Gdy Jurgen Klopp pierwszy raz mierzył się z Bayernem jako szkoleniowiec FSV Mainz, między słupkami bramki Bawarczyków stał jeszcze Oliver Kahn, a w linii ataku szalał Claudio Pizarro… No dobra, może ten Peruwiańczyk nie robi specjalnego wrażenia, ostatecznie cały czas nie powiedział ostatniego słowa na boiskach Bundesligi. Tak czy owak – kupa czasu minęła od pierwszego odcinka tego długaśnego, lecz wciąż pasjonującego serialu. Rywalizacja charyzmatycznego szkoleniowca Liverpoolu z niemieckim hegemonem trwa już jednak grubo ponad dekadę. Klopp miewał w tym czasie cudowne wzloty, ale i bolesne upadki. Miażdżył i był miażdżony.
Jak to się wszystko właściwie zaczęło? Oczywiście nie na murawie, wszak sam Jurgen zawsze uczciwie przyznawał, że w jego przypadku pierwszoligowa była tylko głowa, natomiast nogi kopały futbolówkę na poziomie okręgowym. Jako piłkarz nigdy nie dotarł na poziom Bundesligi, los nie skojarzył również jego klubów z Bayernem w ramach wczesnych rund Pucharu Niemiec. Zatem potyczki Kloppa z bawarskim FC Hollywood ograniczają się do trenerki.
Na początku – niczym w greckiej mitologii – był chaos.
FSV Mainz (7 meczów; 0 zwycięstw, 1 remis, 6 porażek; bilans bramek 11:24)
27 listopada 2004 roku – wtedy po raz pierwszy Klopp przybył do Monachium w ramach rozgrywek 1. Bundesligi. Bawarczycy rozgrywali jeszcze wówczas swoje mecze na monumentalnym Stadionie Olimpijskim. Beniaminka z Mainz przywitali u siebie z wątpliwą gościnnością, wygrywając aż 4:2. Zresztą, to w sumie i tak niski wymiar kary, bo do przerwy było 3:0 i zanosiło się na naprawdę srogi pogrom, bezlitosne lanie. Mainz grało jednak do końca i w efekcie wynik nie prezentuje się aż tak boleśnie, jak pewnie by mógł. Niemniej, była to dla trenera gości surowa lekcja futbolu. Jak przystało na nauczyciela. Szkoleniowcem FCB był wówczas nie kto inny, tylko Felix Magath.
Później znany ze stosowania okrutnych metod treningowych Magath wielokrotnie wypowiadał się na temat Kloppa, zawsze w ciepłych słowach, niezmiennie z pełnym szacunkiem i uznaniem. Forsował nawet w mediach pomysł, żeby z Jurgena uczynić następcę Pepa Guardioli w Bayernie. Był przekonany, że facet o takim temperamencie i takiej filozofii futbolu idealnie dotrze do zawodników FCB, trochę już pewnie znużonych taktycznym reżimem Hiszpana. Jednak nikt tego pomysłu nie wysłuchał, a były trener Mainz i Borussii Dortmund niezmiennie pozostaje dla bawarskiej ekipy zaciekłym rywalem, a nie najważniejszym sojusznikiem.
Jako się rzekło – początkowo wróg był z niego zaiste zaciekły, ale niezbyt groźny. Szczekający piesek, którego można odstraszyć tupnięciem obcasa. Mainz pod wodzą Kloppa robiło całkiem przyzwoite wyniki w Bundeslidze, ale Bawarczycy niezmiennie pozostawali poza ich zasięgiem. Bilans mówi sam za siebie.
Blisko zwycięstwa było na pewno w Pucharze Niemiec (styczeń 2006), gdy Bayern wygrał 3:2, ale dopiero po dogrywce. Długo się wtedy zanosiło, że żadnej dogrywki w ogóle nie będzie, ale wspomniany już Pizarro – prawdziwy kat Mainz w tamtych latach – wyrównał stan meczu w samej końcówce, a w 115 minucie dobił wycieńczonego przeciwnika. Mimo wszystko – niemieckie media po końcowych gwizdku zachwycały się postawą podopiecznych Kloppa, nieustannym pressingiem i odważną, ofensywną grą. Sam Magath stwierdził: – Wiedziałem, że ten mecz to nie będzie łatwe zadanie, ale w ogóle nie potrafiliśmy złapać dziś rytmu.
Potem (w kwietniu 2006) miał miejsce jedyny remis, rodzynek w zakalcowatej rywalizacji Mainz z Bayernem. I na tym pozytywne opowieści się kończą – kolejne mecze to już zbierane przez Kloppa i spółkę bęcki.
Mimo to – szkoleniowiec kręcący tak obiecujące wyniki z Mainz i demonstrujący naprawdę interesującą filozofię futbolu wzbudził zainteresowanie bawarskiej ekipy. Zainteresowanie tak duże, że na początku 2008 roku sam Uli Hoeness pofatygował się, by do niego zatelefonować. Zapewniając, że Klopp ma naprawdę duże szanse, żeby wkrótce otrzymać ofertę od Bayernu, choć priorytetem klubu było w tamtym okresie znalezienie szkoleniowca z wielkim nazwiskiem i dużym obyciem na arenie międzynarodowej.
Tymi atutami trener Mainz nie mógł zabłysnąć w CV. On miał pomysł, miał pasję i miał drobne sukcesy, poplątane zresztą z porażkami, takimi jak spadek z Bundesligi, no i fatalne wyniki w bezpośrednich starciach z Bayernem. Koniec końców, włodarze Bayernu postawili na Jurgena. Jurgena Klinsmanna, który swoją boiskową historią, stylem pracy i manierą światowca znacznie lepiej pasował do wizerunku FC Hollywood.
Wybór okazał się trafiony kulą w płot, bo kadencja Klinsmanna okazała się krótka i smutna. Tymczasem Klopp wylądował w Dortmundzie.
Borussia Dortmund (22 mecze; 9 zwycięstw, 3 remisy, 10 porażek; bilans bramek 30:32)
To oczywiste, że cała rywalizacja Borussii z Bayernem stoi pod znakiem przede wszystkim jednego spotkania – tego wyjątkowego, rozegranego daleko poza niemiecką ziemią. W 2013 roku obie drużyny nie miały sobie równych w fazie pucharowej Champions League, demolując hiszpańskie potęgi. Bayern zmiażdżył w półfinałowym dwumeczu Barcelonę, Borussia ograła madrycki Real za sprawą kultowego już występu Roberta Lewandowskiego i czterech bramek zaaplikowanych Królewskim.
Wielki finał, niemiecki finał na Wembley. Niepowtarzalna jak się okazało szansa, by zapisać się złotymi zgłoskami na kartach historii futbolu. Udało się to Bawarczykom. Goliat palnął Dawida w cymbał, a potem rozmontował mu całą znakomitą ferajnę, wyciągając z układanki Kloppa kilka najistotniejszych puzzli.
LIVERPOOL POKONA BAYERN? KURS 2.09 W LV BET!
Dla szkoleniowca BVB tamto spotkanie miało arcy-ważny wymiar. Również dlatego, że sam został kiedyś przez Bawarczyków odtrącony. Ale decydujące starcie okazało się sporym rozczarowaniem. Poziom meczu nie porwał, a Bayern – choć zapewnił sobie triumf dopiero w samej końcówce meczu – wyraźnie górował nad oponentem. – Mój zespół za wcześnie zdobył mistrzostwo Niemiec, za wcześnie wygrał dublet i za wcześnie awansował do finału Ligi Mistrzów – żalił się jeszcze przed meczem Klopp. – Teraz czeka nas najważniejszy moment w naszych życiach. Nie chcemy pojechać do Anglii w roli turystów. Wiele rzeczy już przeżyłem jako trener, ale takich emocji nie odczuwałem jeszcze nigdy. Po końcowym gwizdku szkoleniowiec BVB nie potrafił ukryć rozżalenia. – Zasługiwaliśmy na ten finał. Zasługiwaliśmy, żeby dzisiaj tu zagrać. Niestety, w końcówce popełniliśmy duży błąd. Nie potrafiliśmy zachować właściwego ustawienia przy stałym fragmencie gry. Ale w tej fazie meczu bardzo trudno było nam się właściwie bronić.
Cóż – trochę jest w tym racji, że sukcesy Borussii na krajowym podwórku trochę się rozminęły z ich najskuteczniejszą kampanią w Europie.
Kadencja Kloppa w Dortmundzie rozpoczęła się w maju 2008 roku. Już na początku los, któremu trochę dopomogli sponsorzy, skojarzył Borussię z Bayernem w ramach nieoficjalnego Superpucharu Niemiec, wygranego zresztą przez BVB 2:1. W oficjalnych, ligowych starciach początki nie wyglądały jednak tak różowo – na swoje pierwsze pełnoprawne zwycięstwo z Bayernem Klopp czekał aż do 3 października 2010 roku. Lucas Barrios i Nuri Sahin załatwili wówczas Bawarczyków na cacy.
BAYERN WYWIEZIE ZWYCIĘSTWO Z ANFIELD? KURS 3.55 W LV BET!
Droga do tego sukcesu była nader wyboista – wystarczy wspomnieć klęskę 1:5, poniesioną na Signal Iduna Park.
Ale jak szalejący przy linii bocznej Klopp wparował na zwycięską ścieżkę, to trudno już było do zepchnąć z tej drogi. Od października 2010 do maja 2012 pokonał Bayern pięć razy z rzędu. Do legendy przeszło zwycięstwo 5:2 w finale Pucharu Niemiec. Na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, na oczach najważniejszych oficjeli, władz państwa, milionów kibiców. Hattrick Roberta Lewandowskiego, dwie asysty Kuby Błaszczykowskiego, asysta Łukasza Piszczka. Fenomenalny występ i naprawdę epicki triumf.
Nie bez kozery Klopp, pytany o Roberta Lewandowskiego, stwierdził: – Jest częścią mojej historii. Gdyby nie on, moja kariera potoczyłaby się inaczej.
Po wspaniałych latach 2010-12 nadeszły jednak chude czasy. Jupp Heynckes napędzany przez potęgę BVB zbudował w stolicy Bawarii tak śmiercionośną machinę, że pozmiatał nie tylko rywali w Niemczech, ale i całej Europie. Potem pojawił się Pep Guardiola i hegemonię FCB podtrzymał. Oczywiście Klopp i jego Borussia wciąż uprzykrzali dominatorom życie w pojedynczych starciach. Wygrywali mecze o Superpuchar Niemiec (2013, 2014), lecz triumfy w Bundeslidze stały się już rzadkością.
Liverpool FC
Czas zatem na kolejny odcinek serialu. Oczywiście Jurgen Klopp już wielokrotnie mierzył się z niemieckimi drużynami jako szkoleniowiec The Reds, Pep Guardiola niezmiennie na niego dybie, tym razem na angielskim podwórku. Ale starcie z Bayernem to jednak coś specjalnego. Wszyscy oczywiście wspominamy z wielką estymą tę pamiętną drużynę Heynckesa, która przetoczyła się przez sezon 2012/13 niczym fala tsunami, wygrywając na wszystkich możliwych frontach.
Nie można jednak pamiętać, że ten sam Bayern i tego samego Heynckesa właśnie Klopp przez dwa lata trzymał z dala od mistrzowskiego tytułu w Bundeslidze. W XXI wieku tylko raz się zdarzyło, żeby drużyna inna niż FCB zdobyła mistrzostwo Niemiec dwa razy z rzędu.
No i jeszcze to cholerne Wembley, czyli wisienka, której zabrakło na dortmundzkim torcie. Jeden z dwóch przegranych finałów w Lidze Mistrzów.
– Nie myślę o tym – zapewniał Klopp na konferencji prasowej. Niemiec starał się pozować na gościa, na którym nie robi wrażenia pierwsze od 2015 roku oficjalne starcie z odwiecznym rywalem. – Jasne, parę osób do mnie zadzwoniło w ostatnich dniach, bo całe Niemcy szaleją na punkcie tego meczu. Tak bywa. W takich spotkaniach media starają się wykreować osobiste rywalizacje, których ja do końca nie rozumiem. Pewnie, byłem managerem w Dortmundzie, miałem tam kilka sukcesów. Zawsze ciężko mi się grało z Bayernem. Pokonanie ich było największym wyzwaniem, z jakim może się zmierzyć szkoleniowiec pracujący w niemieckiej piłce. I zawsze tak było. Czasami nam się udawało, innym razem nie. I tyle. To nie jest dla mnie sprawa osobista.
– Możliwe, że największym osiągnięciem Liverpoolu pod moją wodzą jest to, iż znowu jesteśmy w grze o finał Champions League i ludzie znowu myślą, że mamy duże szanse. To jest pozytywne, choć mnóstwo pracy przed nami.
Dlaczego trudno nam w te zapewnienia uwierzyć?
Klopp odniósł się też do wspomnianej historii z 2008 roku.
– Ta historia była publikowana naprawdę wiele lat temu. I w dużej części jest prawdziwa, nie licząc może tego fragmentu, który opowiada, że wściekłem się gdy dostałem telefon z informacją o wyborze innego Jurgena. Nie byłem zdenerwowany. Nigdy nie oczekiwałem, że wybiorą właśnie mnie. Byłem wtedy managerem drugoligowca, więc kto mógłby oczekiwać od Bayernu, by sięgnął po takiego trenera? Cała ta sytuacja była wręcz szokująca. Nie poczułem się urażony przez Ulego Hoenessa. Sam bym nigdy nie opowiedział tej historii. To nie jest taka opowieść, żeby rozpowiadać wszystkim wkoło: „Hej, prawie mnie wzięli do Bayernu!”. Ale skoro Hoeness to opowiedział, cóż, wtedy mogę mówić o sprawie otwarcie.
Drogi Kloppa i Bayernu kolejny raz się zatem przecinają. Ale czy kiedykolwiek się zejdą? Być może w 2008 roku było jeszcze na to po prostu za wcześnie. Pytanie, czy za kilka lat nie będzie już na to za późno. Może to i dobrze, bo ta rywalizacja niezmiennie dostarcza kapitalnych wrażeń. To rzeczywiście dość długi serial, ale toczony z rozmachem superprodukcji HBO, a nie brazylijskiej opery mydlanej.
POWYŻEJ 3.5 GOLA W STARCIU LIVERPOOLU Z BAYERNEM? KURS 2.7 W LV BET!
fot. newspix.pl