Reklama

Sunderlandowi nie pomógłby już chyba nawet podział punktów…

redakcja

Autor:redakcja

09 kwietnia 2017, 19:14 • 4 min czytania 1 komentarz

Jason Denayer i Lamine Kone, ale też Billy Jones czy Sebastian Larsson. Właściwie moglibyśmy wymieniać dalej, dobijając do piętnastu, albo i szesnastu zawodników Sunderlandu, których prędzej widzielibyśmy w pasjonujących pojedynkach biegowych z Pawłem Wszołkiem i Michałem Żyrą w Championship, aniżeli w bojach ze Zlatanem Ibrahimoviciem czy Kunem Aguero. Dziś jeszcze raz się potwierdziło, że Premier League to dla drużyny z hrabstwa Tyne and Wear zwyczajnie zbyt duży rozmiar kapelusza.

Sunderlandowi nie pomógłby już chyba nawet podział punktów…

W legendarnym materiale dziennikarskim dotyczącym katastrofy kolejowej padały znamienne słowa: „szyny były złe i podwozie też było złe”. Dziś Sunderland przypominał nam o tych fatalnych warunkach dla transportu szynowego. Zły był środek obrony, zły był środek pola, napad i skrzydła też były złe. Manchester United nie musiał grać wielkiego meczu, by gospodarze samodzielnie wręczyli im na tacy trzy punkty. Pierwszym ofiarodawcą stała się cała defensywa, pocieszenie bezradna wobec bardzo prostego zwodu i w sumie nieszczególnie zaskakującego uderzenia Zlatana. Stojąc tyłem do bramki, w towarzystwie dwóch obrońców, dosłownie kilka sekund później cieszył się z gola – to mówi bardzo, bardzo dużo nie tyle o klasie Ibrahimovicia, ale o jakości gry obronnej podopiecznych Davida Moyesa. W przodzie? To samo. Nieliczne niezłe sytuacje były marnowane w sposób dość komiczny – szczytem było pudło Defoe – w dodatku w sytuacji, w której i tak był na spalonym.

Wynik jednak wciąż był nierozstrzygnięty, Sunderland planował porażkę, ewidentnie, a przy wyniku 1:0 wciąż taki rezultat był zagrożony. Jakaś niezaplanowana kontra, zabłąkane dośrodkowanie – i cały wysiłek w piach. Na wszelki wypadek więc sprawy w swoje ręce wziął Sebastian Larsson – w jednej akcji dwukrotnie zagrywając bardzo niebezpiecznie, uniesioną nogą i zasłużenie wylatując z boiska. Sunderland mógł odetchnąć z ulgą. Porażka stawała się więcej niż pewna.

Do przerwy więc United prowadzili 1:0 a do tego grali w przewadze jednego zawodnika, wszystko dzięki kompletnej indolencji, niefrasobliwości a czasem głupocie piłkarzy Sunderlandu.

Po przerwie wystarczyło wykonać wyrok. Już w 46. minucie na 2:0 podwyższył Henrik Mkhitaryan, a następne kilkadziesiąt minut spędziliśmy na podziwianiu podań w środku pola między pomocnikami „Czerwonych Diabłów”. Jeśli ktoś zarzucał im w poprzednich meczach, że zbyt długo pieszczą się z piłką – dziś nie miał argumentów. Oni po prostu chcieli dobić bezpiecznie do 90. minuty nie wykonując przesadnie wielu sprintów, co udało im się bez większego trudu. Chyba pierwszą dynamiczną akcję drugiej połowy przeprowadził duet Ibrahimović-Rashford w 89. minucie – i od razu skończyło się to trzecim golem. Gra trochę w stylu Realu Madryt w starciach z outsiderami – zrobić wynik i myśleć intensywnie, jak rozegrać kolejny mecz.

Reklama

Sunderland traci dziesięć punktów do bezpiecznej pozycji, choć ma jeden mecz mniej niż Hull. Biorąc jednak pod uwagę, że w 31 meczach tego sezonu zgromadzili szalone 20 punktów – ciężko oczekiwać, że teraz w ostatnich siedmiu meczach nie tylko wywalczą, ale odrobią dziesięć „oczek”. Z taką grą nie ma czego szukać w Premier League. Potwierdza to dzisiejszy wynik, tabela, mina Davida Moyesa i fanów „Czarnych Kotów” zgromadzonych na trybunach Stadium of Light.

***

Kompletnie inaczej wyglądał mecz Leciester City, które rozpędzone pięcioma zwycięstwami z rzędu udało się na stadion Evertonu. Punkty wspólne? Chyba jedynie gra defensywna obu drużyn, ewidentnie wzorujących się na innowacyjnych metodach Sunderlandu zachęcającego rywala do zdobywania bramek. Dość napisać, że już w dziesiątej minucie było 2:1 dla gości – a jeden z goli to klasyczny centrostrzał Marca Albrightona, lądujący tuż za kołnierzem Joela Roblesa.

I Leicester City, i Everton wyszli na murawę ofensywnie, z werwą, wiarą w gole i własną siłę. To było widać w każdej kolejnej akcji – gdy obrońcy biegli zdecydowanie wolniej od napastników – vide akcja Slimaniego, gdy bramkarze lekceważyli uderzenia zawodników ofensywnych rywala – vide wspomniany Albrighton, wreszcie przy stałych fragmentach gry. Po prostu – ataki prowadzono z wiarą, że przyniosą skutek. Zupełnie odwrotnie zachowywały się linie defensywne. Szczególnie mamy tu zresztą na myśli podopiecznych Craiga Shakespeare’a, którzy odstawiali przy dośrodkowaniach takich cyrk, jakiego nie powstydziliby się legioniści (fatalne krycie przy stałych fragmentach), ani reprezentanci Polski (fatalne krycie przy centrach). W wyniku niefrasobliwości „Lisów” na bohatera wyrósł… Phil Jagielka. Najpierw sam pewnie uderzył głową po rzucie rożnym, następnie zmylił zagraniem obrońców, dzięki czemu pokonać Schmeichela mógł Romelu Lukaku.

On sam zresztą jeszcze przed przerwą wyrównał wynik spotkania, kończąc doskonałą wrzutkę Barkleya pewnym strzałem oddanym bez asysty zagubionych obrońców.

Czyli sumując: drugi gol to obrońcy Leicester zaspani przy dośrodkowaniu. Trzeci gol to obrońcy Leicester zaspani przy dośrodkowaniu. Czwarty gol to obrońcy Leicester zaspani przy dośrodkowaniu.

Reklama

Z taką grą mistrzowie Anglii po prostu musieli zakończyć swoją passę zwycięstw, nic nie dały im dwa strzelone gole. Everton tym samym ponownie zbliżył się do pierwszej szóstki, zaś „Lisy” dały się dogonić punktowo Burnley, Stoke i West Hamowi United.

Aha, na ławce cały mecz spędzili Kapustka i Wasilewski. W sumie… Chyba nawet się cieszymy. W ich wypadku warto liczyć nie tyle minuty na murawie, co te, podczas których znajdowali się w meczowej kadrze.

Sunderland – Manchester United 0:3 (0:1)
Ibrahimović 30′
Mkhitaryan 46′
Rashford 89′

Czerwona kartka: Larsson 43′

Everton – Leicester City 4:2 (3:2)
Davies 1′
Slimani 4′
Albrighton 10′
Lukaku 23′
Jagielka 41′
Lukaku 57′

Najnowsze

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

1 komentarz

Loading...