Reklama

Nie kończy się era Rogera Federera

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

26 stycznia 2017, 17:34 • 5 min czytania 4 komentarze

Roger Federer w sierpniu skończy 36 lat. Właśnie został najstarszym od ponad 40 lat finalistą turnieju wielkoszlemowego. Imponujący jest nie tylko fakt, że stary mistrz znów jest w finale, ale też styl, w jakim tego dokonał. Jak to mówią: stary, ale jary!

Nie kończy się era Rogera Federera

W 2016 roku Federer zarobił na światowych kortach 1,5 mln dolarów. Oczywiście, to mnóstwo pieniędzy, dla setek sportowców (i dziennikarzy) – szczyt marzeń. Ale dla niego to jakieś grosze. Tak słabego pod względem finansowym roku nie miał od 2001, kiedy, jako 20-latek zarobił nieco poniżej 800 tysięcy. To pokazuje, jak trudny był poprzedni rok dla szwajcarskiego mistrza.

Najgorzej od kilkunastu lat

Federer w ubiegłym roku zagrał w zaledwie 7. turniejach. W Australian Open i Wimbledonie dotarł do półfinałów, po ukochanym turnieju w Londynie już nie grał. Pokonała go kontuzja kolana. To oznaczało pierwszy od 2000 roku sezon bez ani jednego tytułu.

Co więcej: pod koniec roku nie obronił punktów za zwycięstwo w Basel i finał turnieju Masters, i spadł na 13. miejsce w rankingu ATP. Niby nic nadzwyczajnego, ale to oznaczało pierwszą dziesiątkę najlepszych tenisistów bez Federera po raz pierwszy od 7 października 2002 roku. Dokładnie mówiąc: 14 lat i 1 miesiąc, ewentualnie 169 miesięcy, 735 tygodni lub 5,145 dni. Inaczej mówiąc, obecność Federera w TOP 10 była więc czymś tak oczywistym, jak Barcelony w Lidze Mistrzów.

Reklama

Szwajcar ma jednak ten komfort, że już nic nie musi. W karierze wygrał 100 milionów dolarów, nie licząc gigantycznych wpływów od sponsorów. Ma na koncie 17 tytułów wielkoszlemowych, w niedzielę powalczy o 18. To oczywiście rekord, drugich na liście Rafę Nadala i Pete Samprasa wyprzedza o 3 zwycięstwa. Ma też najwięcej wielkoszlemowych finałów (28), półfinałów (41), ćwierćfinałów (49) i meczów w ogóle (313, o 80 więcej od drugiego na liście).

Statystyki śrubuje w momencie, w którym większość widziała go już tylko w roli kibica, ewentualnie komentatora. Po półrocznej przerwie i wyleczeniu kolana stary mistrz zameldował się jednak na starcie w Melbourne. Jak przyznaje, sam nie miał wielkich oczekiwań.

Myślałem, że mogę przejść kilka rund, zależnie od losowania, może dojść do 4. rundy, może do ćwierćfinału. Takie były moje założenia, oczywiście pod warunkiem dobrego losowania – przyznaje Federer, który po 7:5, 6:3, 1:6, 4:6, 6:3 ze Stanem Wawrinką właśnie zameldował się w finale.

Szwajcar na siebie nie stawiał, eksperci także widzieli innych faworytów.

Nie ma się co oszukiwać, obecność Federera na tym etapie to sensacja. Wszyscy oczekiwali finału Djoković – Murray, ja zresztą też. Liczyłem na dobry występ Szwajcara, ale zakładałem jego porażkę w ćwierćfinale z Murrayem. Tymczasem lider rankingu w ogóle tam nie dotarł – mówi nam Adam Romer, redaktor naczelny miesięcznika Tenisklub.

Federer miał pół roku przerwy i ciężko było zgadywać, na co go stać. On jednak odpoczął, naprawił kolano i świetnie się przygotował. Widać, że jest bardzo głodny gry, kolejne rundy wygrywał na luzie, sprawdzianem był dopiero półfinał z Wawrinką. I tu pokazał całą klasę, a w piątym secie udowodnił swój geniusz. A przecież on w tym roku kończy 36 lat!

Reklama

To jest gra dla starych ludzi

Tegoroczny Australian Open to jednak kolejny dowód na to, że w tenisie nastąpiła poważna zmiana. W decydujących fazach turnieju nie znajdziecie nastolatków. Kobiecy finał: Venus Williams (1980) kontra Serena Williams (1981), w męskim finale rywalem Rogera Federera (1981) będzie 31-letni Rafa Nadal lub jedyny stosunkowo młody na tym etapie, ale też już 26-letni Grigor Dimitrov.

Ta granica bardzo się przesunęła – przyznaje Romer. – Djoković i Murray mają po 30 lat, Wawrinka 32, Federer skończył 35. Nastolatków, którzy mieliby ich zaraz strącić ze szczytu jakoś nie widać.

Federer najlepsze lata ma dawno za sobą. Prawdziwym dominatorem był dekadę temu. Tak mniej więcej wtedy, gdy selekcjonerem naszej reprezentacji zostawał Leo Beenhakker, mistrzostwo Polski zdobywało Zagłębie Lubin, a Robert Kubica po raz pierwszy wskakiwał na podium w Formule 1. Wtedy Szwajcar pięć razy z rzędu wygrał Wimbledon, pięć razy US Open, w 2006 i 2007 zgarniał po trzy wielkoszlemowe tytuły, wreszcie w 2009 roku zdobył brakujący – na Roland Garros, zostając zaledwie trzecim graczem w historii (era open), który wygrał wszystkie Wielkie Szlemy.

Pozwól rakiecie odlecieć

Tera nie musi już nic nikomu udowadniać. Jest trochę jak Siergiej Bubka w najlepszych latach, który od pewnego momentu już tylko śrubował swoje rekordy. Federer faworytem Australian Open oczywiście nie był, ale doskonale wykorzystał wpadki Andy’ego Murraya (porażka w 4. rundzie z Miszą Zwieriewem) i Novaka Djokovicia (2. runda z Denisem Istominem).

Federer w tym turnieju pokazał cały swój talent i wykorzystał całe doświadczenie. Choćby dziś, w meczu z Wawrinką, kiedy dał się przełamać w trzecim secie, po prostu odpuścił partię, wiedział, że nie warto marnować sił – tłumaczy Romer. – Szwajcar ma doskonale poukładane życie rodzinne, w domu ma spokój, wszystkim zajmuje się jego żona Mirka, która jest dla niego wielkim wsparciem. To także działa na korzyść Federera.

Roger i Mirka Federer

Właśnie umiejętność rozłożenia sił i skupienia w najważniejszych momentach może być kluczem do zwycięstwa Federera w niedzielnym finale.

Zostawię tu całą energię, potem będę mógł odpocząć. Już jest znacznie lepiej niż mogłem sobie wyobrazić. Zresztą, to samo mówiłem sobie dziś w piątym secie. Powtarzałem sobie: wyluzuj, stary. Powrót już i tak jest świetny. Pozwól rakiecie odlecieć i zobaczymy co się stanie – stwierdził po pokonaniu Wawrinki. – Myślę, że nastawienie mentalne jest kluczowe w finale: nie mam nic do stracenia. Myślałem tak w poprzednich sześciu meczach i to się sprawdzało, teraz muszę to tylko utrzymać na jeszcze jeden pojedynek.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Australian Open

Komentarze

4 komentarze

Loading...