Niemcy jeszcze nigdy w historii nie przegrali sześciu meczów w jednym roku kalendarzowym. Nigdy – do dzisiaj. Ekipa Joachima Loewa zagrała dwie klasy lepiej niż ostatnio z Holandią, prowadziła już nawet 1:0 do przerwy, ale po przerwie Francuzi dorównali do ich poziomu, a i sędzia pomylił się na korzyść mistrzów świata dyktują karnego z kapelusza. Die Mannschaft są już o krok od spadku dywizji B w Lidze Narodów.
Po starciu z Holandią na niemiecką reprezentację spadła fala krytyki. W tamtym meczu oglądaliśmy Niemców ospałych, apatycznych, a na dodatek grających koszmarnie w obronie. Joachim Loew po tej dotkliwej porażce postanowił dokonać zmiany stylu gry – jego zespół nie miał już drenować obrony przeciwnika wymienianiem dziesiątek podań pod polem karnym, a atakować rywala szybkimi atakami. Ze składu wypadł Mark Uth (nadmieńmy – rezerwowy Schalke) oraz Thomas Mueller. W ataku oglądaliśmy tym razem ekspresowe trio Sane-Werner-Gabry, a w obronie selekcjoner mistrzów świata sprzed czterech lat wystawił trojkę stoperów, co też do pewnego momentu się sprawdzało.
Właściwie sprawdzało się przez całą pierwszą połowę. Napiszemy więcej – to była jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza połowa Niemców w tym roku. Po 45 minutach prowadzili tylko 1:0 – Lloris cudem obronił strzał Gintera po rzucie rożnym, Sane zagrał ciut za mocno do Wernera w kontrze “dwóch na jednego”, a gola udało im się strzelić po rzucie karnym. W środku pola piłkę pod pressingiem gości stracił Pogba, Sane ruszył prawym skrzydłem i obił rękę wykonującego wślizg Kimpembe. W tym przypadku sędzia słusznie wskazał na wapno, a karnego wykorzystał Kross.
Dla naszych zachodnich sąsiadów wyjrzało słońce, bo ostatnie miesiące w piłce reprezentacyjnej były dla nich katorgą. Kompromitacja na mundialu, kwaśna atmosfera w szatni i kompletnie nieudane wejście w Ligę Narodów. W przerwie zasiadaliśmy już do odtrąbienia końca kryzysu w niemieckiej kadrze, bo ich grę oglądało się świetnie, a na dodatek prowadzili przecież ze świeżo upieczonymi mistrzami świata.
Ale bańka prysła w drugiej połowie. Najpierw sygnał ostrzegawczy dał im Mbappe (nieco niewidoczny w przekroju całego meczu), ale w sytuacji sam na sam Manuelowi Neuerowi udało mu się obronić jego płaski strzał. Ale Francuzi po przerwie grali już inną piłkę i z minuty na minutę stwarzali sobie lepsze sytuacje. Wreszcie Lucas Hernandez posłał krótkie, mocne dośrodkowanie, a Antoine Griezmann i-d-e-a-l-n-i-e dołożył głowę do piłki i ta pofrunęła ku okienku bramki. Często o dwumetrowych kołkach z obrony mówi się, że “oni potrafią grać głową”, a oni tak naprawdę głową grają średnio, jednak rekompensują to wzrostem i wagą. Griezmann pokazał co oznacza timing, ruch szyją i precyzyjne dostawienie czoła.
Od tego momentu spotkanie się wyrównało i wydawało się, że wszystko zmierza ku remisowi. Ale wtedy Blaise Matuidi wpadł w pole karne i po wślizgu Matsa Hummelsa padł jak długi. Sędzia po raz drugi w tym meczu podyktował rzut karny, ale mamy poważne wątpliwości, czy w tej sytuacji podjął dobrą decyzję.
I didn’t see a foul there,that was not a deserved penalty but anyways it’s a great match.👌😃pic.twitter.com/2CHswnKEAd
— Raam 🇲🇾 (@raamsara2018) 16 października 2018
Dla nas sytuacja jest jasna – to Francuz staje na stopie Niemca i dlatego noga podstawa mu odjeżdża. Hummels nie podcina rywala, nie kopie go, nie trąca go w piętę. Po prostu Matuidi – jak w platformówkach – postawił stopę na ruchomej kładce. Ale VAR-u w Lidze Narodów nie ma, na czym skorzystała Francja oraz Griezmann, który z wapna ustrzelił dublet.
Niemcy po trzech kolejkach mają na koncie zaledwie punkt i by utrzymać się w dywizji A muszą pokonać Holandię i liczyć, że ta przegra z Francją. Jeśli Holandia z Francją zremisuje, to Niemcy muszą ograć “Oranjee” czterema bramkami. Jeśli Holandia wygra z Francją, to Niemcy na pewno lecą z elity Ligi Narodów.
Coś czujemy, że po następnej przerwie na reprezentacje będziemy mogli zabrać się z sąsiadami jednym wagonikiem w kierunku dywizji B…
Francja – Niemcy 2:1 (0:1)
Griezmann (62. i 80.) – Kross (14.)