Reklama

Obowiązkowa służba wojskowa? Austriacy dużo kombinują, nic na siłę

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

03 kwietnia 2019, 07:43 • 14 min czytania 0 komentarzy

David Stec w styczniu zeszłego roku rozpoczął służbę wojskową, którą zaliczyć musi każdy Austriak. Większość kombinuje, piłkarze przynoszą lewe zwolnienia, generalnie mało kto czuje, że obowiązkowy pobór do wojska jest potrzebny.

Obowiązkowa służba wojskowa? Austriacy dużo kombinują, nic na siłę

Mimo wszystko w 2013 roku w referendum 60 procent osób opowiedziało się za utrzymaniem takiego stanu rzeczy.

Łatwiej jest być piłkarzem czy żołnierzem? Jak wygląda austriacka fala i dlaczego jeden z oficerów popełnił samobójstwo? Dlaczego klub wywierał na nim presję, by zrzekł się polskiego obywatelstwa i przyjąć austriackie? Jak bardzo żałuje, że odrzucił propozycję Marcina Dorny? Dlaczego trafił do Pogoni, mimo niedawnego zainteresowania z RB Salzburg czy Austrii Wiedeń?

Zapraszamy.

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Reklama

*

Mamy program, w którym pada pytanie: obóz z Czerczesowem czy siatkonoga z Urbanem? Innymi słowy: ciężki trening czy zdecydowanie lżejszy. Co wybierasz?

Ciężki, zdecydowanie.

Pytam ze względu na wojsko, w którym byłeś jeszcze rok temu. Ono zmieniło twoją mentalność – podejście do życia, do zawodu?

Wojsko zmienia mentalność ludzi, a na pewno na nią wpływa. Ale dzieje się tak w przypadkach, kiedy ktoś przychodzi i okazuje się, że nie potrafi nawet pościelić łóżka.

Były takie przypadki?

Reklama

Mnóstwo. Ktoś nie ścielił łóżka w domu, przenosił nawyki do wojska, co kończyło się karą. Inni spóźniali się na zbiórki, nie potrafili domyć naczyń.

Kompletny brak wewnętrznej dyscypliny.

POGOŃ POGNĘBI LECHA I WYGRA W POZNANIU? KURS 3.00 W TOTOLOTKU!

A u ciebie?

Wiesz, ja wiedziałem, co robić. Już wcześniej byłem taki, że lubiłem ciężko pracować, a zachowywanie dyscypliny nauczyłem się w austriackiej akademii. Piłka uczy dyscypliny naturalnie – dla mnie normalnością było to, że muszę być punktualny, że należy po sobie posprzątać. Z tego względu piłkarze w wojski mają chyba odrobinę łatwiej.

Jak odbiera się obowiązkową służbę wojskową w Austrii?

Nie każdy chce iść do wojska, wiadomo.

Jak ktoś jest piłkarzem, to kombinuje. Szuka rozwiązania. Są różne triki, znam kilka przypadków, w których zawodnikom udawało się wykręcić. Ktoś miał kontuzję, co prawda już dawno wyleczoną, ale przyniósł papiery do wojska i wyszło, że nie jest zdolny do odbycia służby, mimo że gra profesjonalnie w piłkę. Więcej – była osoba, która miała papier z wyraźną diagnozą: „Zerwane więzadło”. No, tylko że żadnego więzadła nie miała zerwanego. Nigdy! Udawała, że boli ją kolano, trochę pokombinowała i lekarze nie mieli wyjścia. Gość niezdolny i już, nie może służyć, choć jednocześnie regularnie wychodzi na boisko.

Czyli większość kombinuje, mało kto czuje, że obowiązkowa służba jest potrzebna.

W 2013 roku odbyło się głosowanie, mówiło się, żeby zrobić tak samo jak w Polsce. Miało powstać wojsko zawodowe, ale 60 procent osób opowiedziało się za utrzymaniem poborów. Dlaczego? Chyba z tego powodu, że gdy ludzie kończą służbę, to spora część nie zostaje w wojsku, tylko – już wykwalifikowana – decyduje się, by służyć państwu. Jeżdżą karetkami, pomagają starszym ludziom. Gdyby wojsko było zawodowe, dużo takich osób trzeba byłoby wykwalifikować, co – wiadomo – generuje koszty. A tak, przy poborach, wychodzi taniej. Na służbie dostajesz 300 czy 400 euro miesięcznie, w innym przypadku musiałbyś płacić ponad tysiąc euro normalnemu pracownikowi.

Ale z drugiej strony 60 procent to nie jest nie wiadomo jak dużo. Widać, że zdania są podzielone. Starsi, którzy odbyli całą służbę i zostali w wojsku, przekonują, że warto. Że wojsko ma sens. Ale młodzi nie chcą iść.

Jak to wygląda w Polsce?

Myślę, że gdyby zrobić referendum, to większość byłaby na nie.

Bez niespodzianki.

W sumie nie powiedziałeś jeszcze, co ty sądzisz o tej służbie.

Trudno o jednoznaczną opinię. Kiedy byłem w wojsku, widziałem wielu chłopaków, którzy wydawali się zupełnie niezdyscyplinowani. Takim osobom wojsko jest potrzebne, ale z drugiej strony głupio kogoś zmuszać, przy okazji być może ograniczając mu rozwój w innych dziedzinach niż wojsko. Jeżeli ktoś lubi służbę, to w porządku, ale kazać komuś przychodzić na siłę? Potem mamy takie sytuacje, że na przykład – historie, które spotkałem – ludzie zgłaszają kontuzje pleców, co oczywiście nie jest prawdą. Idą do lekarza, dostają papiery, że nie muszą maszerować, nosić broni, wychodzić na pole. I to ma sens? Fajnie, że ktoś może nauczyć się dyscypliny, ale dla wielu wojsko jest stratą czasu, bo jak tego nie lubią, to zawsze wymyślą coś, żeby robić jak najmniej.

Dlatego nie powiem nic w stylu: tak, wojsko jest świetne dla każdego, albo że zupełnie mija się z celem. Trudna sprawa. Niejednoznaczna.

Jak byłeś młodszy, to bałeś się wojska?

Na początku miałem polski paszport, więc cieszyłem się, że nie pójdę. Byłem na badaniach wojskowych w Nowym Targu, przeszedłem je i tyle. Problem w tym, że później musiałem zmienić obywatelstwo i nie było wyjścia – trzeba było iść.

Szczerze? Nie chciałem. Czułem, że tracę czas. Wolałem trenować, niż siedzieć. Tyle dobrego, że klub przedłużał o jeden rok, o drugi, żebym jeszcze nie szedł. Ale rok temu zdecydowałem, że nadszedł czas. Miałem szczęście, że Austriacki Związek Piłki Nożnej wybiera dziesięciu piłkarzy, którzy dostają się do wojska sportowego. Mnie udało się, bo grałem w tamtejszej młodzieżówce.

Dzięki temu w takim prawdziwym, typowym wojsku spędziłem zaledwie miesiąc, do tego dostałem tygodniową przepustkę, gdy mieliśmy obóz w Turcji. No, czyli w sumie trzy tygodnie. Później wystarczyło, że w poniedziałek rano stawiałem się w mundurze, podpisywałem się, że jestem, oddawałem plan treningowy na cały tydzień i tyle mnie widzieli, więc wojska zbytnio nie odczułem, choć nie ukrywam, że pierwsze tygodnie były dość trudne.

Jak radzili sobie piłkarze, którzy nie dostali się do wojska sportowego?

Miałem takich kolegów. Po miesiącu byli na przykład w kuchni, o 5:30 musieli stawić się w jednostce. Mieli służbę do 13:00, a później dostawali przepustkę, żeby iść na trening. Ale po treningu musieli wracać. Uciążliwe, ale widziałem, że dawali radę. Zawsze byli obecni na treningach, grali w meczach. Dobry przykład, pewnego rodzaju motywacja dla mnie. Skoro oni dawali radę, to czemu ja miałbym nie podołać.

Powiedziałeś, że pierwszy miesiąc był bardzo trudny.

Zwłaszcza pierwszy tydzień. Odbieraliśmy swoje rzeczy, co wymagało stania dwie-trzy godziny w kolejce. Na baczność, bez możliwości wykonania żadnego ruchu. Później brali nas do sali i przedstawiali regulamin. Dwóm czy trzem osobom zdarzyło się zaspać. Efekt? Musieli stać dwie godziny bez ruchu.

Była fala?

Wiadomo, że dla starszych frajdą jest, gdy mogą sobie pokrzyczeć na tych, którzy dopiero przychodzą. Zdarzały się takie przypadki. Swoją drogą, jako że poszedłem do wojska później, to – siłą rzeczy – byłem starszy od kilku żołnierzy wyższych stażem.

Do jednego mówiłem na „ty”, co go mocno denerwowało.

– Nie jesteśmy na ty!

– Bez przesady, jestem starszy.

– Patrz tutaj, mam więcej gwiazdek.

(śmiech). I koniec dyskusji, nie szukałem problemów, więc odpuściłem.

Pamiętam jeszcze jedną, bardzo wymagającą osobę. Dużo krzyczała, dyrygowała nami, a w drugim tygodniu popełniła samobójstwo.

Dlaczego?

Nie wiadomo. Ten żołnierz miał wartę nocną przy bramie głównej i strzelił sobie w głowę. To działo się z piątku na sobotę, nie było mnie na miejscu, bo miałem przepustkę. Zostawił list pożegnalny dla bliskich, ale nikt nam nie powiedział, dlaczego podjął taką decyzję. Być może jakieś sprawy osobiste, kto wie.

Czułeś w pewnym momencie, że masz wojska dość?

Mimo wszystko nie. Pierwsze tygodnie były dość wymagające, ale dawałem radę. Tym bardziej że miałem dobry kontakt z pozostałymi żołnierzami. Byłem z kolegą z drużyny i z innymi sportowcami w jednym pokoju. Sportowcy z reguły są raczej otwarci, więc łatwiej było nam się dogadać. Typowy, wojskowy reżim czuliśmy tylko rano, gdy oficerowie wpadali do pokoju, otwierali okna i krzyczeli, żeby wstawać. Mycie zębów, śniadanie, sprzątanie. I tak w kółko. No, może jeszcze za ciekawie nie było, gdy okazywało się, że coś jest niedomyte. Wtedy dostawaliśmy kary – pompki i te sprawy. Mieliśmy wysportowanego wychowawcę, większość nie potrafiła dotrzymać mu tempa, więc różnie bywało.

Jako że jestem piłkarzem, to wojsko nie męczyło mnie fizycznie. A psychicznie? Cóż, trudne było to, że musiałem tam być i, według mnie, tracić czas. Nauczyłem się strzelać, maszerować i tyle. Poza tym nic nowego, czego nie potrafiłbym wcześniej. Czego nie nauczyłbym się w internacie, gdzie spędziłem kilka lat.

Łatwiej jest być piłkarzem czy żołnierzem?

Dla mnie piłkarzem, ale jak komuś podoba się wojsko, no to kurczę – to też jest ciekawy zawód, tylko musisz mieć do niego przekonanie. Nic na siłę. W Austrii jest tak, że to robota na całe życie. Nie mogą cię zwolnić, chyba że coś nabroisz. Możesz wysoko zajść, fajnie zarabiać, nie musisz siedzieć tam od 8 do 16. Tylko właśnie – musisz to lubić, to podstawa.

REMIS W STARCIU LECHA Z POGONIĄ? KURS 3.30 W TOTOLOTKU!

Większość piłkarzy poradziłoby sobie w wojsku?

Na pewno. Dyscyplina jest najważniejsza, a w piłce masz tę dyscyplinę. A to już sporo.

Jak straciłeś polskie obywatelstwo? Masz rodziców pochodzących z Polski, ale całe życie mieszkałeś w Austrii.

Moi rodzice wyjechali do Wiednia za pracą i tam się poznali. Pochodzą z południa Polski, dlatego w domu nie gadaliśmy polszczyzną, lecz gwarą. Kultywowaliśmy nasze tradycje, więc myślałem po polsku i szybko nauczyłem się polskiego hymnu. Wszystko było nasze – oglądałem Adama Małysza, słuchałem polskiej muzyki, miałem w większości przypadków polskich znajomych. Często przyjeżdżaliśmy do kraju.

Ale w końcu straciłem polskie obywatelstwo.

Dostałem powołanie do reprezentacji Austrii U-21. Pojechałem na obóz, mimo że miałem wyłącznie polski paszport. Nie wiedzieli o tym, myśleli, że jestem Austriakiem. Uświadomiłem ich dzień przed pierwszym meczem, który mógłbym rozegrać. Zrobili wielkie oczy, kazali mówić, że nie zagram, bo coś mnie boli. Na koniec miałem rozmowę z trenerem. „Chciałbym, żebyś zmienił obywatelstwo, pomożemy ci” – mówił, a ja cały czas miałem wątpliwości. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, co robić.

Później dowiedzieli się o mnie Polacy. Grałem w Sankt Polten z Tomaszem Wisio, może szepnął słówko. Podczas ćwierćfinału Pucharu Austrii na trybunach pojawili się Marcin Dorna i Maciej Chorążyk. Po meczu spotkaliśmy się w hotelu, mówili, że możliwe, iż mnie powołają. Na drugi dzień zadzwonił Dorna.

– Za kilka godzin dostaniesz powołanie.

– Trenerze, muszę odmówić…

A wszystko przez to, że rano na treningu ludzie w klubie powiedzieli stanowczo, że jak nie zmienię obywatelstwa, to nie przedłużą ze mną kontraktu. Niestety w Austrii jest tak, że możesz mieć tylko jedno obywatelstwo. Chcesz inne? Musisz zrzec się poprzedniego.

Byłem rozdarty, ale postawiono mnie pod ścianą. Musiałem przyjąć tę propozycję, wszystko wytłumaczyłem Dornie, ale trochę żałuję. Mogłem pojechać na zgrupowanie, zobaczyć co i jak. Nic by to nie zmieniło, to były mecze towarzyskie, a może pomogłyby mi w podjęciu decyzji.

Klub wywierał na mnie presję. Coraz bardziej i coraz bardziej. Tata mówił, żebym nic nie zmieniał i się nie sprzedawał. (śmiech)

Rodzice byli źli?

Tata trochę tak.

Trochę?

No dobra, na początku mocno, z biegiem czasu zrozumiał moją decyzję. Zaczął żartować, ja też znałem chłopaków z reprezentacji Austrii U-21, więc zdawałem sobie sprawę, że będzie mi łatwiej.

Liczysz na odzyskanie naszego obywatelstwa?

W polskiej ambasadzie powiedzieli mi, że od ręki obywatelstwa nie odzyskam. Potrzeba kilku lat.

Z ciekawości – wtedy zabraliby ci austriackie?

Właśnie nie mam pojęcia. Zastanawiałem się nad tym, muszę to dokładnie sprawdzić.

Generalnie nie mogę powiedzieć, że żałuję, iż zmieniłem obywatelstwo. Żałuję jedynie, że nie pojechałem wcześniej na zgrupowanie polskiej młodzieżówki. W austriackiej U-21 rozegrałem kilka spotkań, miałem łatwiej w klubie. W pierwszym składzie mogło grać tylko trzech obcokrajowców, gdyby grał czwarty, nie byłoby pieniędzy z telewizji. Więc zwolniłem jedno miejsce, a przepisy zmieniono dopiero, gdy zrzekłem się obywatelstwa!

Ale przyjąłeś obywatelstwo wyłącznie dlatego, że musiałeś? W 2015 roku powiedziałeś, że w ogóle nie czujesz się Austriakiem.

Na początku byłem pod presją klubu i dlatego to zrobiłem. A czy czuję się Austriakiem? Wiesz, biorąc pod uwagę przywiązanie do kraju i tradycji, to jestem Polakiem. Ale poza tym czuję się wiedeńczykiem. Na pewno nie Austriakiem, ale właśnie wiedeńczykiem.

Przywiązanie regionalne.

Tam się urodziłem, tam większość życia mieszkałem.

Zdaję sobie sprawę, że na razie ci to nie grozi, ale co byś zrobił w razie konieczności wyboru reprezentacji?’

Tutaj będę bardzo dyplomatyczny. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Nie chcę zamykać sobie żadnej furtki, tym bardziej że patrzę na grę w reprezentacji trochę inaczej. Gra dla Polski byłaby zaszczytem, ale tak samo chciałbym zagrać dla Austrii, gdzie gra wielu moich kolegów. Czułbym się dobrze. Nie chodzi o przywiązanie do kraju, a stronę bardziej emocjonalną – fakt, że mam wielu kolegów w kadrze, także to, że kocham Wiedeń.

Tylko austriackiego hymnu nie znasz!

No, to jest mój słabszy punkt. (śmiech)

Czujesz, że na razie wyciągnąłeś ze swojej kariery za mało?

Profesjonalny kontrakt podpisałem późno, dopiero gdy miałem 20 lat. Wcześniej zasługiwałem na szansę, ale jej nie dostawałem. Powtarzali, że nie ma miejsca w pierwszej drużynie, że nie dam sobie rady. Ja jednak wierzyłem w siebie i udowodniłem, że potrafię. Zacząłem grać w 2014 roku, od razu wykręcając fajne liczby na zapleczu austriackiej Bundesligi. Rok później awansowaliśmy, strzeliłem kilka goli, zaliczyłem kilka asyst.

Mówiło się o zainteresowaniu RB Salzburg.

Coś było na rzeczy. Zainteresowanie z Salzburga, Austrii Wiedeń i Rapidu Wiedeń. Byłem młody, wreszcie pokazałem, co potrafię. Sankt Polten walczyło jednak o to, żeby przedłużyć ze mną kontrakt o trzy lata, mimo że dwa miesiące wcześniej podpisałem pierwszą profesjonalną umowę.

Dlaczego zostałeś w Sankt Polten?

Najbardziej konkretna była Austria Wiedeń, który chciał mnie kupić i wypożyczyć do mojego ówczesnego klubu. Rozbiło się o pieniądze, szkoda.

Bolało?

Dalej wierzyłem w siebie, wciąż chciałem się pokazać. Zainteresowanie nie ustało – były oferty z 2. Bundesligi niemieckiej, z ekstraklasy holenderskiej, nawet po jednym z meczów rozmawiałem z tamtejszym skautem. Podobałem się im, ale nie byli pewni, czy mnie brać, bo klub znów chciał zbyt dużo pieniędzy, a też Holendrzy nie uważali, że jestem zawodnikiem gotowym na tu i teraz. Cóż, szkoda, wydawało mi się, że Sankt Polten nie jest tak dużym klubem, żeby żądać tyle kasy. Wcześniej sprzedali jednego zawodnika do Turcji za 600 tysięcy euro, może liczyli, że podobnie zarobią na mnie.

Zmierzam do tego, że musiałeś mieć słabszy okres, skoro wylądowałeś w Polsce.

Jasne, ostatni sezon był fatalny. Zajęliśmy ostatnie miejsce. Powód? Klub wiedział, że liga zostanie powiększona, a co za tym idzie – nawet tak niska pozycja zagwarantuje baraże. Dlatego wielu zawodnikom, włącznie z reprezentantami Austrii, nie przedłużono kontraktów, co przełożyło się na naszą postawę. Wzięli młodych i zawiedliśmy. Pierwsze piętnaście meczów? Same porażki! Trudno, żeby po takim okresie zainteresowanie moją osobą zostało utrzymane. Bez szans.

Mimo wszystko nie chciałeś przyjść do Pogoni. Albo inaczej: przeraziłeś się, gdy spojrzałeś na tabelę.

Wiesz, to było pierwsze wrażenie, jakie odniosłem. Gdy zacząłem wdrażać się w klub, wiedziałem, że to będzie dobry wybór. Zobaczyłem, jaką robotę w ciągu kilku miesięcy odwalił tutaj Kosta Runjaić, którego już wcześniej kojarzyłem. A że nie dostałem żadnych ofert z Niemiec, to chciałem pójść chociaż do niemieckiego trenera i zobaczyć, jak ktoś taki pracuje. To jeden z najlepszych szkoleniowców, z jakim miałem przyjemność współpracować. Mówię szczerzę. Chyba nawet najlepszy. Ma bardzo dobre wyczucie, wie, kiedy czego potrzebujemy. Że tutaj warto zrobić cięższy trening, a tam dać nam dzień wolny. Nic nie jest sztywne, bardzo dobrze czuje zespół, nasze potrzeby.

LECH BEZ HAMULCOWEGO NAWAŁKI ROZPĘDZI SIĘ I OGRA POGOŃ? KURS 2.40 W TOTOLOTKU!

Bałeś się zimą o swoją przyszłość?

Zacząłem sezon grając w meczach, które przegrywaliśmy. Gdy pokonaliśmy Wisłę Kraków, to jeszcze wystąpiłem, ale pod koniec spotkania naderwałem mięsień. Odbiliśmy się od dna, a ja w tamtym momencie odpadłem. No i trudno było wrócić. Mam jednak taki charakter, że będę walczył zawsze, niezależnie od okoliczności. W grudniu zagrałem dwa mecze, doznałem kontuzji, ale mieliśmy problemy kadrowe. Trener chciał, żebym walczył. Naciągnąłem więzadła w kolanie, nie miałem swobody ruchów, ale musiałem wyjść na boisko z Sosnowcem. Z Cracovią nie dałem rady, przed ostatnim meczem rundy – ze Śląskiem – wystąpiłem, mimo że trenowałem może z dwa razy. Szczerze mówiąc, kolano bolało mnie tak, że myślałem, iż będę musiał zejść w przerwie. Ale wziąłem tabletkę i jakoś poszło. Nawet dobrze zagrałem.

A teraz? Fajnie czułem się podczas okresu przygotowawczego, choć ból kolana doskwierał. Pewnie z tego względu, plus biorąc pod uwagę fakt, że David Niepsuj jest kontuzjowany, Pogoń nie chciała ryzykować. Trener dzwonił podczas przerwy, gdy dowiedział się, że nie poszedłem biegać. Pytał o zdrowie, o nogę. Nie ukrywałem swoich problemów, a że pojawiła się świetna okazja na rynku w postaci Kuby Bartkowskiego, to mamy teraz kolejnego dobrego zawodnika.

Jednak pierwszy mecz rozegrałem ja. Dobrze graliśmy w Gdańsku, lepiej niż Lechia. Potem Zabrze i pauza za kartki. Trener widział jak trenuję, doceniał to i dał mi szansę w Płocku. Chyba fajnie wyszło!

Mógłbyś grać na stałe na skrzydle?

Powiedziałem trenerowi, że mogę zagrać wszędzie, bylebym grał. Skrzydło jest w porządku, choć najlepiej czuję się na prawej obronie.

No dobra, to jeszcze najważniejsze pytanie – po karierze wracasz do wojska?

Nie ma szans! (śmiech)

Rozmawiał Norbert Skórzewski

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
8
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...