Kobiety w Formule 1? Kazimiera Szczuka powiedziałaby pewnie, że żadna to sensacja, tylko kolejny etap w ewolucji skopania męskich tyłków. Wprawdzie na razie panowie mocno trzymają się swoich bolidów i nie zanosi się, żeby w królowej motorsportu zagościł parytet płci, to jednak historia pamięta już takie próby. Ba, niektóre z nich zakończyły się nawet startem w Grand Prix. A ponieważ samcza rywalizacja w sezonie 2017 wydaje się już być pozamiatana, warto nieco przypomnieć tamte damskie historie.
***
Grand Prix Stanów Zjednoczonych, jeden z ostatnich wyścigów sezonu 2017. Lider cyklu Lewis Hamilton musi być na torze w Austin najlepszy, jeśli chce już teraz przyklepać swoje czwarte mistrzostwo świata. Warunek jest jeszcze jeden – jego najgroźniejszy rywal nie może skończyć na miejscu wyższym niż szóste.
Mercedes Brytyjczyka rusza z pole position, Ferrari z pola numer dwa. Start. Hamilton próbuje zamknąć przeciwnika, ale maszyny zderzają się, bo kierowca czerwonego bolidu wiedział, że jeśli wymięknie na pierwszych metrach, przegra prawdopodobnie wszystko. Kończy się na urwanym tylnym kole w Mercedesie i roztrzaskanym przednim skrzydle w Ferrari. Maszyny wypadają niemal rączka w rączkę poza tor, dla obu kierowców to koniec jazdy. Lewis Hamilton, który nie może jeszcze nazwać się przez to mistrzem, odpina pasy, wyskakuje z bolidu i wściekły podchodzi do rywala. – What the fuck…?! – krzyczy, ale zaraz gryzie się w język, bo to chyba jednak nie wypada. Samantha Vettel, po ściągnięciu kasku i odgarnięciu włosów, tylko rozkłada ręce. – It was just a fight – odpowiada.
Nierealna historia?
Układ, w którym kobieta walczy o mistrzostwo Formuły 1, to pewnie misja niemożliwa, ale już obecność pań w bolidzie?
***
Pierwszą kobietą w Formule 1 była Włoszka Maria Teresa de Filippis. Rocznik 1926, zmarła zaledwie rok temu. Niemalże do końca była w niezłej formie, jeszcze w 2015 r. wzięła udział w okolicznościowym spocie przygotowanym przez Maserati.
Urodzona w Neapolu, wychowana w inteligenckiej, majętnej rodzinie. Od najmłodszych lat dbano o jej wszechstronne wykształcenie, jeździła też konno. Po latach w wywiadzie dla „The Observer” przyznała, że samochody tak naprawdę pojawiły się w jej życiu przez zakład, który zawarła z braćmi. Ci podpuszczali ją mówiąc, że na pewno nie potrafi szybko jeździć autem. Mylili się. Po raz pierwszy wystartowała w wyścigu w Fiacie 500s. Od razu potrafiła złoić skórę wielu facetom. Być może dlatego jej rodzice – chociaż byli do tej zabawy nastawieni sceptycznie – aż tak bardzo nie protestowali. Jej matka któregoś dnia powiedziała jej tylko: „Jedź wolno i wygraj”.
Stajnia Maserati zwróciła na nią uwagę w 1954 r., kiedy zajęła drugie miejsce w mistrzostwach Włoch. Ten i inne starty sprawiły, że niedługo później została kierowcą testowym w Formule 1. Formule jeszcze bardzo młodej, bo mającej za sobą dopiero kilka sezonów. Kobieta w tym środowisku była wydarzeniem, ale z racji silnego charakteru Włoszka nie dała facetom wejść sobie na głowę. Pewnie nie przez wszystkich kierowców była akceptowana, ale raczej obyło się bez wyśmiewania i obrażania. W wywiadach przyznawała, że tylko jeden raz poczuła się naprawdę dotknięta. Kiedy podczas Grand Prix Francji dyrektor wyścigu powiedział do niej, że jedynym kaskiem, jaki powinna nosić kobieta, jest ten z suszarką u fryzura.
Wiele o jej bezkompromisowym charakterze mówi też kolportowana historia, jak to odmówiła wstąpienia do zespołu Ferrari. Słynnemu założycielowi firmy Enzo Ferrariemu miała powiedzieć, że nie będzie u niego jeździć, bo nie podoba jej się klimat panujący w teamie. Wolała Maserati, który uważała za bardziej rodzinną grupę, gdzie będzie mogła jeździć własnym bolidem (bo taki kupiła) i podejmować własne decyzje.
Respekt czuła z kolei przed Juanem Manuelem Fangio, utytułowanym kolegą z zespołu, który był już wtedy 5-krotnym mistrzem świata. Chłonęła każdą jego wskazówkę, był jej idolem. Sam Fangio zwrócił jej kiedyś uwagę, że jeździ za szybko i za bardzo ryzykuje. Ale być może to właśnie skłonność do podejmowania ryzyka sprawiła, że w 1958 r. dostała szansę debiutu w Formule 1 za kierownicą Maserati 250f. W pierwszym sezonie została zgłoszona do czterech Grand Prix i zdołała przebić się do trzech. Ukończyła jeden – była dziesiąta w Belgii. W kolejnym sezonie, który okazał się dla niej już ostatnim, nie zdołała zakwalifikować się do głównego wyścigu. Ostatecznie wycofała się z cyklu z powodu licznych wypadków śmiertelnych, do których zaczęło wtedy dochodzić na torach. Najbardziej wstrząsnęła nią śmierć przyjaciela Jeana Behra, który zginął podczas Grand Prix Niemiec w 1959 r.
Co ciekawe, jej kariera przecięła się z pierwszymi krokami w Formule 1 Berniego Ecclestone’a, późniejszego słynnego szefa całego cyklu. Brytyjczyk, podobnie jak ona, nie zdołał zakwalifikować się do Grand Prix Monaco w 1958 r.
***
Przy okazji warto więc poświęćmy kilka słów samemu Berniemu.
Chodzi o jego publiczne, czasami kpiące wypowiedzi, że panie nie byłyby traktowane serio przez kierowców Formuły 1 ze względu na ograniczenia fizyczne. Mówiąc inaczej, jego zdaniem są one za słabe na taką jazdę. Co ciekawe, o ile były władca królowej sportów motorowych krytykował pomysł wymieszania płci na torze, to już jeśli chodzi o samo zarządzanie cyklem, wśród jego doradców i prawników kobiety były. I to na ważnych stanowiskach. Ponoć potrafił docenić, kiedy dla niego ostro zasuwały. Kate Beavan, która do managmentu Formuły 1 dołączyła w 2003 r., tak mówiła na łamach „The New York Times”: – Jeżeli widzą, że robisz dobrą robotę, nie obchodziłoby ich nawet to, gdybyś wyglądała jak różowa żyrafa. Po prostu będą cię wspierać.
Ecclestone kobiet w męskim gronie nie chciał, ale trzeba mu uczciwie oddać, że temat stworzenia podobnej serii – ale wyłącznie dla kobiet – już jak najbardziej popierał. Chociaż jak wiadomo nic z tego ostatecznie nie wyszło.
– Bernie miał różne pomysły, ale sukcesów na tym polu nie było – mówił w lutowym wywiadzie dla Weszło Andrzej Borowczyk, były komentator Formuły 1 w Polsacie. – Narażę się strasznie feministkom, ale w historii sportów motorowych była tylko jedna kobieta, która potrafiła rywalizować z mężczyznami. Michèle Mouton została wicemistrzynią świata w rajdach, a niewiele brakowało, aby założyła mistrzowską koronę. Atrakcyjna brunetka z burzą loków na głowie wpędziła w kompleksy wielu mistrzów kierownicy. A sam Ecclestone to dla mnie fenomen, także z innego punktu widzenia. Ma 86 lat i niewiarygodny umysł, jest w stanie kierować przedsięwzięciem, które nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć
***
Szlak w Formule 1 przecierała kobietom Maria Teresa de Filippis, ale za pierwszą damę uznaje się jej rodaczkę Marię Grazię Lombardi, której przygoda z cyklem przypadła na lata 1974-1976. Popularna „Lella” zdołała wystąpić w aż dwunastu Grand Prix i jako jedyna pani do dziś potrafiła zdobyć jakiekolwiek punkty.
W odróżnieniu od de Filippis, Lombardi nie urodziła się w arystokratycznym domu (ojciec był rzeźnikiem). Przyszła na świat w mały Frugaloro, a jej rodzina – jak podają przynajmniej niektóre źródła – przez lata nie miała nawet własnego samochodu. Ale jak widać nie przeszkodziło jej to przebić się do świata sportów motorowych. Pierwsze kroki stawiała oczywiście w kartingu, dobre wyniki pozwoliły jej zaistnieć później m.in. z Formule 3 i Formule 5000.
Pierwsze podejście do Formuły 1 miała w 1974 r., kiedy jeżdżąc w stajni Brabham próbowała bezskutecznie zakwalifikować się do Grand Prix Wielkiej Brytanii. Przełomem był sezon 1975, gdy jej całoroczne starty zgodził się sfinansować producent kawy Lavazza. Jeżdżąc już dla teamu March awansowała do Grand Prix Południowej Afryki, ale nie ukończyła go. Ale już w drugim weekendzie Formuły 1 do którego została zgłoszona, czyli w Hiszpanii, pokazała się już ze znakomitej strony. Wprawiła wielu rywali w osłupienie, bo skończyła wyścig na szóstym miejscu, za co otrzymała dokładnie 0,5 pkt. Warto przypomnieć, że tego samego wyścigu nie ukończyły m.in. takie gwiazdy jak Niki Lauda czy James Hunt. W ogóle do mety dojechało wówczas tylko osiem bolidów. Radości jednak nie było, bo wyścig przeszedł też do historii jako jeden z najbardziej tragicznych. Na skutek wypadku bolidu Rolfa Stommelena, zginęło bowiem czterech kibiców i strażak.
Lombardii do końca sezonu zakwalifikowała się jeszcze do ośmiu Grand Prix, była nawet siódma w Niemczech, ale punktów już nie zdobyła. Mistrzostwa skończyła na 21. miejscu. W 1976 r., kiedy jeździła najpierw dla March, a następnie znanego już sobie Brabhama, wystartowała jeszcze w dwóch wyścigach. Do dziś żadna kobieta w Formule 1 nawet nie zbliżyła się do jej dorobku.
Włoszka w kolejnych latach wciąż była jednak czynna w sportach motorowych. Startowała m.in. w seriach NASCAR, DTM, a nawet czterokrotnie w 24-godzinnym wyścigu Le Mans.
Zmarła w 1992 r. po kilkuletniej walce z nowotworem.
***
W ciągu następnych kilkunastu lat drzwi do świata Formuły 1 próbowały jeszcze sforsować Brytyjka Divina Galica (sezony 1976, 1978), pochodząca z RPA Desire Wilson (1980) i Włoszka Giovanna Amati (1992). Ich teamy łącznie zgłosiły je jednak tylko do siedmiu weekendów Grand Prix i żadna z nich nie wystąpiła w wyścigu głównym. Szczególnie ciekawa historia wiąże się z mającą polskie korzenie Diviną, która zanim zaczęła marzyć o podboju sportów motorowych, była narciarką. I to wcale nie taką cienką, bo wystąpiła na trzech igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku, Grenoble i Sapporo. W slalomie gigancie była nawet siódma.
Były też przypadki pań, które zatrudniane były w charakterze kierowców testowych. W 2012 r. w takiej roli team Marussia zakontraktował Hiszpankę Marię de Villota. Jej historia była jednak tragiczna, ponieważ zaledwie kilka miesięcy później uległa bardzo poważnemu wypadkowi podczas przejazdu testowego w Wielkiej Brytanii. Jej bolid uderzył w stojącą obok toru ciężarówkę służącą do przewożenia sprzętu jej zespołu.
Doznała obrażeń głowy, przez co m.in. straciła prawe oko. Rok później znaleziono ją martwą w jednym z hoteli w Sewilli. Lekarze stwierdzili, że zmarła z przyczyn naturalnych, ale rodzina od początku przekonywała, że było to konsekwencją zmian neurologicznych, do których doszło w wypadku.
Obecnie kierowcą rozwojowym w Renault jest z kolei Hiszpanka Carmen Jorda, a z Sauberem od niedawna współpracuje Kolumbijka Tatiana Calderon.
Teoretycznie najbliżej startu w wyścigu Grand Prix była ostatnio jednak Susie Wolff, prywatnie żona Toto Wolffa, szefa zespołu Mercedesa. W latach 2012-2015 pracowała dla Williamsa, a w 2014 r. zespół zgłosił ją nawet do Grand Prix na Silverstone, gdzie wystąpiła w sesji treningowej. Był to tym samym pierwszy od 1992 r. przypadek, kiedy kobieta zaprezentowała się podczas weekendu GP. Sama Wolff karierę kierowcy zakończyła w 2015 r. Później wspominała, że bycie kobietą w tym środowisku raczej jej nie pomagało. Obecnie pracuje jako ambasador marki Mercedes i ekspert telewizyjny.
Co ciekawe, Brytyjka swojego czasu… straciła prawo jazdy. Stało się tak po tym, jak w 2015 r. policja przyłapała ją na przekroczeniu dozwolonej prędkości w East Hanney niedaleko Oksfordu. Sprawa trafiła do sądu i mimo złożonego odwołania, Susie oddała prawko na sześć miesięcy. Jak mówiła na sali sądowej, była całym zamieszaniem strasznie zawstydzona.
RAFAŁ BIEŃKOWSKI
Fot. drivingline.com