Reklama

Co ze Szwajcarami? Bać się, a może jesteśmy już w ćwierćfinale?

redakcja

Autor:redakcja

22 czerwca 2016, 14:11 • 5 min czytania 0 komentarzy

Polska jest w euforii i trudno się dziwić, bo kiedy ostatnio wychodziliśmy z grupy na mistrzostwach, to chyba głównym środkiem transportu były jeszcze dorożki. Teraz los w 1/8 przydzielił nam Szwajcarów, którymi raczej nie straszyły nas babcie, gdy nie chcieliśmy zjeść kotleta. Dlatego jedni mówią: golimy frajerów, nie ma co się bać! Ale drudzy: spokojnie, zejdźmy na ziemię, wcale nie będziemy faworytem. Czas powiedzieć: sprawdzam. Która strona ma rację?

Co ze Szwajcarami? Bać się, a może jesteśmy już w ćwierćfinale?

Oceniając siłę Szwajcarów najlepiej wrócić do najbliższej przeszłości, czyli ich występów w fazie grupowej tego Euro. Zrobili tam pięć punktów, czyli całkiem przyzwoicie, ale więcej niż połowę ich dorobku, stanowi łup zdobyty na Albanii. A pamiętamy doskonale tamten mecz, mieli najlepsze rozdanie jakie można sobie wyobrazić, jednak kompletnie nie potrafili go wykorzystać i prawie odeszli od stołu jak skończony frajer. Prowadzenie 1:0, gra w przewadze, naprzeciw mimo wszystko, mocno przeciętny rywal. Skąd my to znamy? Polska – Grecja, cztery lata temu. I Helweci mogą tylko dziękować Bogu, że Gashi nie był tak skuteczny jak Salpingidis, bo mógł, wręcz powinien strzelić im gola.

Tamto spotkanie, ale i dwa kolejne na pewno mówi nam o Szwajcarach jedno: ich obrona nie jest ścianą nie do skruszenia, raczej trzyma się na słowo honoru. Tak jak my musieliśmy w meczu z Ukrainą co chwilę drżeć, czy zaraz Jarmołenko, lub inny Konoplanka nie walną nam gonga, tak kibice naszego rywala pewni swego nie byli w żadnym spotkaniu. Sporo problemów sprawili im wszyscy i to, że stracili tylko jednego gola zależało w dużej mierze od szczęścia i Yanna Sommera. Francuzi mieli na przykład dwie poprzeczki, a gdy obrona nie dawała rady, wszystkim dupy ratował właśnie bramkarz. To gość bardzo solidny, przez niektórych uważany za jednego z najlepszych na swojej pozycji w Bundeslidze, przed Euro było nim głośniej, w związku z zainteresowaniem Manchesteru City. Ma facet łatwość w ustawianiu się, w ogóle nie jest efektowny, ale odbija strzały z imponującą regularnością. Kto wie, czy gdyby nie zatrzymał Gashiego, to teraz nie przeprowadzalibyśmy analizy reprezentacji Albanii?

W każdym razie wiadomo, kto odpowiada za to, że Sommer na nudę nie narzeka – obrońcy. Bocznych defensorów Szwajcarzy mają znakomitych, bo Lichtsteiner to klasa światowa, ten facet da radę biegać od linii do linii trzy mecze z rzędu, a na koniec spytałby, czy może pobiegać jeszcze w czwartym. Po drugiej stronie mają Ricardo Rodrigueza, którego w swoich szeregach widzą największe marki, bo na przykład w kwietniu jego nazwisko łączono z Realem Madryt. I wszystko byłoby fajnie (a dla nas przerażająco), gdyby podobną jakość proponowali stoperzy. Ale sorry, duet Djourou-Schar to nie są goście, którym ufasz bezgranicznie. Schar jest najczęściej podstawowym zawodnikiem Hoffenheim, od którego tylko trzy zespoły straciły więcej goli w Bundeslidze. Djourou to z zawodu chyba elektryk, źle się ustawia, często łamie linię spalonego i generalnie piłka nie jest jego sprzymierzeńcem. Gdyby można grać w futbol bez niej, miałby szansę na większą karierę, a tak spadł z Arsenalu do HSV – co rekomendacją nie jest najlepszą. W Hamburgu kompletnie nie umieją zarządzać swoim klubem, czego efektem masa chybionych transferów i regularna walka o utrzymanie, w dwóch z ostatnich trzech sezonów grali w barażach.

Reklama

Szwajcarzy strzelili w grupie tyle goli co my, bo mają podobny problem ze skutecznością. Brakuje im mocnej dziewiątki, za kogoś takiego nie można przecież uznać Seferovicia. W tym sezonie Bundesligi strzelił trzy gole, czyli mniej niż na przykład Sobiech, a ten w ogóle na Euro nie pojechał. We Francji Szwajcar też ma trudności z trafieniem w ten przeklęty prostokąt, na przykład po meczu z Rumunią powinien mieć dwie sztuki, ale raz nie wcelował w bramkę, a przy drugim podejściu kopnął wprost w golkipera. Drugi wybór, czyli Embolo (wielki talent tamtejszej piłki) w trzech meczach nie oddał jeszcze celnego strzału. Tę słabą skuteczność Helweci potwierdzali także w eliminacjach, bo w przeciętnej grupie strzelili 24 gole, ale prawie połowę wpakowali San Marino. Anglików już nie ukłuli ani razu, co dosyć łatwo udawało się Słoweńcom, którzy trafili przeciwko Synom Albionu trzykrotnie.

embolo

Cierpienie napastnika – Embolo w meczu z Francją oddał jeden, zablokowany strzał. Skąd my to znamy?

Podsumujmy to, co wiemy do tej pory. Poznaliśmy ich dwa słabe punkty, czyli środek obrony i brak skuteczności w ataku. Bramkarz i boki defensywy to z kolei miejsca, gdzie czują się dobrze. Co dalej?

Na pewno ta drużyna tworzy dobrze zbalansowany kolektyw, bo nie znajdziecie tu jednej gwiazdy, która zdecydowanie wybija się ponad resztę. Okej, można na siłę podciągnąć Shaqiriego, ale nie jest on tam tak ważny jak dla nas Lewandowski, dla Portugalczyków Ronaldo, a dla Szwedów Zlatan. Z dwóch powodów –to nie tej klasy piłkarz co wspomniana trójka, a i reszta kolegów nie jest w ciemię bita. Chyba w każdej formacji mają przyzwoitych piłkarzy, Xhaka i Behrami w pomocy, wspomniani Lichtsteiner i Rodriguez w obronie, świetny Sommer. No, tylko z atakiem jest gorzej, ale jeśli rozwinie się Embolo, to i ten problem będą mieli za sobą. Choć mamy nadzieję, że jeszcze nie w tym turnieju.

Reklama

Helweci dostali do ręki jeszcze jeden atut, o którym zaskakująco rzadko się mówi. Na odpoczynek będą mieli dwa dni więcej niż Polacy, bo oni swój ostatni mecz w grupie grali w niedzielę. Ktoś może powiedzieć: to jest zawodowstwo i trzeba być przygotowanym do grania co 3-4 dni. Jasne, ekipa Nawałki przygotowana jest świetnie, ale selekcjoner to jednak nie cudotwórca, tych 48 godzin w magiczny sposób nie nadrobi. 90 minut pewnie wytrzymamy, a ewentualną dogrywkę? Tyle dobrze, że choć gramy o 15, to długoterminowa prognoza pogody jest dla nas korzystna – ma padać, a temperatura nie przekroczy 22 stopni.

Nawiązując do pytania z początku tekstu – nie chodzi o to, żebyśmy się Szwajcarów bali, ale nie popadajmy w skrajności. Żaden to frajer, którego ogolimy bez problemu 4:0, a Fabiański jeszcze strzeli karnego na koniec, bo poproszą go kibice. Bujamy trochę w obłokach i z jednej strony to jest fajne, bo futbolowa rzeczywistość wreszcie przestała być przyziemna, jednak z drugiej pachnie to pychą. Ale to tylko my, kibice. Piłkarzom to nie grozi, bo kieruje nimi Adam Nawałka, który pewnie już o Helwetach wie wszystko.

Więc może jeszcze raz – bać się Szwajcarów? Nie, bo choć mają sporo atutów, to na pewno jednego mogą nam zazdrościć – Nawałka jest po naszej stronie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...