Pływanie w jednym morzu z rekinami. Picie ruskiej wódki z niedźwiedziem. Picie czeskiej wódki z kimkolwiek. Przepijanie ogórków kiszonych mlekiem. Granie w piłkę tak, jak Szwajcaria na finiszu eliminacji do mundialu w Rosji. Jeśli będziecie chcieli komuś zobrazować, czym jest życie na krawędzi, możecie posłużyć się dowolnym z wymienionych przykładów.
Już przed meczem pisaliśmy, że Szwajcarzy mogą dziś dokonać rzeczy wielkiej i nie do końca chodziło nam o wpis do księgi “Piłkarscy Bohaterowie”. Bardziej do tej, opisującej największych frajerów dekady. Mimo że wygrali dziewięć meczów grupie, na ostatniej prostej dali się wyprzedzić Portugalczykom i nie awansowali na mistrzostwa bezpośrednio. W barażu wylosowali Irlandię Północną, z jej boiska przywieźli wynik 1:0 po karnym z kapelusza, co już samo w sobie pachniało nie najlepszym stylem, ale dziś…
Pisząc wprost – dziś prosili się o wpierdol.
I kto wie, czy by go nie dostali gdyby murawa to coś na czym toczyła się gra choć trochę przypominało boisko piłkarskie. Ciężko dziś było o tworzenie jakichś akcji, skoro trzeba było biegać w podobnych warunkach, co rolnicy podczas siewu. Pomysł Szwajcarów na awans na mundial był kontrowersyjny: niestrzelanie bramek, niestwarzanie okazji, oddawanie z każdą minutą jeszcze większego kawałka pola gry. W efekcie w drugiej połowie dali się zepchnąć Irlandczykom i to naprawdę zaskoczenie, że ci nie wcisnęli żadnego gola. Imponowali po pierwsze wybieganiem, po drugie – zadziornością, chciejstwem, zaangażowaniem. No ale co z tego…
Ustrzelenia Szwajcarii byli blisko co najmniej kilka razy, zresztą już na samym początku meczu dali sygnał do ataku, gdy Sommer musiał wyciągać się jak struna by wyjąć strzał z dystansu Brunta idący prosto w okno. Było też kilka innych okazji – na przykład ta, gdy po wzorowej kontrze jeden z Wyspiarzy posłał wrzutkę, ale główka Washingtona przeszła obok słupka. W innej sytuacji Saville dostał piłkę jak na tacy, ale trafił w nią nieczysto. Najlepsza okazja przyszła jednak w doliczonym czasie gry – wrzutka z lewej strony, Sommer mija się z piłką, Evans jest tam, gdzie trzeba… Tyłek Szwajcarom uratował jednak stojący na linii Rodriguez.
Ataki gospodarzy? Było ich naprawdę niewiele, a w najlepszej sytuacji Seferović postraszył gołębie siedzące w Monachium (tam doleciała piłka). Ehh, naprawdę żałosny jest styl, w jakim ta reprezentacja awansowała do Rosji, zwłaszcza, jeśli zestawimy to z całymi eliminacjami. Ale to chyba dobrze, że to ona awansowała. Z dwóch powodów:
a) gdyby mimo dziewięciu zwycięstw w eliminacjach nie zakwalifikowała się na mistrzostwa, byłoby to sporą niesprawiedliwością,
b) jest to drużyna zwyczajnie atrakcyjniejsza.
Choć zdajemy sobie sprawę, jak w świetle dzisiejszego meczu drugi wniosek jest absurdalny.