Reklama

Kto ściemnia, a kto mówi prawdę? Pinto i Mączyński przerzucają się argumentami

redakcja

Autor:redakcja

01 marca 2019, 14:18 • 7 min czytania 0 komentarzy

Medialna przepychanka Ricardo Sa Pinto i Krzysztofa Mączyńskiego trwa w najlepsze. Co nam się podoba w tym sporze? Że nie ma gryzienia się w język i okrągłych słówek. Obie strony na łamach „Przeglądu Sportowego” wykładają swoje wersje wydarzeń, odbijają sobie piłeczkę na konkretnych przykładach. Problem w tym, że ich wersje rozmijają się w sposób fundamentalny. Gdy Pinto mówi „świeciło słońce”, Mączyński odpowiada „lał deszcz i mam na to świadków”. 

Kto ściemnia, a kto mówi prawdę? Pinto i Mączyński przerzucają się argumentami

Postanowiliśmy zebrać wypowiedzi Pinto i Mączyńskiego, by skonfrontować je ze sobą. Oddajemy dziennikarzom „Przeglądu” co ich – to w całości cytaty wyciągnięte z wywiadów Tomasza Włodarczyka i Antoniego Bugajskiego, które możecie przeczytać TUTAJ (Włodarczyk z Pinto) oraz TUTAJ (Bugajski z Mączyńskim).

W jakich sprawach różnią się Pinto i Mączyński? Przede wszystkim obiektem sporu są powody wysłania piłkarza do rezerw. Bezpośrednio wynika z tego kwestia szacunku – Portugalczyk twierdzi, że szacunek jest dla niego szalenie istotny, a piłkarz Śląska dowodzi przykładami, że to bujda na kółkach. Dalej – sprawa Arkadiusza Malarza, którego przyszłość w klubie stała pod znakiem zapytania. Ponadto kwestia kar finansowych i regulaminu ustalonego przez Pinto.

Jest tego sporo, dlatego zestawiliśmy każde zagadnienie na zasadzie pośredniej konfrontacji – co mówi Pinto, a co mówi Mączyński.

POWODY WYSŁANIA DO REZERW

Reklama

Wersja Ricardo Sa Pinto: Najpierw nie podobała mu się ławka rezerwowych, a potem fakt, że musiał walczyć o miejsce w składzie poza meczową osiemnastką. Zaczął opuszczać się na treningach. Pewne rzeczy wyczuwasz na odległość – podejście do zajęć, głupie uśmieszki, burknięcia pod nosem. W tym momencie uznałem, że nie potrzebuję takich toksycznych zachowań w zespole. Zatruwały innych. Odesłałem go do rezerw.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: A to bardzo ciekawe, bo dopóki byłem w pierwszej drużynie, zawsze pojawiałem się w meczowej osiemnastce. Zagrałem tylko w dwóch spotkaniach, ale poza tym siedziałem na ławce. Zatem w tej sprawie trener również mija się z prawdą. Do wszystkiego w piłce doszedłem ciężką pracą, bazuję na twardej szkole trenera Adama Nawałki. Nigdy nikomu na treningu się nie stawiałem, bo tak mnie wychowano. Do automatycznego przedłużenia kontraktu z Legią zostawało mi kilka meczów. Myślę, że trener dobrze o tym wiedział. Czy to przypadek, że transfery do klubu są pilotowane przez tego samego menedżera, który reprezentuje trenera?

Zakomunikował mi, że jestem przesunięty do rezerw. Zapytany, czy ma jakieś zastrzeżenia do mojej formy sportowej albo zaangażowania na treningach, odpowiedział: „Nie, Krzysztof, ty pracujesz na 150 procent, jesteś profesjonalistą. Natomiast twój profil zawodnika nie odpowiada mojej koncepcji. W tym momencie szykuję zawodników, których zamierzam sprowadzić do Legii”. Powiedział, że i tak nie będę grał, więc, żeby nie psuć atmosfery w drużynie, bo przecież obaj będziemy się denerwować, lepiej, żebym trenował w drugiej drużynie.

Jeżeli byłem nieprofesjonalny, to dlaczego nie było tego w komunikacie klubu? Dlaczego trener odkopuje to po kilku miesiącach i przedstawia wersję niezgodną z prawdą? To ewidentne uderzenie w piłkarza, że on jest zły, a trener fantastyczny. W pewnym momencie byłem jego zdaniem gorszy nawet od kontuzjowanego Chrisa Philippsa. Trenerowi ewidentnie brakowało argumentów.

SZACUNEK

Wersja Ricardo Sa Pinto: Mam wielką pasję. Czy czasem robię nie do końca przemyślane rzeczy? Tak. Zwłaszcza w trakcie meczu. Mogę użyć nieodpowiedniego słowa lub gestu – w stronę piłkarza lub trenera. Wtedy jestem wzburzony. Zapominam się. To chyba naturalne. Na co dzień mam do ludzi ogromny szacunek. Jeśli popełnię błąd, jestem pierwszą osobą, która powie „przepraszam”.

Reklama

Ważny jest też sposób zachowania. On (Mączyński) miał z tym problem. Uważałem, że w danym momencie nie był lepszy od zawodników, których posiadałem. Zakomunikowałem mu to, a jego nieodpowiednie zachowanie postępowało.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: Pan Sa Pinto i szacunek dla innego człowieka? To jest szczyt hipokryzji. Nie podałem mu ręki i to była reakcja na jego wcześniejsze zachowanie. Nie interesowała go moja rodzina, nie uszanował jej, więc dlaczego ja miałbym szanować takiego człowieka? Coś podobnego przeżył Jose Kante. Po meczu z Pogonią były dwa dni wolnego, postanowił odwiedzić syna, to były dla niego ważne prywatne sprawy.

Dla mnie brakiem szacunku jest też zachowanie pana Sa Pinto, który po treningu bezczelnie rzucił swoje ubłocone buty magazynierowi, żeby mu je umył. Ludzie którzy oddają Legii serce, są tak traktowani przez tego pana z Portugalii. Kiedy jeden z piłkarzy to zobaczył, cisnął tymi butami pod jego drzwi i powiedział, że jeśli znowu coś takiego się zdarzy, inaczej zareagujemy jako drużyna.

Mieliśmy, co chcę podkreślić, wolne, byłem w domu. O godzinie 11 dostałem telefon, że natychmiast mam przyjechać do klubu. Informację przekazywał mi kierownik, ale słyszałem trenera, który był obok. Tłumaczyłem, że tak szybko nie mogę, bo dzieci są na zajęciach i będę musiał się nimi zaopiekować, więc przyjadę przed zaplanowanym na 17 treningiem. Ale reakcja trenera była ostra: „To są moje rodzinne sprawy, które go nie interesują i jeśli w 30 minut nie pojawię się w klubie, wiadomość, że nie wykonuję jego poleceń, zostanie przekazana do prezesa”. Przyjechałem bardzo zdenerwowany, a trener tylko dolał oliwy do ognia. Usłyszałem, że na razie nie ma dla mnie czasu, bo rozmawia ze sztabem. Mówię mu, że mamy czas dla siebie i muszę odebrać dzieci z zajęć, a on jeszcze raz: kompletnie go to nie interesuje, on jest tu najważniejszy, a ja mam być na każde polecenie, bo jestem pracownikiem klubu.

PODANIE RĘKI

Wersja Ricardo Sa Pinto: Wychodząc z gabinetu lekarskiego chciałem się przywitać, wyciągnąłem do niego rękę. Przeszedł obojętnie. Nie podał dłoni ani mi, ani mojemu sztabowi. Dlaczego? Nigdy go nie obraziłem. Nigdy go nie okłamałem. Nigdy niczego mu nie obiecałem. Zawsze rozmawialiśmy w cztery oczy. Jeśli nie szanuje normalnej, profesjonalnej decyzji, do której trener ma prawo, to jego problem.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: Nie podałem mu ręki i to była reakcja na jego wcześniejsze zachowanie. Nie interesowała go moja rodzina, nie uszanował jej, więc dlaczego ja miałbym szanować takiego człowieka?

KARY FINANSOWE

Wersja Ricardo Sa Pinto: Żyjemy razem, musimy więc czuć się w swoim otoczeniu komfortowo. Dałem radzie drużyny propozycje na papierze, oni wnieśli swoje poprawki – obie strony podpisały dokument. Zgodziły się na funkcjonowanie według określonych reguł. Punktualność, dyspozycyjność czy używanie telefonu – co w tym nienormalnego? Ktoś złamie reguły, płaci, a potem z tego budżetu wyprawiamy wspólną kolację.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: Te kolacje nie były tanie, zgromadzone pieniądze nie wystarczały. Po jednym treningu zaproponowaliśmy trenerom z Portugalii, żeby dorzucili się do „skarbonki”. A Sa Pinto: „Co?! Sztab szkoleniowy ma się dołożyć?! Nie, to tylko wy macie płacić”. Taka to była integracja. My płaciliśmy, on delektował się najdroższymi winami w lokalu.

ZARZĄDZANIE ZESPOŁEM PRZEZ PINTO

Wersja Ricardo Sa Pinto: Zawsze zaakceptuję odmienną opinię na temat mojej pracy. Uwielbiam pojedynki na argumenty. „Ricardo, dokonałeś złego wyboru taktycznego”, „Ricardo, ta zmiana była zupełnie nietrafiona”, „Ricardo, jesteś słabym trenerem, bo to czy tamto” – szanuję inne zdanie na temat futbolu. O piłce mogę rozmawiać godzinami.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: W drużynie liczy się wyłącznie jego zdanie. Cała reszta to pozory. Przyjdzie taki dzień, kiedy moje słowa potwierdzą inne osoby.

SPRAWA WYJAZDU ARKADIUSZA MALARZA NA OBÓZ

Wersja Ricardo Sa Pinto: Nie było żadnej wstępnej listy. Sztab szkoleniowy nie stworzył żadnej takiej listy i nie mam pojęcia, o co tu chodziło. Arek dowiedział się ode mnie w grudniu, że może szukać sobie nowego klubu i nie ma go w moich planach na wiosnę. Jest legendą, świetnym człowiekiem – inteligentnym, elokwentnym – takich powinno się tu zatrzymywać. Ale pod względem sportowym przestałem wiązać z nim plany. I tak jak Mączyńskiemu – powiedziałem mu to w cztery oczy. W grudniu.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: Trener twierdzi, że nie było tematu wyjazdu Arka na zimowy obóz. W takim razie, co znaczy rezerwacja biletu na jego nazwisko, rezerwacja w hotelu i jego rzeczy wysłane do Portugalii? Taka jest wiarygodność trenera.

TCHÓRZOSTWO I ZASADY

Wersja Ricardo Sa Pinto: Szacunek to przyzwoite zachowanie. Szczerość. Nie kłamiesz na temat osób i sytuacji, które nie miały miejsca. Nie atakujesz osoby, która nie daje ci do tego powodów. Nie prowokujesz, gdy nie jesteś prowokowany. Nie rzucasz kamieniem w kogoś, kto nie rzucił nim w ciebie. Nigdy nie zaczynam pierwszy i z reguły nie reaguję też na pierwszą zaczepkę. Na drugą odpowiadam, mocno.

Wersja Krzysztofa Mączyńskiego: Ludzie uważają pana Sa Pinto za trenera z zasadami i mocnym charakterem. Dla mnie jest zwykłym tchórzem, który tylko gra twardego. Sam mówi, że nie lubi tchórzy. Ja też nie lubię. Nigdy nie pracowałem z kimś tak nieszczerym jak Sa Pinto.

***

Nie rozstrzygamy tego, która wersja jest prawdziwa. Oczywiście mamy swoje wewnętrzne przekonanie, które wynika wprost z logiki – ktoś tu musi ściemniać, ktoś tu musi mówić prawdę. Biorąc pod uwagę, że Mączyński nie tylko zripostował Portugalczykowi na temat pewnych zdarzeń (odsunięcie od drużyny, sprawa podania ręki, temat kar finansowych), ale i dodał kolejne wątki (zachowanie Pinto wobec Kante, rzucanie butami, wyjazd na obóz Malarza), to możemy się spodziewać, że to nie koniec medialnego przerzucania się argumentami.

źródło cytatów: Przegląd Sportowy (wywiad z Pinto, wywiad z Mączyńskim)

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...