasem dorobił się statusu dyżurnego chłopca do bicia, którego najłatwiej obarczyć za niepowodzenia całej drużyny, i Francuzi przeginali, to nie można przeginać w drugą stronę – to żaden spisek, na gorzkie słowa Polak często po prostu zasługiwał. Bywał nazywany „kulą u nogi”, jego brak określano jako największe wzmocnienie drużyny, France Football kpił i pisał o „pomylonym Gliku”, a spekulacje dotyczące sprowadzenia kogoś na jego miejsce trwają od tygodni. Cóż, nie zawsze jest niedziela, trzeba wziąć to na klatę i udowodnić, że Leonardo Jardim, który stanowczo swojego defensora broni, ma rację. Gol z Lille w ostatniej kolejce to chyba byłby niezły moment zwrotny. A my tym bardziej doceniamy to, że Glik swoich problemów nie przywoził na kadrę.

Trzeciego stopera na tym poziomie niestety nie mamy, co budzi w nas pewien niepokój. Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk, którzy mieli w trakcie eliminacji okazję, zastępować kogoś z podstawowego duetu, nie stanęli na wysokości zadania. Pierwszy po meczu ze Słowenią został chyba nawet definitywnie przez Brzęczka skreślony, gdyż spotkanie z Austrią przesiedział na trybunach, a kolejne powołanie już do niego nie przyszło. Jędrzejczyk, który słabo wypadł w ostatnim spotkaniu kadry w tym roku, raczej takich konsekwencji uniknie – tym bardziej że w Legii stale prezentuje wysoką, równą formę. A wspomnianego Pazdana nam trochę szkoda – za ten rok stawiamy go przed „Jędzą”, gdyż odżył po transferze i w Turcji, w lidze silniejszej niż nasza, pokazywał się z dobrej strony. Nie brakuje nawet głosów, że gdyby nie Polak i jego interwencje, to ekipa Ankaragücü niechybnie spadłaby na drugi poziom. Jesień wskazuje na to, że ta historia z utrzymaniem może się nie powtórzyć, ale Pazdan i tak uchodzi w stolicy za jednego z nielicznych, który trzyma poziom.

Nie do końca opowiedzianą historią jest Jakub Czerwiński. Kapitalny sezon, szczególnie wiosna, w Piaście Gliwice, jeden z głównych architektów mistrzowskiego tytułu. Nie doceniła go kapituła, która wybierała najlepszych w lidze, nie znalazł się nawet w trójce nominowanych obrońców, ale to raczej kłopot tego tworu i kompetencji jego członków niż Czerwińskiego. Początek tegorocznych rozgrywek też był obiecujący, do pewnej gry doszły gole z BATE i Rigą, ale po ośmiu meczach odniósł kontuzję, która wykluczała go z reszty jesiennego grania. Pech, szkoda. Wspomnieć można tylko, że ten okres pokazał, jak ważnym dla ekipy Fornalika jest piłkarzem.

Dalej solidny duet z Lechii Gdańsk, który pewnego poziomu nie przeskoczy, ale Ekstraklasa byłaby znacznie piękniejszym miejscem, gdyby więcej było w niej stoperów o takiej klasie. Augustynowi częściej niż Nalepie zdarzają się zaćmienia, ale z drugiej strony – gdy mu żre, jest spektakularny na tyle, że niektórym zdaje się, iż stać go na więcej niż ligowa młócka. My wolimy stabilizację, którą daje były gracz Ferencvarosu. Pewien kłopot mieliśmy z Pawłem Dawidowiczem – niby wywalczył awans do Serie A, ale poziom wyżej zapisał się na razie tylko tym, że złapał już dwie czerwone kartki. Kamiński – wiadomo – kolejny pechowiec. Byłby wyżej, gdyby nie to, że zdrowie pozwoliło na rozegranie ledwie kilkunastu meczów w tym roku. Ranking zamyka Wojciech Golla, który w Śląsku Wrocław stał się synonimem ligowej solidności i chyba trochę niedocenianym obrońcą. W odmienionej przez trenera Laviczkę drużynie, która bazuje  w dużej mierze na obronie, odgrywa jedną z kluczowych ról.

Dwa słówka o nieobecnych, bo jeszcze kilkanaście tygodni temu stawialibyśmy, że ten ranking będzie wyglądał inaczej. Po pierwsze: Maciej Wilusz, który był w czołówce rok i dwa lata temu, chyba nie ma już czego szukać w Rostowie. Wiosnę stracił przez kontuzję, a jesienią choć był zdrowy, zagrał ledwie dwa razy w Pucharze Rosji. Rzadko na boisku pojawia się również Bartosz Salamon (ostatni mecz w kwietniu w barwach Frosinone), mówi się o konflikcie z trenerem SPAL i rychłej zmianie otoczenia. Rozczarowuje za to forma byłych kadrowiczów Czesława Michniewicza, bo zarówno Mateusz Wieteska, jak i Paweł Bochniewicz jesienią w Ekstraklasie grają słabo (o ile ten pierwszy w ogóle gra) oraz to, że Sebastian Walukiewicz, czyli jeden z ich następców, wejście do Serie A ma bardzo dyskretne. Albo inaczej – trudno mówić o jakimkolwiek wejściu do włoskiej ligi, skoro na razie jedyny występ w Cagliari to mecz Pucharu Włoch. Wiosną też opuścił kilka spotkań w Pogoni, więc nie mogliśmy wyróżnić go na kredyt.

Reklama

Bielik? Choć jako stoper też grywa, sklasyfikowaliśmy go jako defensywnego pomocnika, gdyż w tej roli występuje częściej.

cVUc76m

Jutro kolejna część – lewi obrońcy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...