Reklama

Koszulki, korek, sacrum i etnografia czyli „Poligon” w muzeum

redakcja

Autor:redakcja

13 października 2016, 19:06 • 8 min czytania 0 komentarzy

Piłka nożna – stadion czy telewizor? W normalnych warunkach odbylibyśmy długą dyskusję na bardzo mądre argumenty, zakończoną tradycyjnym brakiem porozumienia i okopaniem się na z góry upatrzonych pozycjach, ale tu jest „Poligon”, tu nie jest normalnie, a odpowiedź na pytanie „Stadion czy telewizor?” brzmi: „Muzeum”. W dodatku – bo jeśli szaleć, to na całego – Muzeum Etnograficzne.

Koszulki, korek, sacrum i etnografia czyli „Poligon” w muzeum

Euro 2016, poza emocjami czysto sportowymi, przyniosło sporo imprez i wydarzeń towarzyszących. Wydawnictwa wypuszczały na rynek kolejne książki, telewizje emitowały filmy, centra kulturalne i handlowe organizowały „spotkania z ciekawym człowiekiem”, przy czym stopień „ciekawości” człowieka zależał zazwyczaj od zasobności finansowej centrum, Instytut Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego zorganizował konferencję naukową na temat i z udziałem, jednym zdaniem, działo…

– Przepraszam, a z czyim udziałem? – zainteresował się Głos Wewnętrzny.

Między innymi trenera Łukasza Smolarowa (absolwenta IKaPu), Tomasza Zimocha, Michała Okońskiego oraz licznego grona posiadaczy tytułów naukowych z różnych dziedzin humanistyki, którzy sport usiłowali przełożyć na język nauki, a niekiedy także odwrotnie, przy czym to pierwsze wychodziło im trochę lepiej.

…działo się wiele i piłkę nożną jako zjawisko społeczno-kulturowe można było sobie obejrzeć ze wszystkich stron mopsożelaznego piecyka. W nurt okazjonalno-futbolowy wpisało się także warszawskie Muzeum Etnograficzne, organizując wystawę „Futbolove historie”, na której zaprezentowane zostały zbiory z piłkarskiej kolekcji Stefana Szczepłka.

Reklama

GRAFIKA - 1

Kim jest Stefan Szczepłek, wszyscy wiedzą (a jeśli nie wiedzą, niech się wstydzą i czym prędzej skorzystają z Google’a), ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że miłość do piłki nożnej przerodziła się u niego nie tylko w pisanie o niej, ale także w pasję zbierania pamiątek, związanych z tą dyscypliną sportu. Część owej kolekcji wciąż można obejrzeć we wspomnianym Muzeum Etnograficznym. Koszulki, proporczyki, szaliki, buty, książki, odznaki, you name it. Można tu znaleźć nawet brązowe popiersie Grzegorza Lato, skład i założenia taktyczne węgierskiej „złotej jedenastki”, wypisane ręką jednego z jej zawodników Jeno Buzánszky’ego oraz korek od szampana, którego piłkarze Realu Madryt obalili po zwycięskim finale Ligi Mistrzów w 2002 roku (w Glasgow, 2:1 z Bayerem Leverkusen).

Główną atrakcję kolekcji stanowią koszulki. Nie wiem, ile Stefan Szczepłek ma ich w swojej kolekcji, zresztą on sam miał kłopoty z określeniem dokładnej liczby, ograniczając się do bezpiecznego „około sześciuset”. Na wystawie znalazły się wszystkie najważniejsze dla niego – od pierwszej w zbiorach koszulki Mike’a Channona z pamiętnego meczu Anglia – Polska na Wembley w 1973 roku (Stefanowi Szczepłkowi przekazał ją Lesław Ćmikiewicz), przez koszulki Franza Beckenbauera, Karla-Heinza Rummenigge, Zico, Socratesa, Christo Stoiczkowa, Alessandro del Pierro, Teofilo Cubilasa, Alana Simmonsena, Marco van Bastena… /tu długa wyliczanka nazwisk piłkarzy, drużyn klubowych i reprezentacyjnych – naprawdę długa/, aż po serię koszulek Kazimierza Deyny, czy najnowsze nabytki, związane z piłką ligową i reprezentacją Adama Nawałki. Większość z nich to koszulki meczowe, często ozdobione autografami piłkarzy, czasem nawet całych drużyn (mistrzowskie drużyny Legii i Wisły, reprezentacja Holandii, Ekwadoru czy drużyna Czech z Euro 2012 itd.). Obok koszulek z autografem Jakuba Błaszczykowskiego można zobaczyć koszulkę Josefa Masopusta z 1965 roku, z zorganizowanego przez UEFA pożegnalnego meczu Sir Stanleya Matthewsa, a w sąsiedztwie świeżutkiej jeszcze (w sensie kalendarzowym) koszulki Jagiellonii Białystok – koszulka, w której w 1966 roku na Maracanie przeciwko Polsce zagrał Jairzinho.

GRAFIKA - 2

Wszystkie eksponaty opisano, ale niektóre opisano bardziej szczegółowo niż inne – czasem obok tradycyjnego „kto, gdzie, kiedy” możemy znaleźć wspomnienie czy anegdotę związaną z eksponatem. Moją ulubioną opowieścią jest ta o koszulce reprezentacji Argentyny, którą Stefanowi Szczepłkowi przywiózł z którychś zawodów Michał Listkiewicz. Jako delegat FIFA miał dostęp do reprezentacyjnych szatni, więc w oprócz „pełnienia obowiązków” postanowił zrobić prezent przyjacielowi i poprosił ówczesnego trenera Argentyny o koszulkę z autografem. Diego Maradona, on bowiem pełnił wówczas funkcję trenera reprezentacji, wiedział, że z delegatami FIFA dobrze jest żyć w zgodzie, machnął więc podpis na koszulce, rozejrzał się po szatni, znalazł najmniejszego zawodnika i zawołał:

– Mały, chodź tu i też się podpisz.

Reklama

Mały grzecznie podszedł, podpisał i dlatego teraz Stefan Szczepłek ma w zbiorach koszulkę z autografiami Diego Maradony i Leo Messiego.

– Ale przecież… – zaczął Głos Wewnętrzny

„Se non è vero, è ben trovato”, jak mawiają piłkarze z Serie A. Z której to ligi koszulki też można na wystawie w Muzeum Etnograficznym obejrzeć.

Nazwiska nazwiskami, drużyny drużynami, ale należącą do Stefana Szczepłka kolekcję koszulek warto obejrzeć nie tylko ze względów czysto encyklopedycznych. Bardzo ciekawe jest obserwowanie ewolucji technologicznej, jaką przeszedł ten element stroju piłkarskiego. Lata 60. to technologia i estetyka tak dalece odbiegająca od dzisiejszej rzeczywistości, że oglądający zastanawia się nie tylko nad tym, jakim cudem te barchany wytrzymywały boiskową walkę, ale także, jak dorosły mężczyzna godził się założyć coś tak oblechowatego estetycznie? W jednej z gablot obok siebie wiszą np. koszulki reprezentacji ZSRR i NRD – kalendarzowo dzielą je 2-4 lata, ale technologicznie ze trzy dekady, a estetycznie – mezozoik, karbon i dwa renesanse. Tu jakiś bury łach ze strzępiącymi się naszytymi literkami CCCP, a tuż obok lśniąca, granatowa koszulka niemiecka, równiutka faktura, piękne kolory, godło państwa haftowane maszynowo, żadnych sterczących nitek, żadnych „wicie, towayszu, we w praniu siem rozeszła, bo na etapie produkcji były braki na odcinku materiałowym”. Po przeciwnej stronie sali – wspomniana koszulka z Wembley ’73 – biały „cfeterek” ze ściągaczami na rękawach, którego dzisiaj nie założyłby nawet dziewięciolatek w powiatowej Akademii Piłkarskiej Pana Kleksa, ówdzie zachodnie koszulki z lat 80., aż wreszcie wkraczamy we współczesność, nowoczesność, koszulki oddychające, myślące, dopasowujące się do, czytające poezję i analizujące tendencje na rynku walut i gabarytów. I tak sobie człowiek ogląda, i myśli sobie, że to przecież niby tylko 60 lat, dwa pokolenia, a różnice i postęp wręcz kosmiczne.

GRAFIKA - 3

OK, ale ile można, prawda? Jedna koszulka, druga, piąta, trzydziesta, setna… Do pewnego momentu jarasz się, widzu, nazwiskami, potem wciąga cię analiza faktur, materiałów i technik, ale w pewnej chwili dochodzisz do ściany: koszulka, koszulka, koszulka, but, koszulka, koszulka, koszulka, szalik… Każdy miałby dość, prawda? Otóż nie, nieprawda. Urządzenie tej właśnie wystawy w Muzeum Etnograficznym, choć z pozoru wydawało się pomysłem, łagodnie mówiąc, szalonym, okazało się strzałem w dychę.

– O, tarcza Renaty Maurer! – ucieszył się Głos Wewnętrzny.

Też jest. Z pięcioma trafieniami w ten sam punt – nawet Janek Gajos zaliczył tylko dwa. Ale ja nie o tym, a o etnograficznym wymiarze wystawy w Muzeum Etnograficznym. Organizatorzy postanowili bowiem zaszaleć i wpisać futbol w etnograficzną warstwę życia: koszulki nie wiszą w gablotach – założone zostały na manekiny, pełniące do tej pory rolę eksponatów na wystawie o strojach ludowych. Koszulkę reprezentacji Ekwadoru nosi „plastikowy obywatel” w portkach któregoś południowoamerykańskiego plemienia indiańskiego, koszulki klubów brazylijskich – manekiny w spódnicach kobiet z brazylijskiego interioru, koszulki kadry Holandii – manekiny w strojach małopolskich, koszulkę reprezentacji RFN – figura w kapelusiku rodem z Podhala… Cały ten kulturowy misz-masz całkiem zgrabnie pokazuje ludowy (i ludyczny) wymiar sportu, związek piłki nożnej z codziennym życiem z jednej strony, ale i charakterystyczną odświętność spektaklu sportowego, podkreślaną właśnie strojem. Jeszcze lepiej widać to w części, w której w emblematy świata piłkarskiego – koszulki, szaliki, proporczyki itdede – zostały przyozdobione figur z jasełek (np. król Herod w szaliku Norwegii, śmierć w szaliku Portugalii) czy noworoczne szopki (ozdobione pamiątkowym szalikiem derbów Warszawy). Karnawał jako ponadgraniczne zjawisko kulturowe, może mieć różnorodne oblicza, a mecz futbolowy jest taką samą jego częścią jak tańce, hulanki, jasełka i inne etcetery.

Ciekawe jest także przejście od codziennej ludowości, przez karnawał do części „sacrum”. Kto jak kto, ale kibice piłkarscy, gloryfikujący swoich indywidualnych i zbiorowych idoli, obwieszający ściany ich podobiznami, przechowujący w szufladach ich autografy, fragmenty urwanych na mistrzowskiej fecie getrów, nadający dzieciom imiona po boiskowych idolach… – ci więc kibice powinni bez trudu odczytać i zrozumieć takie spojrzenie na sport, docenić umieszczenie wspomnianego parę pięter wyżej rękopisu Jeno Buzánszky’ego między pochodzącymi ze zbiorów Muzeum Etnograficznego ikonami. Widok brązowego popiersia Grzegorza Lato obok plastikowych figurek Matki Boskiej już tak czytelny nie jest, ale za to kontrast jest tak mocny, że nie bawimy się w naukowe analizy, tylko po prostu płaczemy ze śmiechu. Zresztą całość wystawy, przez złamanie czysto sportowego charakteru wpisaniem w szerszy kontekst kulturowy, połączenie dwóch pozornie tylko odległych dziedzin życia, a jednocześnie ich… hmm, czy słowo „odhermetyzowanie” będzie tu na miejscu?

– Będzie – zgodził się Głos Wewnętrzny, który śledził tok i podążał śladem.

…a jednocześnie ich odhermetyzowanie, pozwala kibicom bezboleśnie wejść w świat etnografii czy nawet antropologii kulturowej, a widzom, którzy do tej pory z piłką kontakt mieli okazjonalny i głównie przy okazji telewizyjnych transmisji meczów reprezentacji, pokazać futbol od trochę innej strony.

GRAFIKA - 4

Wystawa „Futbolove historie” powoli zmierza do końca, ale zostały jeszcze dwa tygodnie (zamknięcie wystawy nastąpi 30 października), więc jeśli ktoś nie widział: kierunek Warszawa, ulica Kredytowa 1, kasa na wprost wejścia, na wystawę – w prawo i nie bójcie się, że po drodze będziecie przejść przez dwie sale niezwiązane z piłką, bo eksponaty nie gryzą, obsługa nie gryzie również i nie, nie trzeba zakładać żadnych kapci ochronnych. Kibiców Legii przekona być może argument, że w cenie biletu do Muzeum jest także 20% zniżka na zwiedzanie stadionu przy Łazienkowskiej, kibiców z Krakowa – że obojętnie na co zniżka, ale przecież zniżka… A zresztą, czyż w dzisiejszych czasach sam fakt odwiedzenia Muzeum Etnograficznego nie jest wystarczającym powodem do dumy i sporym doładowaniem lansu?

PS Żadne zdjęcie nie zostało wykonane Samsungiem Galaxy 7

Andrzej Kałwa

fot. AJK

Najnowsze

Polecane

Utrzymywanie fikcji. Zmarnowana okazja Lechii na kroczek do normalności

Michał Trela
0

Komentarze

0 komentarzy

Loading...