Reklama

Czy naprawdę nie można wymieniać trenerów pomiędzy sezonami?

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2019, 18:54 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pierwsza przerwa na kadrę i od razu dwa głośne zwolnienia. Po siedmiu kolejkach Ekstraklasy z usług swoich trenerów zrezygnowali w Koronie Kielce oraz Zagłębiu Lubin, a my zastanawiamy się – czy istnieje jakiś nieformalny zakaz zmiany szkoleniowca podczas przerwy między sezonami?

Czy naprawdę nie można wymieniać trenerów pomiędzy sezonami?

Szczególnie historia Bena van Daela wydaje się do bólu typowa, wręcz podręcznikowa. Najpierw zatrudnienie nieco przypadkowe, z braku laku, bo akurat był w klubie, przechodził z tragarzami. Potem średnia gra, średnie wyniki, czasem odrobinę lepsze, czasem odrobinę gorsze. Następnie klub zostaje zaskoczony przez koniec sezonu i pytanie zadane przez los: co dalej?

Pytanie, na które z jakichś dziwnych przyczyn większość szefów klubów w Polsce odpowiada: a, w sumie, dajmy mu szansę, co nam szkodzi.

Rok temu w opcji „a co nam szkodzi” sezon rozpoczynali w Legii Warszawa, gdzie szansę dostał Dean Klafurić, Śląsku Wrocław, gdzie jak zawsze zaufano Tadeuszowi Pawłowskiemu oraz… w Zagłębiu Lubin, gdzie zaryzykowano i postawiono na dalszą współpracę z Mariuszem Lewandowskim. Znamienne – wszyscy trzej stracili posadę jeszcze jesienią, a drużyny pod ich wodzą wyglądały słabiej i słabiej. We wcześniejszych latach takie przesunięte rozstania dotknęły też Korony Kielce (Tomasz Wilman), Lecha Poznań (Jan Urban) czy Górnika Łęczna (Andrzej Rybarski). Wymieniać pewnie moglibyśmy dalej, bo polscy włodarze wbrew pozorom zdają się mieć naprawdę miękkie serduszka.

Rozumiemy, że sezon często kończy się w dziwnych konfiguracjach – w kwietniu trzeba koniecznie „wstrząsnąć zespołem” i zwolnić trenera, a że w tym okresie większość uznanych fachowców jest już zatrudnionych – na stanowisku szkoleniowca ląduje ktoś z klubu. Czasem asystent trenera (Klafurić), czasem ktoś ze struktur akademii (van Dael, Pawłowski czy Ulatowski – on akurat wrócił do akademii po strażakowaniu w I zespole). I okej, to jest naprawdę w porządku, toksyczny związek wymaga zakończenia, w etapie przejściowym zespół właściwie prowadzi się sam. To, o co mamy delikatne pretensje, to ten letni dalszy ciąg.

Reklama

Jak to powinno wyglądać naszym zdaniem? Skoro już postawiłeś na czele tymczasowego strażaka w kwietniu czy maju, to od tej pory skupiasz się wyłącznie na poszukiwaniu nowego szkoleniowca. W dniu zakończenia rozgrywek dziękujesz strażakowi za poświęcenie, po czym prezentujesz nowy sztab, który już samodzielnie rozpisuje sobie cały plan przygotowań do kolejnego sezonu. Wybiera sobie miejsce zgrupowania, sparingpartnerów, zaczyna kreślić plany transferowe, zabiera głos przy wzmocnieniach i osłabieniach w trakcie okienka. Potem od pierwszej kolejki startuje już na swój własny rachunek, ma za sobą przepracowane parę tygodni z drużyną oraz parę tygodni z dyrektorami i prezesami w poszukiwaniu okazji transferowych.

Od pierwszej kolejki działa wyłącznie na własny rachunek.

Jak to wygląda u nas? A, kurczę, w sumie zagrał te 5-8-10 meczów, drużyna się od tego nie rozpadła, pieniędzy dużo nie bierze, niech chłopak ma! Na zachętę! Może akurat odpali? Piłkarze dostają się na ten najważniejszy, kluczowy okres pod skrzydła ludzi, dla których letnie przygotowania to dziewiczy teren. Weźmy tego Klafuricia w Legii. Przecież ówczesne lato w wykonaniu stołecznego klubu przypominało komedię, o czym zresztą ciszej czy głośniej wspominali później piłkarze czy przejmujący klub po sympatycznych Chorwacie Sa Pinto. W czasie, gdy w teorii wypadałoby naładować akumulatory na całą rundę, zajęcia prowadzi człowiek, którego wcześniejsze dokonania na tym polu nawet trudno sprawdzić.

Przecież taki van Dael mógł być prawdziwym mistrzem przygotowania motorycznego w akademii, ale jak właściwie wymiernie sprawdzić, jak sobie poradzi z seniorami? A transfery? Jeszcze w klubach z silnym dyrektorem sportowym można byłoby to jakoś uzasadnić, ale w przypadku takiej Korony Wilmana czy Łęcznej Rybarskiego? Właściciele klubów sami skazują się na problemy, tracą pierwszych kilka kolejek, po czym zatrudniają fachowców (albo i nie), którzy zamiast całego lata i trwającego dwa miesiące okna transferowego, dostają kilkanaście dni przerwy na kadrę bez możliwości wykonania jakichkolwiek ruchów transferowych. Bardzo, bardzo głupia taktyka.

Co ciekawe – w tym sezonie nie tylko van Dael stanowił opcję „a, zostawmy, zobaczymy, co się zdarzy”, bo przecież w podobny sposób można określić stanowiska Vukovicia czy Żurawia. Oni na razie się utrzymują, Żurawiowi to w sumie zaufano poważnie i władze zapowiadają, że nie zwolnią go w tym sezonie, choćby nie wiadomo co. Ale patrząc na historię – trenerom tymczasowym w wakacje lepiej podarować dyplom i podziękowania, niż opiekę nad składem. Zagłębie nie wyciągnęło lekcji z przygodą z Lewandowskim i znów zapłaci za to nerwowym szukaniem trenera, przebieraniem na rynku i tak już przebranym, a później w razie słabszych wyników rzuci wymówką „bo przecież nowy szkoleniowiec nie przeszedł okresu przygotowawczego z tym zespołem”.

fot. FotoPyk

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
2
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...