Reklama

Gole, parady bramkarzy, kontrowersje, błędy. Działo się w Gdańsku!

redakcja

Autor:redakcja

27 lipca 2018, 20:59 • 3 min czytania 26 komentarzy

Lechia Gdańsk i Śląsk Wrocław kojarzą się ostatnio jako te drużyny, które w kolejnych sezonach rozczarowują swoich kibiców – potencjał na dobry wynik często jest, ale właśnie: kończy się w zasadzie tylko na tym potencjale. Nie ośmielimy się obstawić, czy tym razem obie ekipy napiszą inne opowieści – to w końcu nieprzewidywalna ekstraklasa – ale już dziś wiemy jedno. W drugiej kolejce Lechia ze Śląskiem zaserwowały nam naprawdę emocjonujące widowisko.

Gole, parady bramkarzy, kontrowersje, błędy. Działo się w Gdańsku!

Rzadko bowiem zdarza się, by po meczu ekstraklasy było tyle historii do przytoczenia – bywa, że oglądamy dwa celne strzały i idziemy do domu, a tutaj naprawdę chciało się śledzić boiskowe wydarzenia. I jeśli mówimy o historiach, to jedną jest ta z gatunku smutnych Cholewiaka. Dwie interwencje obrońcy zostały wycenione przez Marciniaka na dwa karne, choć tak naprawdę i jedna, i druga jedenastka budzą kontrowersje. Najpierw Haraslin dał dużo od siebie, potem Mak był ścinany centymetry przed szesnastką. Cholewiak więc – oczywiście – igrał z ogniem, ale miał też sporo pecha. Tak jak w drugiej połowie, gdy nie dane mu było choćby wpisać się na listę strzelców, po tym, jak jego uderzenie obiło poprzeczkę za sprawą interwencji Kuciaka.

Inna historia to komedia Flavio Paixao. Portugalczyk pierwszą jedenastkę wykonał pewnie, bo mimo że Słowik go wyczuł, nie był w stanie sięgnąć futbolówki. Ale drugi rzut karny, oj, ten już śmierdzi kompromitacją. Flavio chciał się zabawić, uderzyć wcinką, a Słowik po prostu go wyczekał i spokojnie złapał piłkę. A co byłoby, gdyby napastnik Lechii nie pieprzył się w tańcu, tylko pieprznął pod ladę? Pewnie gdańszczanie wygraliby to spotkanie, a tak w końcówce musieli patrzyć, jak swoją bohaterską opowieść wykłada Celeban. Wrzutka z rożnego, letniskowe krycie Lechii i obrońca pokonuje Kuciaka.

Czyli co: trzeba przyznać, działo się. Lepiej w ten mecz weszła Lechia, na szczególną uwagę zasługiwały jej skrzydła, bo i Mak, i Haraslin robili sporo wiatru. Ale właśnie, im spotkanie trwało dłużej, tym gospodarze bez sensu cofali się coraz głębiej, zapraszając Śląska do śmielszych ataków. A ekipa Pawłowskiego z tego zaproszenia bardzo chętnie skorzystała. Strzał Piecha wybronił Kuciak, bramkę Golli z idiotyczny powodów nie uznał Marciniak (szerzej o tym TUTAJ), widzieliśmy wspomnianą poprzeczkę Cholewiaka, Augustyn w ostatniej chwili blokował wychodzącego sam na sam Piecha. Śląskowi brakowało centymetrów, Lechia coraz bardziej zawierzał swój los szczęściu.

Choć był moment, kiedy mecz mógł skończyć się po myśli gospodarzy – Flavio dostał idealną piłkę od Fili, ale mając przed sobą Słowika, nie dał rady go pokonać. Bramkarz zbił futbolówkę na słupek, goście pozostawali w grze i drugie życie od swojego golkipera wykorzystali.

Reklama

Piotr Stokowiec przychodząc do Lechii, na pewno wiedział, że czego go dużo pracy i teraz też pewnie wie: sporo roboty wciąż przed nim. Udało się obudzić gdańską ofensywę, bo parę akcji mogło się podobać, natomiast w tyłach biało-zieloni wciąż potrafili gubić się jak dzieci. Śląsk? Wszedł w spotkanie słabo, ale potem długimi momentami był drużyną po prostu lepszą. Remis uznajemy więc za wynik całkiem sprawiedliwy, oba zespoły miały jednak za dużo za uszami, by wziąć dla siebie pełną pulę.

[event_results 509170]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Szymon Janczyk
8
Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Komentarze

26 komentarzy

Loading...