Znamy już odpowiedzi na właściwie wszystkie pytania. Wiemy, że polska młodzieżówka poziomem odstawała kompletnie i zaproszenie na ten turniej dostała tylko dlatego, bo UEFA postanowiła grać w Krakowie i Lublinie, a nie w Manchesterze czy Lyonie. Wiemy, że organizacyjnie znów daliśmy radę. Wiemy, że Mihalik i Mazan to nie są wcale takie ogórki, że młodzież w Macedonii potrafi grać w piłkę, a kibice Milanu umieją być cholernie kreatywni. Kolejne dni tego turnieju przynosiły nam kolejne odpowiedzi, aż pozostało tylko jedno pytanie: kto okaże się najlepszą młodzieżową drużyną na kontynencie – Niemcy czy Hiszpania?
Oczywiście to nie jest tak, że jeśli dzisiaj – załóżmy – wygrają Hiszpanie, to nagle wszyscy stwierdzą: „no, przed tamtym futbolem zdecydowanie lepsza przyszłość”. Nie, wieczorem zadecydują legendarne detale, znienawidzona przez dziennikarzy szukających ciekawych wypowiedzi dyspozycja dnia, masa innych zmiennych. Tak naprawdę nie jest powiedziane, że skoro w finale grają te drużyny, to za parę lat piłkarze z tych krajów będą trząść Europą, przecież rówieśnicy z Włoch, Belgii, Francji, Polski (?) mogą szybko ich dogonić. Ale z drugiej strony – zawsze fajnie jest być mistrzem, prawda?
Do walki stanie Hiszpania, która – najzwyczajniej w świecie – zachwyca na tym turnieju. Jej twarzą jest Saul, facet momentami przerastający te mistrzostwa nie o głowę, ale co najmniej o dwie. Jest prawdziwym liderem kadry, bierze na siebie odpowiedzialność, przecież to on trzykrotnie otwierał wynik spotkania, działo się tak z Macedonią, Portugalią, Włochami. Gość nabrał niebywałej łatwości, jeśli chodzi o strzelanie bramek, w każdej przez niego zdobytej widać inny ułamek wielkiej klasy.
Minięcie kilku rywali i gol? Jest – mecz z Portugalią.
Cudowny strzał z dystansu? Obecny – starcie z Włochami.
Instynkt snajpera w szesnastce? Jest – znów rywalizacja z Italią.
W sumie ma pięć bramek, poluje na jedną co 54 minuty (!), zapewne zostanie królem strzelców. Oj, będą z niego mieli Hiszpanie pociechę, ale przecież nie tylko z niego. Klasę Asensio już wszyscy znaliśmy, on ją tylko w Polsce potwierdził. Błysnął Ceballos, rzadko się widzi tyle luzu na boisku, facet gra jakby walka toczyła się o dyplomy i zestaw kolorowych długopisów, a nie o czempionat i złote medale. W bramce stoi Arrizabalaga, golkiper niezwykle dojrzały piłkarsko jak na swój wiek. I tak dalej, każde nazwisko wnosi coś więcej niż tylko parę liter do skarbu kibica, to studnia bez dna.
Tę kapitalną maszynę spróbują powstrzymać Niemcy, którzy może aż tak nie zachwycają, ale, cholera, oni znów są w finale. To jest chyba kwestia genów, pewnie jakby przejrzeć tamtejsze turnieje międzyprzedszkolne to już dzieciak z grzechotką w ręce i ze smoczkiem w buzi jest piłkarzem wyrachowanym, który nieważne jak, ale celu sięgnie. Zobaczcie: tutaj zabrakło im Sane, Wernera, Kimmicha, na Pucharze Konfederacji zabrakło z kolei liderów ekipy seniorskiej. Efekt: finał i finał. Tak jak napisaliśmy, że Hiszpania dysponuje studnią bez dna, tak Niemcy też zapewnili sobie ogromnych rozmiarów zaplecze.
Wystarczy spojrzeć tylko na to, kto strzela tam bramki, bo odpowiedzialność jest rozłożona na kilka akcentów. Dwa gole ma Selke, natomiast Platte, Kempf, Amiri, Gnabry i Meyer po jednej. Nie ma snajpera wyborowego, ale też rywal musi się tam obawiać właściwie każdego. Jasne: Niemcy nie zachwycają na tym turnieju, przegrali już z Włochami, Anglików wymęczyli klasycznie po rzutach karnych, ale jeśli bon mot o drużynie turniejowej ma rację bytu, to właśnie w odniesieniu do naszych zachodnich sąsiadów.
W szranki staną rzeczywiście najlepsze drużyny tego turnieju, nikt nie dostał się tu psim swędem, przypadkiem, korzystając z pomyślnego układu drabinki. Wieczór zapowiada się naprawdę interesująco.