Take a bow, Son. W wolnym tłumaczeniu: o skurweson. Tylko takie reakcje mogły towarzyszyć oglądaniu powtórki fenomenalnego rajdu Heung-min Sona, który zgarnął piłkę pod własnym polem karnym i pobiegł do przodu. To brzmi banalnie, ale serio, tak było, jesteśmy tutaj wyjątkowo precyzyjni. Wziął i pobiegł. Biegł. Biegł. Biegł. I strzelił gola.
Szukamy w pamięci, ile tego typu akcji widzieliśmy na najwyższym poziomie, ile tego typu akcji zyskało status kultowych. Chyba Messi z Bilbao, może z Getafe, wiadomo, Diego Maradona. To nie jest proste – masz do przebiegnięcia kilkadziesiąt metrów, rywali na boisku jest zazwyczaj dziesięciu, na końcu jeszcze stoi bramkarz, który ma pewną przewagę, bo może piłkę łapać w ręce.
Dobra, zupełnie serio. To wymaga pewnego zestawu wyjątkowych cech. Musisz mieć taką pozytywną bezczelność, by w ogóle na to wpaść. Wyjątkowe umiejętności techniczne, by trzymać piłkę przy nodze przez dobre kilkadziesiąt metrów. Szybkość, by raz minięci zawodnicy nie zdążyli z powrotem ustawić się na własnej połowie. Przebojowość. Dynamika. Przyspieszenie. Wreszcie zimna krew, by ani przez chwilę się nie zawahać, zwłaszcza przy wykończeniu.
Zresztą, co my wam tu będziemy pisać. Po prostu obejrzyjcie. Bonus: koreański komentarz, który nadaje całemu filmikowi wyjątkowego smaku.
YOU WANT THE SON GOAL WITH KOREAN COMMENTARY?!?#THFC #COYS
— Zac Wassink (@ZacWassink) December 7, 2019
Całkiem sympatyczne towarzystwo, Maradona, Messi. Ale musimy być uczciwi. Niedawno było bardzo, bardzo blisko podobnego gola, a autorem szalonego rajdu był wówczas… Kurt Zouma. A co, też odświeżmy.
Z kronikarskiego obowiązku – gol Sona padł w meczu Tottenham – Burnley, wygranym przez gospodarzy 5:0. Son wybiegał bramkę na 3:0.
Fot.Newspix