Kiedy twoje nazwisko zaczyna się od „KO”, a ty zajmujesz się sportami walki – to do czegoś zobowiązuje. Ale w przypadku Szymona Kołeckiego to się powoli zaczyna robić nudne. Mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów właśnie po raz szósty wyszedł do klatki i po raz szósty zakończył walkę, nokautując rywala już w pierwszej rundzie. Tym razem padło na bardzo doświadczonego i niebezpiecznego Ivo Cuka. Walka trwała 45 sekund…
Takiego początku kariery w polskim MMA prawdę mówiąc nie pamiętamy. Oczywiście, do klatki w ostatnich latach wychodziło wiele osób wywodzących się z zupełnie innych aren. Mieliśmy aktorów, piosenkarzy, strongmanów, celebrytów i tak dalej. Kołecki jest inny. To tytan pracy, gość, który jako sztangista osiągnął właściwie wszystko. Do tego stopnia, że srebrnego medalu olimpijskiego w Sydney tak naprawdę nie chciał przyjąć, traktował go przez lata jako porażkę. Po złoto sięgnął już po zakończeniu kariery, kiedy jego wielki rywal Ilia Ilin, mistrz z Pekinu, wpadł na dopingu i odebrano mu zwycięstwo.
Kołecki, gdy doczekał się wymarzonego najcenniejszego medalu, był już byłym sztangistą oraz byłym prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów i właśnie rozpoczynał karierę w MMA. Na swoich zasadach: w zasadzie nie wychodzi z sali treningowej, pracuje za trzech, a walka jest dla niego celem, a nie sposobem na zdobycie popularności, czy zarobienie pieniędzy.
W piątkowy wieczór walczył po raz szósty i znów okazał się po prostu za mocny dla rywala. A trzeba przyznać, że ten był naprawdę solidny. Chorwat Ivo Cuk miał na koncie 12 wygranych walk w MMA i 10 porażek. Wszystkie zwycięstwa odnosił przed czasem. Pojedynek z nim miał dać odpowiedź na kilka pytań. Jak Kołecki wytrzyma kondycyjnie? Czy poradzi sobie z doświadczonym rywalem? Czy potrafi obronić się w parterze i przetrzymać kryzys? Cóż, pytania dalej są aktualne.
– Doświadczenie jest jego atutem, ma wielki bagaż doświadczeń, w MMA był już w każdej sytuacji. Ja jednak jestem zdeterminowany, żeby wejść ostro i wygrać. Ivo Cuk to świetny judoka, ma czarny pas, świetne rzuty i kilka innych mocnych stron. Ale jestem na to przygotowany – zapowiadał Kołecki przed wyjściem do klatki.
Nie wiemy, co dokładnie z jego wypowiedzi zapamiętaliście, ale polecamy podkreślić słowa: „wejść ostro”. Chorwat próbował przerzucić Kołeckiego przez biodro. Zamiast tego sam wylądował na deskach. Zdołał nawet wstać, ale moment później znów zaliczył glebę. Po serii ciosów Polaka, sędzia zastopował nierówny pojedynek.
Sześć walk, sześć zwycięstw, sześć razy w pierwszej rundzie. Kołecki ma wprawdzie 36 lat i trzeba przyznać, że karierę w MMA zaczął bardzo późno, ale nie da się ukryć, że niewielu wojowników miało tak spektakularne początki w klatce. Kolejną walkę prawdopodobnie stoczy 19 sierpnia w Międzyzdrojach. Nie spodziewamy się tłumu chętnych, żeby stanąć naprzeciwko niego.