Reklama

Kto od razu nie był za Francją, musiał kibicować Australii

redakcja

Autor:redakcja

16 czerwca 2018, 14:57 • 3 min czytania 5 komentarzy

Analizując przed turniejem sytuację w poszczególnych reprezentacjach, Australia zapowiadała się na jednego z największych dostarczycieli punktów. Na papierze gorzej wyglądały tylko Arabia Saudyjska i Panama. Socceroos problemów mieli mnóstwo: rywalizowanie na co dzień z ogórkami, brak gwiazd w nowym pokoleniu, rezygnacja poprzedniego selekcjonera zaraz po awansie, pewne odejście obecnego po mistrzostwach. Zostało jednak najważniejsze – drużyna na boisku.

Kto od razu nie był za Francją, musiał kibicować Australii

Patrząc na skład Francuzów, co mniej odporni psychicznie ukłoniliby się na wejściu i poprosili o najniższy wymiar kary. Znakomitości z największych klubów na każdym kroku, zwłaszcza w ofensywie. Australijczycy nic sobie jednak z tego nie robili, nie zamierzali przepraszać za to, że żyją. Biegali więcej, byli zdyscyplinowani taktycznie i poza samym początkiem Trójkolorowi wyglądali, jakby właśnie rozgrywali pierwszy sparing po rewolucji kadrowej. Nikt nie wiedział, co ma robić. Każdy podawał do najbliższego, najczęściej jeszcze uprzednio zaliczając kilka kontaktów z piłką. Kreatywności w drugiej linii było tyle, co u pomocników Termaliki, a przecież nie grali tam Mateusz Kupczak, Vlastimir Jovanović, Roman Gergel czy Samuel Stefanik, tylko N’Golo Kante, Paul Pogba, Corentin Tolisso czy Kylian Mbappe i Ousmane Dembele na skrzydłach. Żywe pół miliarda euro – jeśli nie więcej.

I co? I nic, Socceroos od 10. minuty do końca pierwszej połowy w pełni kontrolowali sytuację, a nawet sami mogli strzelić gola po stałym fragmencie. Po przerwie faworyt zaczął grać odrobinę lepiej i dostał tego karnego, po którym Antoine Griezmann trafił na 1:0. Nie zdążyliśmy się nawet przekonać, czy to prowadzenie jakoś wpłynie na Francuzów, bo Samuel Umtiti zagrał w siatkówkę. Trzeba jednak oddać Pogbie, że choć często kaleczył niemiłosiernie, to przy obu golach miał kluczowy udział. To on podawał prostopadle do Griezmanna przy jedenastce i to on zaczął akcję na 2:1, którą szczęśliwie samemu wykończył. 81. minuta – chyba dopiero wtedy on  i koledzy po raz pierwszy w tym meczu wymienili kilka szybkich podań.

Tym razem wystarczyło. Kolejne mecze pokażą, czy piłkarze Didiera Deschampsa muszą się rozkręcić, czy najzwyczajniej w świecie są zmęczeni sezonem ligowym. Tylko po Kante nie było widać, by funkcjonował jakoś mocno inaczej niż na co dzień w klubie, ale to robot, więc problemy śmiertelników go nie dotyczą.

Australijczycy przypomnieli, że jeśli masz jedenastu gości bez strachu idących w jednym kierunku i każdy ma siły do biegania, to przy takich okazjach jak mundial możesz się postawić nawet największym. Dziś się nie udało, ale jeśli to samo zagrają z Danią i Peru to… No dobra, z grupy raczej nie wyjdą, nie szalejmy, ale nie wrócą do domu z pustymi rękami. Trudno było im dziś nie kibicować, jeśli od razu nie trzymało się kciuków za Francję. To chyba u postronnych obserwatorów norma – jeżeli faworyt nie pokazuje zdecydowanie swojej wyższości, zawsze trzyma się stronę tego teoretyczne słabszego.

Reklama

Swoją drogą, ten mecz pokazał, jak bardzo przydatne są VAR i Goal Line Technology. Coś nam się wydaje, że bez pomocy technologii nie byłoby słusznego karnego na 1:0 i bramki na 2:1, gdzie piłka minimalnie przekroczyła linię bramkową. Może nawet nie byłoby karnego dla Australii, choć tutaj prawdopodobnie – o dziwo – odpowiednią sygnalizację dał sędzia zabramkowy.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
0
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

5 komentarzy

Loading...