Reklama

TAK! Witamy grupę śmierci trzema punktami! 

redakcja

Autor:redakcja

16 czerwca 2019, 21:07 • 5 min czytania 0 komentarzy

No siemanko, mistrzostwa Europy U-21! Co tam dla nas macie? Grupę śmierci? Belgów naszpikowanych talentami? Rolę kopciuszka, który zagra według polskiego schematu mecz otwarcia – mecz o wszystko – mecz o honor? No to bardzo fajnie. Bo my mamy trzy punkty na start! 

TAK! Witamy grupę śmierci trzema punktami! 

Wspaniały, naprawdę wspaniały początek turnieju w wykonaniu polskiej reprezentacji. Skazywano nas na pożarcie, sami podchodziliśmy do turnieju tego na chłodno i uważaliśmy, że uniknięcie porażki z każdym bardziej renomowanych rywali będzie miłą niespodzianką, a nie celem, którego możemy wymagać z klapkami na oczach. No i mamy to! MŁODZIEŻÓWKA OGRAŁA BELGÓW! 

A przecież po kwadransie wydawało się, że Belgowie pokażą nam miejsce w szeregu. Wystarczyła pierwsza groźna akcja – poprzedzona niesygnalizowanym strzałem z dystansu Mangali, który trafił w słupek – by nas ukąsić. Zaspał na prawej stronie Fila pozwalając Mbenzie przedrzeć się bokiem i wrzucić po ziemi do Leyi tak, by ten mógł tylko dołożyć nogę. Jego rywal do tej pory schodził tylko do środka, ale nie może to być usprawiedliwieniem dla lechisty, tak samo jak nie można szukać go dla Wieteski, który zwyczajnie się zdrzemnął. Szybko stracona bramka to jedno, inne to gra. Trochę brakowało nam wiary w siebie. Agresywności. Doskoku. Broniliśmy się licznie, ale gdy Belgowie wchodzili w nasze pole karne, mieliśmy problem z zabraniem im piłki. Mogliśmy tracić już dwójkę, gdy Schrijvers wszedł w gąszcz obrońców jak do siebie i zdecydował się na podcinkę, lecz efektowną tak, jak zagrania z ligi podwórkowej. Belgowie nas usypiali. Niby powolne tempo, niby piłeczka chodzi, ale z dala od naszej bramki i pyk, jedno podanie i robił się smród.

Broniliśmy się dzielnie i próbowaliśmy szarpać z przodu. Wszystko zmieniło się po bramce z dystansu Żurkowskiego. A że miała w sobie coś z farfocla? I co z tego? “Zupa” widział przed sobą sporo wolnej przestrzeni i niezdecydowanie stopera, więc nie zastanawiając się uderzył tak, jak stoi. Z gorszej nogi, lekko, ale jednak piłka przeszła między nogami Fesa, no i – co najważniejsze – obok zasłoniętego bramkarza, który akurat robił wykrok. Pojawiła się dizura, spróbował ją wykorzystać – i wpadło. Nagroda za odwagę.

Reklama

Odwagę, której polskiej reprezentacji nagle przybyło i przybywało z każdą minutą tego meczu. O ile na początku oglądaliśmy często głównie defensywę i wyczekiwanie na kontrę, o tyle w drugiej połowie gościliśmy na połowie Belgów już regularnie. Zaczęła się ona w sposób dla nas wymarzony – rzut rożny, Jagiełło posyła piłkę na głowę Bielika, ten wyskakuje najwyżej i trafia od słupka.

Wtedy oglądaliśmy już nie młodzieżową reprezentację, a grupę dorosłych facetów, która przyjechała jak po swoje. W środku pola tytaniczną pracę wykonywali Żurkowski i Dziczek. Jagiełło zaczął bardzo nerwowo, ale później dołożył dwie asysty i kilka ciekawych piłek. Pewnie wyglądali stoperzy, nawet mimo faktu, że obaj mają za uszami po poważnym błędzie. Zwłaszcza Bielik imponował, odważnie poczynając sobie w wyprowadzeniu piłki i przerzutach. Heroicznie walczył Pestka. Szarpał prawą stroną Michalak. Kownacki i Szymański, choć konkretów po swojej stronie mają niewiele, ciągle szukali okazji do gry. Każdy trzymał dyscyplinę taktyczną. Każdy wiedział, kogo ma kryć, w którym momencie doskoczyć, jak przesunąć. Wyglądało to jak dobrze funkcjonująca maszynka. Maszynka chłopaków, którzy swoje już przeszli, są zgrani, znają się też poza boiskiem i wiedzą, o co walczą.

Belgowie? Wyglądali na przytłoczonych tym, że rywal jednak się nie podłożył. Tak jak na początku radzili sobie dość swobodnie, tak z czasem oklapli. Brakowało im pomysłu. Okazji w zasadzie nie stwarzali. No bo co, mamy wspomnieć niecelne strzały sprzed pola karnego Schrijversa? Bombę z prostego podbicia Cobbauta, który przypadkowo doszedł do sytuacji strzeleckiej po rzucie rożnym?  Strzał rozpaczy Heynena?

W międzyczasie cały czas próbowaliśmy się odgryzać. Próbował Kownacki, który dostał piłkę w polu karnym i – trochę sytuacyjnie, nie mając przygotowanej pozycji, stojąc bokiem do bramki – próbował zaskoczyć bramkarza wolejem. Nie udało się, udało się za to na dziesięć minut przed końcem. Żurkowski, który już momentami słaniał się na nogach, ograł Belga w polu karnym na obieg (!!!), skupił na sobie uwagę całej defensywy, która poszła ratować akcję i wyłożył Szymańskiemu piłkę. Wystarczyło tylko zmieścić ją obok rozpaczliwie wracającego bramkarza i defensorów, a piłkarz Dynama zachował zimną krew.

3:1. W teorii powinno to oznaczać dla nas spokojną końcówkę, ale – niestety – trochę na własne życzenie zafundowaliśmy sobie nerwówkę. Zaczęło się od Bielika, który popełnił juniorski błąd i sprezentował Schrijversowi sam na sam. Liderowi Belgów się nie udało – wślizgiem w ostatniej chwili strzał zablokował Wieteska – ale już chwilę później po rzucie rożnym brak krycia wykorzystał Cools. Do końca sześć minut, piłkarze mieli przed oczami już tylko dowiezienie wyniku. Oglądaliśmy faktyczne faule w środkowej strefie, opóźnianie gry, wprowadzenie trzeciego stopera (Bochniewicz), oddalanie gry od własnego pola karnego. Metody okazały się skuteczne. Belgowie zagrozili jedynie po strzale z narożnika pola karnego Amuzu, ale Grabara pokazał, że mamy bramkarza na wysokim poziomie. Sytuacji, w której naprawdę drżęliśmy o wynik, nie uświadczono.

A więc powtórzmy raz jeszcze: zaczynamy mistrzostwa Europy od zwycięstwa. I coś nam się wydaje, że – choć nie pompujemy balonika, wciąż jesteśmy w bardzo trudnym położeniu – to będzie pasjonująca podróż z reprezentacją Czesława Michniewicza. Z reprezentacją, która jest zdolna do dużych rzeczy. I dziś wcale nie udowodniła tego po raz pierwszy.

Reklama

Polska – Belgia 3:2
Żurkowski 26′, Bielik 52′, Szymański 79′ – Leya 16′ Cools 84′

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...