Reklama

Obcokrajowcy nad Wisłą: które nacje dostarczyły najwięcej gwiazd?

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2016, 18:43 • 6 min czytania 0 komentarzy

Specyfika polskiej liga jest wyjątkowa. Ekstraklasa potrafi brutalnie zweryfikować potencjalną gwiazdę, a jednocześnie wyciągnąć na piedestał zupełnego anonima, z którym nie wiązano żadnych oczekiwań. A wszystko to często pozbawione jest jakiejkolwiek logiki. No bo kto by się spodziewał, że Hélio Pinto który pierwsze kroki piłkarskiej kariery stawiał w Sewilli i Lizbonie, a trafiając na Łazienkowską miał za sobą kilkadziesiąt meczów w europejskich pucharach, stanie się kompletnym niewypałem? Albo że Robert Demjan, który osiedlając się w Bielsko-Białej po raz pierwszy miał w swoim CV raptem 9 bramek zdobytych w 76 meczach, da tyle radości kibicom Podbeskidzia i liźnie jeszcze ligi belgijskiej? Choć futbol bywa przewrotny i totalnie nieprzewidywalny to warto jednak przeanalizować jakie piłkarskie korzenie najlepiej odnajdują się między Bugiem a Odrą. Skąd najczęściej trafiali nad Wisłę piłkarze i jak narodowość predestynowała ich do bycia tu gwiazdą?

Obcokrajowcy nad Wisłą: które nacje dostarczyły najwięcej gwiazd?

W czołówce zdecydowanie są Słowacy (84 zawodników), Litwini (43), oraz Czesi (47). Tam możemy znaleźć maksymalnie dwa lub trzy kluby, które mogłyby powstrzymać zawodników przed transferem oferując im odpowiednią kasę. Oczywiście im większa liczba przedstawicieli danej nacji w naszej lidze, tym większe prawdopodobieństwo, że trafi się wielu przebierańców, których boisko błyskawicznie weryfikuje. Ale akurat taka Słowacja nie ma się czego wstydzić. Wśród państw nam najbliższych dostarczyła największą liczbę graczy, którzy prezentowali jakość. Szanowane nad Wisłą nazwiska, jak wspomnianego Demjana, Horvátha czy Kuciaka, można mnożyć, ale generalnie większa część tej 85-osobowej grupy rozegrała co najmniej kilkanaście spotkań na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Transferów, które zakończyły się totalnym fiaskiem, a dokonujących ich dyrektorzy chcieliby jak najszybciej wymazać je z pamięci, było raptem 12, czyli około 14 procent. A w pozostałej grupie mamy przecież kilka wręcz klubowych legend (Pesković, Stano).

tabelka 1

Najlepsi zagraniczni strzelcy w Ekstraklasie

Ciekawie prezentuje się zestawienie Litwinów, którzy jednak najmocniej swoje statystyki wyśrubowali w pierwszej dekadzie XXI. wieku. Teraz bliżej im już do gatunku wymierającego w Ekstraklasie. Litwini wzmacniali bowiem zazwyczaj kluby co najwyżej przeciętne. Daleko było im do odgrywania kluczowych ról u pretendentów. Podobnie zresztą rzecz ma się z Czechami, którzy – wyłączając może Tomasa Jirsaka z Wisły – ginęli w ligowej szarzyźnie. Epizod w Legii zaliczył co prawda Michal Hubnik, ale na zdobyte przez niego dwa gole w ciągu półtora roku przy Łazienkowskiej lepiej będzie spuścić kurtynę milczenia.

Reklama

Jeśli polski klub aspirujący do walki o najwyższe cele chce gdzieś znaleźć znaczące wzmocnienie swojego zespołu, to na pewno bada rynek serbski. To siedlisko utalentowanych graczy, a wielu z nich wyrobiło już sobie w Polsce świetną markę. Na przestrzeni ostatnich lat bilety lotnicze z Belgradu do Warszawy lub innych ośrodków zabukowało ponad 60 zawodników, z czego kilku z nich przez wiele lat decydowało o sile Legii, Lecha czy Wisły. Co więcej, dla ekstraklasowych klubów tylko Polacy zdobyli więcej bramek (216 goli Serbów).

Co udowodniono choćby w Bydgoszczy czy Wrocławiu, warto też penetrować niższe ligi z Półwyspu Iberyjskiego. Tam wciąż pojawia się wielu wybornych techników, którzy przy odrobinie chęci mogą zrobić u nas furorę. Niestety często granica między świetnym a beznadziejnym transferem jest niezwykle cienka. Z jednej strony Mikel Arruabarrena, z drugiej Marco Paixao. CV wskazywałoby, że błyśnie ten pierwszy. Rzeczywistość? No właśnie. Można zainwestować w mającego dotychczas gorsze CV Inakiego Astiza oraz o wiele bardziej doświadczonego jego imiennika Descargę, by to ten pierwszy okazał się strzałem w dziesiątkę. Warto jeszcze posłużyć się wymownymi statystykami. W Ekstraklasie pojawiło się 21 Portugalczyków, którzy łącznie zdobyli aż 110 goli, 19 Hiszpanów zaś trafiło do siatki łącznie 65-krotnie.

tabelka 2

W zestawieniu nieźle prezentują się też Łotysze i Bośniacy. Zwłaszcza ci pierwsi, jeśli już dostają ofertę z naszego kraju, często udowadniają, że Łotwa to ten wart eksploracji. Choć nad Wisłą było ich raptem 17, to natłukli aż 94 bramki. Duża w tym zasługa Artjomsa Rudnevsa, Denissa Rakelsa oraz Eduardsa Visnakovsa. Wniosek jest prosty – poszukiwania napastnika dobrze zacząć od kraju ze stolicą w Rydze. Generalnie, jeśli wziąć pod uwagę Stary Kontynent, w Polsce nie mieliśmy jeszcze okazji podziwiać umiejętności zawodników tylko z ośmiu państw: Andory, Irlandii, Islandii, Liechtensteinu, Luksemburga, Malty, San Marino i Turcji. Podejrzewamy, że w większości przypadków nie mamy czego żałować.

WARSZAWA 21.04.2012 MECZ 27. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2011/12: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 0;1 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: LEGIA WARSAW - LECH POZNAN 0:1 ARTJOMS RUDNIEW  DICKSON CHOTO FOT. PIOTR KUCZA --- Newspix.pl

Szalenie atrakcyjna wydaje się też Afryka. Dlaczego? To proste. Afrykańscy piłkarze nie wymagają wiele finansowo, są tani jak barszcz, a niosą ze sobą spore prawdopodobieństwo znalezienie prawdziwej perełki. No i nie ma co ukrywać – piłkarze z Czarnego Lądu, choć może niestworzeni do zawiłych rozwiązań taktycznych, zapewniają siłę, wydolność i często dobrą grę głową. To już jest materiał na solidnego stopera, a jeśli dołożymy do tego w miarę niezłą technikę, otrzymujemy napastnika który potrafi notorycznie pojawiać się w koszmarach bramkarzy. Nie z całej jednak Afryki trafiają nad Wisłę piłkarze – głównym źródłem jest bowiem Nigeria. Z tego kraju pochodził choćby ulubieniec stołecznych kibiców Kenneth Zeigbo, radzący sobie potem w Hiszpanii Kalu Uche czy nawet reprezentant Polski Emmanuel Olisadebe. Zgodnie ze wspomnianym wachlarzem możliwości i przystosowaniem fizycznym, większość z nich to byli albo środkowi obrońcy albo napastnicy. Na przestrzeni lat tylko ośmiu Nigeryjczyków swoich sił próbowało w drugiej linii.

Reklama

Pozostałe kraje? Pojawiały się co prawda osobliwe postacie z Zambii, Wybrzeża Kości Słoniowej, Togo czy RPA, ale pod względem liczebności warto też zwrócić uwagę na Zimbabwe. A jak Zimbabwe to przede wszystkim Dickson Choto oraz Takesure Chinyama. W jeszcze poprzednim stuleciu dwucyfrową liczbę spotkań przekroczyli jeszcze Prince Matore czy Norman Mapeza, ale generalnie poza dwoma zawodnikami ze stolicy oraz Costą Nhamoinesu z Zagłębia nikt nie zasłużył na uwagę.

***

tabelka 3

Zdecydowanie najrzadziej polskie kluby korzystają z usług zawodników z Ameryki Północnej i Oceanii. W swoim składzie dwóch Australijczyków miała swego czasu Wisła (Burns oraz Thwaite), łącznie kilka spotkań w Ekstraklasie zanotowali Amerykanie, ale generalnie dla zawodników z tamtych kontynentów Polska nie jest raczej wyśnionym rajem.

Inaczej sprawa ma się już z Ameryką Południową, która od wielu lat ma swoich godnych reprezentantów nad Wisłą. Wcześniej wspominaliśmy, że najwięcej bramek w naszej lidze zdobyli Polacy i Serbowie. Na najniższym stopniu podium, z dorobkiem 231 goli, plasują się natomiast Brazylijczycy. Wielu z nich w Polsce spędziło niemal całe kariery i stało się symbolami kolejnych sezonów rozgrywek. Edi Andradina, Sergio Batata, Hermes to nazwiska, których przypominać nie trzeba, Marcelo wywalczył w PSV transfer do Bundesligi, gdzie do dziś gra regularnie, ale pojawiali się też tacy, którzy bardziej przypominali zawodników zapakowanych do samolotu prosto z plaży. Oczywiście spora w tym zasługa choćby słynnego już szczecińskiego zaciągu (choć nikt Pogoni nie odbierze, że w jej barwach 16 spotkań rozegrał 10-krotny reprezentant „Canarinhos”), lecz nie zmienia to faktu, że dla wielu graczy z „Kraju Kawy” nasz kraj okazał się przyjazny. Zawodnicy zazwyczaj ofensywni, efektowni w swojej grze odnajdywali się w raczej siłowej lidze i radzili sobie naprawdę nieźle. Co ciekawe piłkarscy latynosi w Polsce to w zasadzie tylko Brazylijczycy. Wyłączając między innymi Mauro Cantoro, Osmana Chaveza czy Juniora Diaza oraz kilka mniej udanych transakcji z Chile lub Urugwaju, po polskich murawach nie biegało wielu zdolnych południowców z innych krajów.

tabelka 4

Słowacja, Bałkany, Nigeria i Brazylia. No, może jeszcze Półwysep Iberyjski. To zawodnicy pochodzący z tamtych rejonów wnieśli do polskiej Ekstraklasy najwięcej. Choć te schematy ucierały się przez wiele lat to powoli, powoli zauważyć można coraz to nowsze trendy w działaniach skautów znad Wisły. Była już krótka moda na Argentyńczyków, Izraelczyków, teraz coraz częściej eksplorowane są Węgry. Jakkolwiek jednak patrzeć – do ściągania zawodników z czołowych krajów europejskich wciąż wiele nam brakuje i póki co musimy zadowolić się trzecim czy nawet czwartym sortem.

MARCIN BORZĘCKI

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”
Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników

Szymon Piórek
5
Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników
1 liga

Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Szymon Piórek
0
Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Komentarze

0 komentarzy

Loading...