Reklama

Liga (prawie) pozamiatana. Jeśli Legia dwukrotnie się nie wyrżnie, będzie miała mistrza

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2016, 19:51 • 3 min czytania 0 komentarzy

W teorii: jeszcze wszystko się może zdarzyć. Wiecie, Legia zapomina jak się gra w piłkę, zbyt wcześnie otwiera szampany, Piast z kolei urządza sobie w ostatnich dwóch meczach ze swoich rywali ruchome cele. W praktyce: wszystko jest już pozamiatane. Żeby wydarzył się jakiś przewrót na fotelu lidera, Legia musiałaby stracić punkty w obu nadchodzących meczach. A na to – szczególnie po takiej demonstracji siły – raczej się nie zanosi.

Liga (prawie) pozamiatana. Jeśli Legia dwukrotnie się nie wyrżnie, będzie miała mistrza

Uczciwie trzeba to napisać: wicemistrzostwo dla takiego klubu jak Piast to i tak rewelacyjny wynik. Panowie, (jeśli oczywiście to utrzymacie) możecie być z siebie dumni. Srebrny medal na waszych szyjach to bardzo duża rzecz.

Patrzysz na wynik – 4:0 – i myślisz sobie: absolutna dominacja. Zmiażdżenie rywala, rozjechanie go walcem, lanie po dupie i patrzenie, czy równo puchnie. Nie, w rzeczywistości ten mecz tak nie wyglądał. W pierwszej połowie bardziej podobał nam się Piast. Może trochę to dziwnie brzmi, biorąc pod uwagę, że schodził na przerwę z dwoma sztukami w plecy, ale tak właśnie było. Panoszyli się na połowie Legii dość odważnie, gospodarze z kolei grali na lekkiej spince, niepewnie. Czuć było, że cały tydzień w Gliwicach jak mantrę powtarzali tylko jedno zdanie: oni muszą, my możemy.

Piast mógł się podobać, ale dzisiejszy mecz oddzielił chłopców od mężczyzn. Chłopcy grali w piłkę, mężczyźni strzelali bramki.

Jednym ta rozwaga i wyczekiwanie Legii może się podobać, drudzy mogą się oburzać, że mistrz przecież nie powinien tak grać, ale faktem jest, że strategia Czerczesowa jest do bólu efektywna. Legia wpuściła Piasta do siebie, dała mu nieco pograć w piłkę, a potem brutalnie go punktowała, wykorzystywała każde jego potknięcie. Sprawy nie ułatwiał chaotyczny Vacek, który posyłał paździerze do przodu i w ważnym momencie stracił piłkę jak junior (z czego zrobiła się  bramkowa kontra), podobny poziom prezentowali Korun (momentami zagubiony jak dziecko) i Hebert, który kompletnie nie udźwignął tego tempa. W drugiej połowie Piast zupełnie siadł, druga bramka do szatni ewidentnie pocięła mu skrzydła. A Legia wciąż spokojnie czekała. No i strzelała bramki.

Reklama

W tym miejscu należałoby wspomnieć o trzech postaciach:

– o Kucharczyku, który dał trzy asysty, ale jedną z nich spaprał Nikolić.

– o Nikoliciu właśnie, który – zupełnie jak nie on – mylił się w banalnie prostych sytuacjach. Przy podaniu Kucharczyka zamiast dobijać rywala zaczął bawić się w jakieś cuda-wianki, przyjęcia i strzały głową. Przy drugiej setce po prostu nie trafił w bramkę.

– a także o Hamalainenie. Jak się okazuje, absencja Prijovicia na finiszu jednak może okazać się bezbolesna.

Legii do mistrzostwa pozostały dwa kroki, na dobrą sprawę wszystko może rozstrzygnąć się już w środę, w Gdańsku. Jeśli nie – pozostanie mecz u siebie z Pogonią Szczecin, z którą – biorąc pod uwagę jej ostatnią formę – arcytrudnej przeprawy być nie powinno. 4:0. Taki mecz chyba skutecznie odziera ze złudzeń?

aa

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

0 komentarzy

Loading...