Reklama

Byle nie pójść w ślady PSG. „Obywatele” prawie pewni awansu

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

12 marca 2019, 12:27 • 6 min czytania 0 komentarzy

Czy istnieją realne szanse, że Manchester City potknie się dzisiaj o własne nogi i odpadnie z Champions League? Cóż, niespecjalnie. Za awansem The Citizens do kolejnej rundy przemawiają wszelkie możliwe argumenty. Wynik pierwszego meczu osiągnięty w niezwykłych okolicznościach i na wyjeździe (3:2 dla City), dobra forma, no i katastrofalna dyspozycja rywala. Serio – trudno powiedzieć, w czym kibice Schalke 04 mogą upatrywać jakichkolwiek nadziei na sprawienie dziś faworytom z Anglii psikusa. Może w tym, że Obywatele już wiele razy w Lidze Mistrzów totalnie zawodzili i jakimś cudem wyeliminują się z rozgrywek sami?

Byle nie pójść w ślady PSG. „Obywatele” prawie pewni awansu

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Ekipa z Etihad Stadium swoje pierwsze i jedyne jak do tej pory europejskie trofeum zdobyła jeszcze w 1970 roku, pokonując Górnika Zabrze w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Na murawę wiedeńskiego stadionu wybiegli wówczas choćby Włodzimierz Lubański (przez brytyjskie media zapowiadany jako piłkarz tego samego kalibru co Eusebio), Stanisław Oślizło i Jerzy Gorgoń. Cóż – trochę wody w Wiśle już upłynęło od tamtego spotkania.

Ambicje właścicieli klubu sięgają dziś najwyżej jak tylko się da. Tymczasem w europejskich pucharach – posucha. Seryjne rozczarowania.

Swoją drogą, półfinał PZP z 1970 roku The Citizens rozegrali właśnie przeciwko Schalke. W wyjazdowym meczu angielska drużyna poległa wtedy 0:1, ale w rewanżu u siebie zwyciężyła aż 5:1, zapewniając sobie awans do wielkiego finału. Dwa gole zdobył wówczas Neil Young, wielka klubowa legenda. To on pokonał Petera Shiltona w finale Pucharu Anglii, co pozwoliło The Citizens zakwalifikować się do międzynarodowych rozgrywek. Potem swoimi bezcennymi trafieniami wiódł partnerów do sukcesu, wieńcząc tę bohaterską drogę w finale. Najpierw sam pokonał Huberta Kostkę, a następnie wywalczył rzut karny, co koniec końców zagwarantowało klubowi historyczny tytuł. A samemu zawodnikowi – status ikony.

Reklama

Piłkarskie sukcesy nie zapewniły jednak Youngowi szczęśliwego życia – po zakończeniu kariery nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca, podejmując się rozmaitych prac – dystrybucji mleka, wykonywania przeprowadzek, sprzedawania ubezpieczeń – z których żadna nie zapewniała godziwych zarobków i satysfakcji. W końcu był zmuszony sprzedać swoją wspaniałą posiadłość i znowu zamieszkać z mamą. Doprowadziło go to nawet do próby samobójczej. Ostatecznie odszedł z tego świata w 2011 roku, ponieważ jego organizm doszczętnie strawiła choroba nowotworowa. Gdy zdiagnozowano ją o Younga, klub zadedykował mu jeden z meczów, rozkręcając przy okazji akcję sprzedaży okolicznościowych szalików. Dochód podzielono między zawodnika i lokalną klinikę onkologiczną.

SCHALKE WYGRA Z MANCHESTEREM CITY? KURS 19.50 W TOTOLOTKU!

Nawet sam Roberto Mancini, wówczas szkoleniowiec City, zawinął wokół szyi czerwono-czarny szal, nawiązujący do dawnych barw klubowej koszulki. Uhonorowano Younga tak, jak na to zasługiwał. Kibice The Citizens nadesłali mu tysiące kartek z podziękowaniami i życzeniami. Cóż – wspomnienie sukcesów klubu z przełomu lat 60-tych i 70-tych wciąż pozostaje żywe po niebieskiej stronie Manchesteru.

1901_rmancini_g

Wracając już do bardziej aktualnych zagadnień – jest coś, co łączyło drużyny prowadzone najpierw przez wspomnianego Manciniego, potem przez Manuela Pellegriniego, no i teraz – przez Pepa Guardiolę. Wszyscy ci managerowie byli w stanie zatriumfować na krajowym podwórku, ale ich przygody w Champions League niezmiennie kończyły się porażką. Niezależnie od okoliczności. Losowanie pechowe? No cóż, w czapkę. Losowanie pomyślne? Też w czapkę. Kłopoty z kontuzjami? Porażka. Wszyscy zdrowi? Również. A przecież minęło już ponad dziesięć lat, odkąd do Manchesteru w ramach deadline-day trafił Robinho, rozpoczynając okres niekończącego się, transferowego szaleństwa w wykonaniu magnatów z Abu Dhabi.

Reklama

Sukces na wszystkich frontach wydawał się gwarantowany, ale choćby przykład Paris Saint-Germain uczy przecież, że droga na skróty prowadzi raczej na manowce, a nie do triumfu w Lidze Mistrzów.

Guardiola miał jednak wnieść nową jakość do występów Obywateli na europejskiej arenie i można retorycznie zapytać – jeśli nie teraz, to kiedy? Oczywiście należy docenić klasę Hiszpana i jego pracę na krajowym podwórku, gdzie piłkarze City w imponującym stylu walczą o obronę mistrzowskiego tytułu. I mają na to coraz większe szanse, choć jeszcze niedawno mogło się wydawać, że to Liverpool jest na prostej drodze do sukcesu. W Premier League zdobycie dwóch mistrzostw z rzędu to zadanie niezwykle trudne – wielokrotnie dokonywał tego Sir Alex Ferguson, ale wiadomo, że Czerwone Diabły pod jego wodzą to był swego rodzaju fenomen, budowany przez dekady. Oprócz tego dwa mistrzostwa rok po roku wygrywał Jose Mourinho za swoim pierwszym podejściem do Chelsea. I tyle. Nawet Arsene Wenger nigdy nie dał rady.

Niemniej – właściciele klubu smak ligowego triumfu już poznali. Teraz pragną rozsmakować się w sukcesie większego kalibru. W Lidze Mistrzów nie ma już wspomnianego Paris Saint-Germain, nie ma – przede wszystkim – Realu Madryt. Z rozgrywkami pożegnają się też Juventus lub Atletico i ktoś z dwójki: Bayern, Liverpool. Wielu potężnych rywali wykrusza się w przedbiegach.

MANCHESTER CITY POKONA SCHALKE? KURS 1.18 W TOTOLOTKU!

W ostatnich latach najlepszym wynikiem Manchesteru City w Champions League był półfinał. Osiągnięty akurat wtedy, gdy nikt go nie oczekiwał. Drużyna Manuela Pellegriniego w sezonie 2015/16 radziła sobie dość przeciętnie, grając w kiepskim stylu i z kiepskimi wynikami. A jednak – udało się wówczas Anglikom doczłapać bardzo wysoko i sprawić olbrzymie kłopoty Realowi Madryt, który wyeliminował Obywateli po zwycięstwie 1:0 w dwumeczu. Arcynudnym dwumeczu, z którego najlepiej dał się chyba zapamiętać pucołowaty Yaya Toure, koczujący w kole środkowym i rozrzucający baloniaste piły na skrzydła.

Poza tym? Licząc od sezonu 2011/12: faza grupowa, faza grupowa, 1/8 finału, 1/8 finału, półfinał, 1/8 finału, ćwierćfinał. Zresztą – nawet historycznie pierwszy występ The Citizens w Pucharze Europy zakończył się katastrofą. Ekipa z Maine Road dała się w 1968 roku ograć tureckiemu Fenerbahce już w pierwszej rundzie rozgrywek. Guardiola wiele tu na razie nie zmienił – najpierw poległ sensacyjnie w dwumeczu z Monaco, potem dał się rozłożyć na łopatki Liverpoolowi.

– Oczywiście, że możemy awansować do kolejnych etapów i zrobić krok do przodu. Mamy takie możliwości i ja nie mogę temu zaprzeczyć. Ale nie możemy się jeszcze porównywać z największymi europejskimi drużynami. Jesteśmy nastolatkami w tej rywalizacji. Chcemy wygrać, chcemy się rozwinąć. Czujemy presję, która nam w tym pomaga – powiedział Pep przed rewanżem z Schalke. – Musimy mierzyć tak wysoko, jak tylko to możliwe. Jednak musimy również zaakceptować, że w rozgrywkach jest mnóstwo drużyn, które myślą tak samo jak my i również mają mnóstwo jakości oraz talentu. Weźmy choćby angielskie kluby – United i Tottenham już awansowały. Nie sposób zaprzeczyć ich sile. Na dystansie 180 minut wszystko się może zdarzyć.

– Okej, dzisiaj to my jesteśmy faworytem, ale w jednym, konkretnym meczu wydarzyć się może wszystko. United pokazali niesamowity charakter, mając dziesięciu kontuzjowanych piłkarzy. PSG w swojej lidze ma dwadzieścia punktów przewagi nad wiceliderem. Nikt się nie spodziewał, że odpadną. Ajax pojechał do Madrytu i wygrał 4:1. Sprawa naszego dwumeczu też jest otwarta – dodał Hiszpan.

Kurtuazja, ostrożność, gierka psychologiczna czy rzeczywisty lęk przed rywalem?

Chyba jednak zwykła ostrożność. Bo Schalke udowodniło przed laty, że potrafi napsuć krwi pewnemu awansu rywalowi. W 2015 roku ekipa z Gelsenkirchen przegrała u siebie pierwszy mecz z Realem Madryt 0:2, by w rewanżu otrzeć się o awans. Goście – korzystając na karygodnych pomyłkach Ikera Casillasa i obrońców Królewskich – wychodzili na prowadzenie aż trzykrotnie, ostatecznie wygrywając na Bernabeu 4:3 i marnując w ostatnich sekundach meczu piłkę meczową, sytuację na wagę awansu. Jedną z bramek dla Schalke strzelił zresztą wtedy Leroy Sane – dziś gwiazda City, autor kluczowego trafienia w lutym, gdy goście gonili wynik na Veltins-Arenie.

REMIS W STARCIU MANCHESTERU CITY I SCHALKE? KURS 8.00 W TOTOLOTKU!

Ale Schalke z 2015 roku to była inna sprawa. Drużyna mocna kadrowo, rozsądnie poukładana, pełna gwiazd Bundesligi i młodych super-talentów. Dziś klub zajmuje czternaste miejsce w lidze, ma kłopoty z kontuzjami i z ostatnich sześciu meczów przegrał pięć, a jeden zremisował. Jeżeli defensywę Die Knappen rozmontował Dawid Kownacki, to tym bardziej dadzą radę ofensywni liderzy Manchesteru, nawet biorąc pod uwagę, że i Guardiola ma sporo zmartwień związanych z kontuzjami i zawieszeniami.

Krótko mówiąc – nie można wykluczyć, że The Citizens znowu przybiją sobie piątkę z PSG i kolejny raz przedwcześnie wylecą z Ligi Mistrzów. Jednak… jeszcze nie teraz. Po prostu.

fot. newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
0
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?
1 liga

Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”

Bartosz Lodko
1
Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”
Niemcy

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

0
Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

Anglia

Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
2
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium
Anglia

Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Bartek Wylęgała
0
Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...