Zacznijmy od tego, co najważniejsze – rozgrywanie na mistrzostwach świata meczu o trzecie miejsce jest pozbawione sensu. Możemy się łudzić i dorabiać teorie o odkupieniu czy nagrodzie pocieszenia dla przegranych w półfinałach, ale żadna z nich nie będzie miała przełożenia na rzeczywistość. Bo w rzeczywistości nikt nie chce się pocieszać ani walczyć o zmazanie plamy, którą dał w półfinale. Na mundialu liczy się tylko zwycięstwo i właśnie po to do Rosji, a wcześniej Brazylii, RPA i tak dalej, przyjechały najlepsze reprezentacje świata. Po to, żeby zostać mistrzem. Trzecie, dziesiąte czy siedemnaste miejsce nikogo poważnego nie interesuje.
Potwierdzeniem tej tezy niech będzie przedmeczowa postawa Anglików i Belgów. Pierwsi deprecjonują znaczenia spotkania i piszą o najbardziej prestiżowym ze wszystkim spotkań towarzyskich. Drudzy na każde wspomnienie tego wydarzenia kręcą nosami i przebąkują coś o straconej szansie „złotego pokolenia”, które w półfinale rozbiło się z hukiem o francuski mur. Krótko mówiąc, oba zespoły (Anglicy mocno niespodziewanie) marzyły o czymś innym i miały dużo większe ambicje, a brązowy medal w żaden sposób nie jest w stanie tego zrekompensować. Wprost przeciwnie – ten jeden mecz kradnie im trzy dni urlopu, a przecież już za chwilę rusza sezon ligowy.
Zresztą dzisiejsze spotkanie w pełni obnaży absurd tradycyjnego dla mundialu przyznania brązowych medali. Roberto Martinez i Gareth Southgate najprawdopodobniej nie wystawią najsilniejszych jedenastek (The Sun typuje na przykład kompletne rezerwy), a o rzekomo prestiżowe nagrody powalczą goście, którzy do tej pory swoją obecność w składzie obu reprezentacji zaznaczyli wyłącznie w skarbie kibica i w meczu o pietruszkę na finiszu fazy grupowej.
Martinez i Southgate to oczywiście nie pierwsi selekcjonerzy, którzy mogą się przekonać, że mundialowa walka o brąz trochę mija się z celem. Cztery lata temu organizowanie dodatkowego spotkania bardzo mocno skrytykował Louis van Gaal, którego Holandia ostatecznie stanęła przecież na najniższym stopniu podium. – Od dziesięciu lat powtarzam, że ten mecz jest zbędny i nie ma nic wspólnego ze sportem. Ale nadal twardo w to brniemy, a potem kończy się tak, że zespół, który rozegrał dobry turniej, kończy z dwoma porażkami z rzędu. Jak nieudacznik. Na mistrzostwach świata jest tylko jeden cel – zostać mistrzem świata.
Ze słowami van Gaala nie można się nie zgodzić. W 2014 roku kompletnie rozbita po półfinałowej klęsce Brazylia musiała jeszcze raz wyjść na boisko, by pobiegać za piłką w meczu ósmej kategorii i finalnie przeżyć kolejne upokorzenie. W 2010 roku kapitalnie grający przez cały mundial Urugwaj musiał na końcu pogodzić się z dwoma minimalnymi porażkami, które mimo wszystko trochę zamazały ogólne wrażenie, jakie zostawił po sobie zespół Oscara Tabareza. Nikt nie pamięta też, że w 2006 roku Portugalia doszła do półfinału, wygrywając pięć kolejnych meczów, w których straciła tylko jednego gola. Jeśli już, to wszyscy pamiętają, że w ostatnim spotkaniu dostała tęgie baty od Niemców.
Starciu o brąz daleko do prestiżu, jakie miało jeszcze kilka dekad temu również z tego względu, że dziś futbol jest przeładowany spotkaniami, zawodnicy grają ich pięćdziesiąt, sześćdziesiąt i więcej w roku, przez co dodatkowe starcie dla dwóch przegranych odwleka tak naprawdę ich urlopy, a więc i powrót do klubu. W Tottenhamie Harry Winks i Victor Wanyama mają już chyba dość gry ze sobą w rzutki, ale cóż zrobić, skoro praktycznie cały pierwszy zespół wciąż pozostaje w Rosji…
Jak widać, przyczepić można się do wielu rzeczy. Od (braku) sensu rozgrywania takiego meczu przez jego atrakcyjność aż do podejścia piłkarzy i trenerów. Walka o brązowe medale niekoniecznie interesuje też kibiców, którzy ostrzą sobie zęby na niedzielny finał, a w międzyczasie ktoś próbuje im wmówić, że w sobotę też będzie fajnie Oczywiście na świecie nie brakuje świrów/fanatyków/pasjonatów, ale w gruncie rzeczy mało kogo grzeje, kto zdobędzie brązowy medal, a jeszcze mniej osób to zapamięta. W końcu za trzecie miejsce nie rozdają gwiazdek. Nowy mistrz świata na zawsze zostanie w głowie wszystkich kibiców i nie usadowi się wygodnie obok pięciokrotnie ozłoconej Brazylii, najlepszego niegdyś Urugwaju czy Anglii z 1966 roku. Czyli po prostu obok najlepszych, których wszyscy bardzo dobrze znają.
A spotkanie o brąz obie reprezentacje i tak muszą rozegrać. Podobne zobowiązaną będą miały do wypełnienia zespoły, które z walki o tytuł odpadną w półfinałach kolejnych edycji imprezy, bo FIFA pewnie nigdy z tego meczu nie zrezygnuje. Piłkarska centrala wyciska bowiem z mundialu tyle, ile się da i dużo bardziej prawdopodobne jest, że zacznie rozgrywać mecze o miejsca 5-8, 9-12 i tak dalej niż odpuści sobie ten o trzecie. W końcu każde dodatkowe spotkanie, na razie szczęśliwie tylko jedno, to tysiące sprzedanych biletów i kolejne kontrakty sponsorskie, na których można nieźle zarobić. Wymiar tego meczu naprawdę jest więc żaden, ale biznes i tak nieźle się kręci. Jeśli zatem zastanawialiście się, komu potrzebne jest przyznawanie trzeciego miejsca, skoro piłkarze, trenerzy i kibice tego nie chcą, to właśnie dostaliście odpowiedź.
Fot. Newspix.pl