Reklama

NBA RAPORT: Szaleństwo w Konferencji Zachodniej!

redakcja

Autor:redakcja

09 kwietnia 2018, 20:15 • 7 min czytania 1 komentarz

80 meczów zaciętej rywalizacji, dziesiątki tysięcy kilometrów pokonanych w tę i z powrotem samolotami. Wszystko po to, żeby cała batalia o udział w play-offach rozstrzygnęła się w dwóch ostatnich meczach sezonu zasadniczego. Piękno NBA. O ile w Konferencji Wschodniej prawie wszystko jest już jasne, to po drugiej stronie Stanów atmosfera rozgrzała się do czerwoności. Zachód płonie, a my, wraz z kolegami z LV BET, również płoniemy z emocji, tradycyjnie podsumowując miniony tydzień w najlepszej koszykarskiej lidze świata.

NBA RAPORT: Szaleństwo w Konferencji Zachodniej!

WYDARZENIE TYGODNIA: DZIKI ZACHÓD

nba fotka

źródło: nba.com

Trochę jak w klasycznej weselnej zabawie, kiedy kilkoro uczestników w rytm muzyki krąży wokół krzesełek, których zawsze jest o jedno za mało. Utah Jazz, po niedzielnym zwycięstwie nad Los Angeles Lakers, zapewnili sobie sobie udział w play-offach, zatem została jeszcze jedna, wielka niewiadoma. New Orleans Pelicans, San Antonio Spurs, Oklahoma City Thunder, Minnesota Timberwolves, Denver Nuggets – która z tych ekip będzie musiała obejść się smakiem i zająć feralną, dziewiątą pozycję w Konferencji Zachodniej? Wiele mogło się wyjaśnić w sobotę, ale wszyscy zainteresowani wygrali swoje mecze. Najtrudniejsze zadanie mieli przed sobą Denver Nuggets, lecz udało im się po kapitalnym widowisku pokonać Los Angeles Clippers – wówczas jeszcze liczących się w grze o play-offy – w ich domowej hali. Znakomitą partię, zresztą jak zwykle, rozegrał Nikola Jokić, pięć trójek dorzucił gorący tamtego wieczora Will Barton.

Reklama

Równolegle Thunder zwyciężyli Houston Rockets, a fantastycznie w końcowej fazie meczu zagrał Russell Westbrook (genialnie bronił przeciwko Jamesowi Hardenowi). Z kolei Pelicans wyszarpali zwycięstwo z gardła – nieco niemrawych w czwartej kwarcie, fakt – Golden State Warriors, zaś Spurs ograli Portland Trail Blaizers. Sobotnia seria gier mogła wyjaśnić wiele, nie wyjaśniła nic. I tym lepiej dla nas, bo ostatnie trzy dni sezonu zasadniczego zapowiadają się niesamowicie.

LV BET Z SZEROKĄ OFERTĄ ZAKŁADÓW NA NAJBLIŻSZE MECZE NBA!

Paradoksalnie to ci, którzy mają najwięcej doświadczenia, mogli na ostatniej prostej potknąć się o własne nogi i wywalić prosto na twarzy. Mowa oczywiście o Spurs, którym przytrafiła się kompromitująca porażka z Los Angeles Lakers. Kompromitująca i komplikująca sytuację w tabeli. Ich wspomniane już sobotnie zwycięstwo przeciwko Portland także długo wisiało na włosku. Aż tu nagle, w czwartej kwarcie, przypomniał o sobie pewien 40-letni Argentyńczyk. Dwie trójki, wjazd pod kosz, w sumie siedemnaście oczek i… stuprocentowa skuteczność rzutów. On wciąż to ma!

ZAWODNIK TYGODNIA: BEN SIMMONS

Ścigali, ścigali i prześcignęli – Philadephia 76ers niemal na pewno zakończą sezon zasadniczy na trzecim miejscu w Konferencji Wschodniej, czyli przed LeBronem Jamesem i jego Cleveland Cavaliers. Wszystko rozstrzygnęło się w bezpośrednim pojedynku między tymi drużynami, w którym minimalnie lepsza okazała się ekipa z Filadelfii. Bruce Springsteen może z rozkoszą zanucić swoją słynną melodię, Rocky Balboa pobiegać po kultowych schodach, a Allen Iverson na chwilę zapomnieć o utarczkach z komornikiem. Słynny filadelfijski „proces” (czyli wieloletnia strategia budowania drużyny poprzez zajmowanie jak najniższego miejsca w tabeli i pobierania jak najlepszych zawodników w Drafcie) wreszcie zaczął przynosić wyczekiwane efekty. A w centrum „procesu” – Ben Simmons.

Reklama

Simmons – choć wybrany w Drafcie z 2016 roku – wciąż funkcjonuje w lidze jako pierwszoroczniak. Najpierw długo nie grał z powodu kontuzji i swój debiutancki mecz w lidze rozegrał dopiero w obecnym sezonie. I od razu udowodnił, dlaczego został wybrany z pierwszym numerem w drafcie. To zawodnik o niesamowitych parametrach – choć jego ciało przypomina raczej sylwetkę skrzydłowego, rozgrywa z gracją Jasona Kidda. Zresztą, podobnie jak Kidd, Simmons już na tak wczesnym etapie kariery zaczyna być prawdziwym specjalistą od kompletowania triple-double, a spośród obrońców tylko Russell Westbrook zbiera lepiej od gracza Sixers. Brakuje mu rzutu za trzy, unika trójek jak ognia, co jest w sumie dość sensacyjne w realiach dzisiejszej NBA, ale nadrabia te braki świetną skutecznością spod kosza, a na dodatek bardzo solidnie broni, choć w tym elemencie wciąż widać u niego rezerwy. Niemniej jednak, nie ma co się oszukiwać, będzie musiał prędzej czy później dołożyć trójkę do swojego repertuaru ofensywnych zagrań.

Ale zaraz, rozgrywający zaklęty w ciele skrzydłowego… Czy kogoś ta laurka nie przypomina?

Starcie Philly z Cavs było niesamowite nie tylko z racji na sąsiedztwo w tabeli. To był również osobisty pojedynek Króla Jamesa z Księciem Simmonsem. LeBron, czy to swoim boiskowym zachowaniem, czy aktywnością w mediach społecznościowych, zdaje się wyznaczać Simmonsa na swojego następcę. LBJ wciąż jest dominatorem, ale ma już 33 lata i nawet on nie będzie wieczny. Obrońca 76ers, o ile nie dotkną go kolejne kłopoty zdrowotne, ma wszelkie możliwości i wystarczająco talentu, żeby na Wschodzie wypełnić lukę po Jamesie. A jeżeli jeszcze do tej całej, niemalże ojcowskiej, relacji pomiędzy oboma zawodnikami dodamy niekończące się spekulacje, że LeBron po sezonie wyląduje w Filadelfii, żeby wraz ze swoim uczniem sięgnąć po – jego pierwszy, a swój, być może, ostatni – mistrzowski pierścień? Ta historia to byłoby jeszcze NBA, czy już Hollywood? Ciężko powiedzieć, ale to naprawdę nie jest niemożliwy scenariusz.

PATRIOTYCZNY MELDUNEK: NIE JEST DOBRZE

Co tu można powiedzieć? Wizards przerżnęli w minionym tygodniu wszystkie swoje mecze i są na najlepszej drodze, żeby zakończyć sezon zasadniczy na ósmym miejscu. Powrót po kontuzji największej gwiazdy Czarodziejów, Johna Walla, póki co nie jest specjalnie magiczny. Marcin Gortat i jego koledzy polegli nie tylko z mocnymi Cavaliers i Rockets, ale także z marnymi w tym sezonie Atlanta Hawks, choć w tym akurat meczu Wall odpoczywał. A jak spisywał się polski center? Średnio, łamane na słabo. W starciu z Cavaliers zaliczył solidne 10 punktów i 7 zbiórek, ale dość powiedzieć, że to był jego najlepszy punktowy wyczyn w minionym tygodniu. Wizards mogą się szykować na ciężką przeprawę z liderami Konferencji, Toronto Raptors, już w pierwszej rundzie play-offów.

DRUŻYNA TYGODNIA: PHOENIX SUNS

Zazwyczaj wyróżniamy tutaj kogoś pozytywnie, tym razem czas na rózgę. Już wiadomo, że Phoenix Suns zakończą obecny sezon z najgorszym rekordem w całej NBA. Słoneczka mają jeszcze przed sobą jeden mecz, więc w najlepszym wypadku wygrają 21 spotkań. To ich najgorszy sezon pod tym względem od rozgrywek 1968/1969, kiedy w ogóle pojawili się w lidze po raz pierwszy. Żałosna degrengolada drużyny, która jeszcze osiem lat temu grała w Finałach Konferencji przeciwko Los Angeles Lakers i – gdyby nie wyjątkowo fartowna dobitka Rona Artesta po air-ballu rzuconym przez Kobego Bryanta – być może to właśnie Suns, a nie Lakers cieszyliby się później z mistrzowskiego tytułu.

DENVER NUGGETS POKONAJĄ PORTLAND TRAIL BLAZERS? LV BET PŁACI 1,54!

Historia Phoenix Suns przypomina swoją martyrologią dzieje polskiej piłki. Często grali przepięknie, byli blisko ostatecznego tryumfu, ale gdzieś na samym finiszu brakowało szczęścia, przeszkadzali sędziowie, przytrafiały się wykluczenia, kontuzje. W finałach NBA Suns zagrali tylko dwukrotnie. Za pierwszym razem zmierzyli się w 1976 roku z Boston Celtics i, choć koniec końców przegrali, to w piątym meczu zgotowali jeden z najbardziej epickich spektakli w dziejach amerykańskiego sportu. Mecz z potrójną dogrywką, zakończony ostatecznie minimalnym zwycięstwem Celtics, naszpikowanych późniejszymi członkami koszykarskiej Galerii Sław.

Kolejny raz Suns zameldowali się w finałach w 1993 roku. Poprowadził ich tam Sir Charles Barkley, niesamowicie potężna bestia, w ofensywie – nie do zatrzymania. Zresztą wówczas MVP sezonu zasadniczego i zawodnik, którego można było podejrzewać o to, że zdoła zdetronizować samego Michaela Jordana. Cóż, nie zdołał. Barkley był wówczas więcej niż zawodnikiem, był prawdziwym herosem, lecz Jordan był bogiem. Po latach, również mimo indywidualnych nagród MVP, także i Steve Nash, olśniewający rozgrywający Suns, nie zdołał ani razu poprowadzić swojej super-ofensywnej drużyny do ostatecznego tryumfu. Kanadyjczyk nigdy nie zagrał ze Słoneczkami nawet w finałach, dając się zawsze gdzieś po drodze wystrychnąć na dudka przebiegłym San Antonio Spurs.

Czy istnieją jakiekolwiek przesłanki ku temu, że mistrzowskie aspiracje z powrotem zawitają do Arizony? Jeżeli uda im się zatrzymać Devina Bookera, dobrze rozdysponować wybory w pierwszej rundzie draftu (mogą mieć teraz aż trzy) i rozsądnie rozporządzać środkami finansowymi, które są w Phoenix spore, to kto wie. Być może słońce znów zaświeci nad – nomen omen – Suns.

MECZ TYGODNIA: DENVER NUGGETS – MINNESOTA TIMBERWOLVES

Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, czyli Denver Nuggets pokonają Portland Trail Blazers, a Minnesota Timberwolves nie dadzą szans utopionym już dawno w bagnie Memphis Grizzlies, to w ostatnim meczu sezonu zasadniczego będziemy mieli bezpośredni mecz o udział w play-offach. Tego starcia chyba nie trzeba już bardziej zapowiadać. Nuggets wygrali pięć ostatnich spotkań, Wolves mają aż 28 zwycięstw na własnym parkiecie. Cały sezon rozstrzygnięty jednym, ostatnim spotkaniem. Będzie się działo.

fot. newspix.pl

*

LV BET ZAKŁADY BUKMACHERSKIE POSIADA ZEZWOLENIE URZĄDZANIA ZAKŁADÓW WZAJEMNYCH WYDANE PRZEZ MINISTRA FINANSÓW. UDZIAŁ W NIELEGALNYCH GRACH HAZARDOWYCH MOŻE STANOWIĆ NARUSZENIE PRZEPISÓW. HAZARD ZWIĄZANY JEST Z RYZYKIEM.

Najnowsze

Koszykówka

Komentarze

1 komentarz

Loading...