Wiele można powiedzieć o reprezentacji Hiszpanii, ale na pewno nie to, że panuje w niej spokój. Oczywiście, nie ma też co porównywać tego z sytuacją Argentyny, lecz wszystkie znaki na niebie i ziemie pokazują – do ideału jest daleko. – Brak stabilizacji nigdy nie jest dobrym przyjacielem – mówił Sergio Ramos, co chyba najlepiej obrazuje obecne realia wokół drużyny La Rojy.
Wkrótce czekają ją naprawdę ogromne zmiany, a mistrzostwa świata w Rosji to było tylko preludium do nich. Zakończyło się fatalnie, co tylko podkreśla konieczność dokonania roszad, niemal pod każdym względem. Już wiadomo, że selekcjonerem nie pozostanie na dłużej Fernando Hierro. Z kolei z piłkarzy Iniesta zakończył reprezentacyjną karierę, tego samego można spodziewać się po Gerardzie Pique. Losów 32-letniego Davida Silvy, a także o dwa lata młodszych Diego Costy oraz Sergio Busquetsa też nie możemy być pewni. Co oznaczałyby te zmiany? Skąd wzięła się klęska na rosyjskim mundialu? Kto powinien zostać kolejnym selekcjonerem La Roja? Swoimi spostrzeżeniami na te kilka tematów podzielił się z nami Kibu Vicuña, hiszpański trener, a także nasz stały ekspert z audycji „Estadio Weszło”.
Odpowiedzialność Hierro
W ankiecie dziennika „Marca” blisko 50% kibiców stwierdziło, iż to Luis Rubiales jest odpowiedzialny za fatalne wyniki drużyny narodowej na turnieju. Nowy prezes RFEF podjął bardzo niepopularną wśród fanów oraz samych piłkarzy decyzję o zwolnieniu Julena Lopeteguiego, kiedy dowiedział się, iż Bask za jego plecami załatwił sobie pracę w Realu Madryt. Decyzja ta wywołała wielkie poruszenie wśród hiszpańskiej opinii publicznej. To ona była źródłem wszystkiego, co stało się potem z La Roją.
Kibu Vicuña: Moim zdaniem Hiszpania przegrała walkę o mistrzostwo świata w momencie, gdy zwolniony został Julen Lopetegui. To był lider z prawdziwego zdarzenia, który wiedział jak ma reagować w danych momentach. Dało się zauważyć od początku, ze Hierro to tylko rozwiązanie awaryjne. Wcześniej był dyrektorem sportowym, znał drużynę, ale nie miał na nią swoich pomysłów. Najlepszym meczem Hiszpanów był ten przeciwko Portugalii, w którym nie zmienił nic. Hierro kompletnie brakowało jakiegokolwiek planu B. Każda roszada, jaką wykonywał podczas meczu, była praktycznie 1 do 1 – obrońca za obrońcę, pomocnik za pomocnika i tak dalej. Dziwię się też kilku decyzjom, takim jak ciągłe trzymanie Saula na ławce. Skoro Dani Carvajal nie był gotowy, to czemu nie wystawił Odriozoli, który świetnie spisywał się przed mundialem? Ja rozumiem, że to był trudny moment, jednak zabrakło odpowiednich reakcji. I dlatego zamiast grać coraz lepiej z meczu na mecz, wyglądaliśmy coraz gorzej.
Najgorsze oblicze tiki-taki
Hiszpanie chcieli zaklepać rywali na śmieć, jednak to samych siebie posłali w trzy diabły przez taki styl gry. Kosmiczna liczna podań wszerz boiska zwłaszcza w meczu z Rosją (1114) podkreśla bezradność zespołu podczas jego mundialowych zmagań. Zasadne więc staje się pytanie – czy należy teraz popadać w skrajność i szukać zupełnie odmiennej koncepcji? Trudno wyobrazić sobie tę ekipę, pełną zawodników o zdecydowanie ofensywnej charakterystyce, aby nagle przeszła na styl a’la Atletico. Wyobrażacie sobie Thiago czy Isco grających w ten sposób? Abstrakcja.
KV: Według mnie ta obecna filozofia reprezentacji Hiszpanii jest jak najbardziej słuszna, tylko trzeba ją odpowiednio realizować. La Roja w Rosji grała jednak w poprzek, a nie do przodu. Podanie, podanie, podanie… Żadnej odwagi w ofensywie, mało prób otwierających zagrań, szybkich akcji kombinacyjnych. Tylko przez chwilę próbowali tego Aspas oraz Isco, jednak nikt im nie pomagał. Do tego obecnego stylu dodałbym nieco więcej mocy fizycznej, bo podczas meczów w Rosji wszyscy grali praktycznie na stojąco, bez intensywności. Sborna prezentowała antyfutbol? Kolega powiedział mi – my graliśmy antyfutbol w ofensywie!
Wyjątkowo celne, prawda?
Można więc dojść do wniosku, iż to niekoniecznie wierność dawno obranej filozofii spowodowała porażkę Hiszpanów na turnieju w Rosji, lecz beznadziejna interpretacja jej, a także fatalna dyspozycja większości filarów drużyny.
KV: David Silva nie wyglądał dobrze, Iniesta niby dał asystę, lecz nie miał takiego wpływu na grę jak zwykle. Busquets w ogóle nie trafił z dyspozycją na mundial. De Gea – to widzieliśmy wszyscy. Pique, a nawet Ramos też nie byli solidni. Kuriozalne rzeczy działy się momentami w meczach Hiszpanii. Była taka akcja – rzut z autu w środku, strata i za chwilę sytuacja sam na sam dla przeciwnika. Takich rzeczy to u juniorów nie obejrzysz.
Czego podopiecznym Hierro wyraźnie brakowało, to siły przebicia.
KV: Pamiętam jak to wyglądało przed laty, na przykład na mistrzostwach w 2010 roku, gdzie też Hiszpanie często się męczyli, ale szli dalej. Tym razem nie zdołali odpowiedzieć na warunki stawiane przez rywali. Sądzę, iż Julen potrafiłby na to odpowiednio zareagować – inaczej wykorzystałby Koke, postawiłby na Saula, na prawej obronie grałby Carvajal albo Odriozola, co by dodali mocy w ataku. Asensio również mógłby bardziej pomóc.
Zmiana pokoleniowa
Co może nieco martwić w kontekście przyszłości La Rojy, to fakt, iż jej kręgosłup zaczyna się sypać. Odejście już ogłosił Andres Iniesta, to samo ma stać się z Gerardem Pique. David Silva ma już 32 wiosny na karku, nieco mniej Diego Costa oraz Sergio Busquets. Przebudowa ekipy w najbliższych latach jest tu niemal pewna jak amen w pacierzu. Jorge Valdano też nie miał wątpliwości. – Właśnie oglądamy zmierzch złotego pokolenia – dowodził. Zapewne jest w tym sporo racji. Pytanie, czy Hiszpanie mają takie zaplecze personalne, aby przez zmianę pokoleniową przejść bezboleśnie?
KV: To samo było przecież, kiedy odchodził Casillas, Xabi Alonso, Xavi… Każdy z nich był liderem, tworzyli fantastyczną drużynę, ale po nich przyszli godni następcy. Wydaje mi się, że na dłużej zostaną tu jeszcze De Gea oraz Busquets. David musi się zrehabilitować za te fatalne mistrzostwa. Jeśli jednak patrzymy na młodych piłkarzy, mamy sporo naprawdę perspektywicznych, dzięki którym w najbliższych latach będziemy mogli utrzymać odpowiedni styl. Jest Isco, Koke, Busquets, dalej mogą grać Carvajal oraz Jordi Alba. Będą Ceballos, Rodri, Odriozola, Kepa, Fabian Ruiz, Vallejo. Jest z czego budować. Niektórzy jeszcze nie są na najwyższym poziomie, lecz w niedalekiej przyszłości mogą na niego wejść. Mamy też kilka alternatyw na teraz, jak Javiego Martineza, Azpilicuetę czy Andera Herrerę.
Następca Hierro
Najważniejsze pytanie brzmi jednak – kto powinien zostać nowym selekcjonerem? Wymieniane są cztery nazwiska: Luis Enrique, Quique Flores, Michel oraz Roberto Martinez. Na pierwszy rzut oka – wybór mniejszego zła. Każdy ma swoje atuty, ale też każdy coś za uszami. Drugi i trzeci z wymienionych przede wszystkim fatalne wyniki w ostatnim czasie.
Flores:
Getafe – 1,18 punktu na mecz
Watford – 1,30
Espanyol – 1,30
Michel:
Olympiakos – 2,26. Niby super, lecz to tylko liga grecka…
Marsylia – 1,48
Malaga – 0,97
Nie brzmi to zachęcająco, prawda? Paradoksalnie nasz rozmówca postawiłby właśnie na Michela, jeśli musiałby wybierać z tych, którzy obecnie są bezrobotni.
KV: To jest typ człowieka pokroju Vicente del Bosque. Chodzi mi o styl bycia. Jako szkoleniowiec nigdy nie stara być się największą gwiazdą zespołu. W drużynach, które prowadzi, zawsze próbuje zaadaptować ofensywny styl. Jasne, ostatnio w Maladze mu nie poszło, ale on tam po prostu miał słabych piłkarzy. Po nim przyszedł Jose Gonzalez i też nic nie zrobił. Co prawda Flores i Lucho mają lepsze CV niż Michel, jednak wyjątkowo tym bym się nie sugerował.
Dlaczego nie Lucho i Flores? Największym problemem wydaje się być charakteru obu.
KV: Luis Enrique może byłby dobrym kandydatem, gdyby nie był jednocześnie tak konfliktowy – zarówno jeśli chodzi o piłkarze, ale też względem mediów. Z kolei Flores kogokolwiek by trenował, też zawsze. prędzej czy później, mówiło się, iż nie potrafi się dogadać z zawodnikami. Do tego Quique lubi raczej defensywny futbol, wydaje mi się więc, że do drużyny, którą tworzą piłkarze o raczej ofensywnej charakterystyce, ten trener by po prostu nie pasował.
Wymarzonym kandydatem naszego rozmówcy jest natomiast Roberto Martinez. Jest tylko jeden problem – były szkoleniowiec Evertonu oraz Wigan prowadzi obecne reprezentację Belgii i ma kontrakt ważny do 2020 roku.
KV: Zdecydowanie wybrałbym jego. Rozumie doskonale hiszpański futbol, ale dużo czasu spędził zagranicą, dlatego posiada też duże doświadczenie. Teraz prowadzi Belgię pełną gwiazd, aczkolwiek ma zupełnie innych piłkarzy niż są w ekipie La Roja. A jednak również potrafił ją poukładać tak, aby grała efektownie i skutecznie. Sądzę, iż ani Michel, ani Roberto Martinez nie mieliby problemów z utrzymaniem dyscypliny w zespole, z autorytetem. To są po prostu spokojni ludzie. Co ciekawe Marca dziś pisała, że sami reprezentanci Hiszpanii woleliby Michela. Bo doskonale orientuje się w sytuacji La Roja, a wcześniej sam był znakomitym piłkarzem, pod względem charakteru jest pełen pozytywnej energii, lubi ofensywny futbol, nie szuka konfrontacji z podopiecznymi.
***
Nie sposób tu nie nawiązać jeszcze raz do słów Sergio Ramosa, które cytowaliśmy we wstępie. Robienie wielkiej rewolucji nie wydaje się być dobrą drogą. Harmonijny proces przemian – owszem, skoro dotychczasowe metody zawiodły. Kluczem do sukcesu przy zmianach będzie jednak stworzenie właściwych okoliczności wokół nich. A przede wszystkim spokój. Tylko spokój może uratować Hiszpanów.
Przygotował: Mariusz Bielski
Obserwuj Kibu Vicuñę na twitterze: