Reklama

Nowy król sprintu? Fernando Gaviria rządzi na Tour de France

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

10 lipca 2018, 20:04 • 4 min czytania 9 komentarzy

Jeśli w swoim debiucie w Wielkiej Pętli wygrywasz dwa z czterech pierwszych etapów, to wysyłasz wszystkim jasny sygnał: jestem gotowy, by odnosić największe możliwe sukcesy. Fernando Gaviria tak właśnie zrobił, ale to nie pierwszy raz, gdy zaprezentował swoje ogromne możliwości. W kolarskim świecie porównuje się go do Petera Sagana i wydaje się, że wcale nie na wyrost.

Nowy król sprintu? Fernando Gaviria rządzi na Tour de France

Kolumbijczyk jest sprinterem doskonałym. Czołowi kolarscy dziennikarze podkreślają, że jego głównym atutem jest uniwersalność – potrafi wykorzystać stworzony przez kolegów pociąg, potrafi ruszyć sam, problemów nie sprawia mu ogrywanie rywali na końcowych metrach. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć, jak w zeszłym roku wygrywał etapy na Giro d’Italia, to szybko to nadróbcie. Z naciskiem na ostatni z nich, bo to klasa sprintera w pełnej okazałości (na filmie niżej gdzieś od 11:30).

Patrick Lefevere, manager grupy Quick-Step, mówił o nim już w zeszłym roku:

Tylko Bóg wie, jak dobry może stać się Fernando. Widzieliśmy trochę wielkich talentów, które szybko się pojawiały i równie szybko znikały. Kolarz może zaliczyć kontuzję czy kraksę, mnóstwo rzeczy może się zdarzyć. Mamy nadzieję, że w zespole posiadamy wystarczająco wiele doświadczenia, by utrzymać Fernando myślami przy ziemi.

Reklama

Jak na razie udaje im się to koncertowo. Zresztą, akurat ekipa Quick-Step umie to robić. Mówi nam o tym Arlena Sokalska, zastępca redaktora naczelnego Polska The Times:

– Trzeba powiedzieć, że Fernando ma niesamowite wsparcie. Quick-Step to najlepsza ekipa dla sprinterów. Oni wiedzą, jak się ustawić na płaskim terenie, wiedzą jak zbudować pociąg. Tam są doświadczeni zawodnicy, którzy potrafią go wyprowadzić na idealną pozycję i jeśli tylko w tym szyku się nic nie zepsuje, to jest to wielki bonus dla takiego zawodnika jak Gaviria.

Dobra, ale skąd się właściwie wziął ten człowiek? Najprostsza odpowiedź brzmi: z Kolumbii. Nie, to nie żart. Kolumbijczycy jeżdżą znakomicie, mają wiele klubów, a w jednym z nich pracował też ojciec Fernando. Ot, droga prosta jak sprinterski finisz. No, w teorii, bo młody Gaviria zaczynał od… jazdy na łyżwach. Serio. Jeździła też jego siostra, chciał robić to, co ona. Potem dostał rower, zakochał się i poszedł na tor. Tak, na tor, bo to od niego swoją przygodę zaczyna wielu sprinterów. Stąd też w karierze Kolumbijczyka znajdziecie nie tylko sukcesy szosowe, ale i dwa złote krążki z mistrzostw świata w hali.

Alrena Sokalska:

To jest najlepsza droga do tego. Takich kolarzy jest kilku. Oprócz Gavirii taką drogę przeszli m.in. Mark Cavendish czy Elia Viviani, który wygrywał etapy na Giro d’Italia w tym roku. Niedawno Adrian Tekliński, czyli mistrz świata w scratchu, czyli jednej z tych dyscyplin, która predestynuje do jazdy na szosie, żalił się, że w Polsce kolarze nie przechodzą tej drogi na szosę.

Reklama

Po tym jak przerzucił się na asfalt, nie trzeba było długo czekać, by zaczęły go obserwować największe ekipy. Szybko bowiem pokazał, co potrafi, deklasując m.in. wspomnianego Marka Cavendisha. Potem pokazywał się choćby na trasie Tour de Pologne, które – do tego już się przyzwyczailiśmy – kreuje przyszłe gwiazdy. Wygrał u nas dwa etapy w 2016 roku, co tylko zwiastowało podbój wielkich tourów. Dziś, w wieku zaledwie 23 lat (w teorii najlepszy wiek dla kolarza zaczyna się w okolicach 28 roku życia) jest naturalnym kandydatem na przejęcie miana najlepszego sprintera świata. Tego, które aktualnie wielu – zresztą słusznie – przypisuje Peterowi Saganowi. Czy to możliwe?

Giuseppe Saronni, mistrz świata, dwukrotny zwycięzca Giro d’Italia, dla La Gazetta dello Sport:

Łatwo porównywać go do Sagana, ale jest to też słuszne. Lubię go, przypomina mi Patricka Sercu, ze względu na jego umiejętności z toru połączone z szybkością sprintera. Jest nowoczesnym sprinterem, który może wygrać wiele Klasyków. Jego kariera dopiero się zaczyna, myślę, że najlepsze przed nim.

To słowa sprzed roku. Dziś, po debiucie Kolumbijczyka w Tour de France, możemy jedynie zadawać sobie pytanie: gdzie leży kres jego możliwości? Wygrany pierwszy etap, upadek na drugim, pozbieranie się do kupy i zwycięstwo na czwartym, który trzeba było rozstrzygać przez fotofinisz, bo fantastycznie walczyli tam jeszcze Peter Sagan i André Greipel. A przecież jeszcze kilka płaskich, odpowiadających jego charakterystyce, etapów przed nami. Na Giro przed rokiem triumfował cztery razy. Gdyby powtórzył ten wynik we Francji, byłby to rezultat absolutnie oszałamiający.

I, być może, zwiastujący zmianę na sprinterskim tronie. Choć Peter Sagan tak łatwo się nie podda.

Fot. NewsPix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...