Reklama

Messi przeszedł do historii. W swoim stylu, z pełną pompą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 czerwca 2016, 10:30 • 2 min czytania 0 komentarzy

Leo Messi pobił w swojej karierze tyle rekordów, że siłą rzeczy każda kolejna pozycja dopisywana do tej listy przyjmowana jest jako coś normalnego, co w naturalny sposób obniża rangę wydarzenia. Ot, znów to zrobił. Ale nie tym razem. Nie chodzi bowiem o pole klubowe, na którym piłkarz Barcelony jest tak spełniony, że w zasadzie mógłby już zakończyć karierę. Reprezentacja. Tutaj wielkość Messiego zawsze była łatwiejsza do podważenia. 

Messi przeszedł do historii. W swoim stylu, z pełną pompą

Na dobrą sprawę nawet nie było potrzeby odwoływania się do przykładu Diego Maradony, który 30 lat temu poprowadził Albicelestes do zwycięstwa w mundialu, wystarczyło powiedzieć: Messi ciągle nawet nie jest najlepszym strzelcem w historii reprezentacji. Ciągle drużynie narodowej dał mniej goli niż Gabriel Batistuta – bez dwóch zdań kapitalny piłkarz, ale umówmy się – w trochę inny sposób niż Messi czy wspomniany Maradona.

Było, minęło. Nieaktualne. W ćwierćfinale Copa America piłkarz, który za 2 dni skończy 29 lat, dogonił byłego snajpera Fiorentiny i Romy, a trakcie rozegranego w nocy naszego czasu półfinału ze Stanami Zjednoczonymi, stał się samodzielnym liderem klasyfikacji wszech czasów (do tego miana potrzebnych było 55 goli).

No i zadbał o to, by obrazki z tej wyjątkowej chwili obiegły cały świat.


To dziewiąty gol Messiego z rzutu wolnego w tym sezonie

Reklama

Do tego piłkarz Barcelony dołożył asysty przy bramkach Lavezziego i Higuaina (napastnik Napoli ustrzelił dublet) i Argentyna dała lekcję futbolu gospodarzom turnieju (4-0). Kolejną na tych mistrzostwach, bo od momentu pokonania 2-1 Chile (bez Messiego w składzie), droga Albicelestes do finału wyglądała w ten sposób:

– 5-0 z Panamą,
– 3-0 z Boliwią,
– 4-1 z Wenezuelą,
– 4-0 ze Stanami Zjednoczonymi.

9 z tych 16 bramek wypracował Messi, to przede wszystkim on prowadzi te wykłady. W końcu rozgrywa swój turniej, w trakcie którego naprawdę ciężko mu coś zarzucić, można się tylko zachwycać. Dwa razy w swojej karierze przegrywał w finale Copa America. Teraz na jego drodze do złota staną Kolumbijczycy albo ponownie Chilijczycy. Chyba nikt w Argentynie nie wyobraża sobie scenariusza, według którego znowu się nie uda.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...