Reklama

Maki wybudzone z głębokiego snu. To będzie ich sezon?

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2015, 13:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Długo jechali na łatce. Marce niezłych zawodników, którzy mogą zagrać na kilku pozycjach w ofensywie, z niezłym pokrętłem, ale bez liczb. Bo z ich gry nie wynikało praktycznie nic. Wychodzili na boisko, poszarpali, pobiegali, ale gdy na koniec człowiek spojrzał w statystyki – wychodziła kompletna bryndza. Teraz jednak – już w różnych klubach – nareszcie się podnieśli, otrzepali z kurzu i wręcz ciągną swoje drużyny. Bracia Mak. Czy to może być ich sezon? Czy w końcu przestaną być wiecznymi talentami? Czy rzeczywiście mają potencjał na coś więcej niż wioskowe granie po dołach tabeli Ekstraklasy?

Maki wybudzone z głębokiego snu. To będzie ich sezon?

Pamiętacie nasz tekst sprzed paru tygodni? Był 27. września. Lechia dość spokojnie pyknęła Zagłębie 3:1, a ostatniego gola strzelił Michał Mak. Po 414 dniach czekania. W tzw. międzyczasie Polska zdążyła wygrać z Niemcami, Lewandowski zadebiutować w Bayernie, a Milik w Ajaksie. Michał Mak tymczasem rozegrał niemal cały sezon w Bełchatowie od dechy do dechy, ale przełamać się nie mógł. Poleciał z ligi, a dzięki pozytywnej opinii – bo przecież nie dzięki liczbom – sięgnęła po niego Lechia. I chyba dokonała naprawdę słusznego wyboru. W tym sezonie Michał wbił już cztery gole, zaliczył jedną asystę i jest obok Kuświka najlepszym strzelcem swojego zespołu (do tego dorzucił trafienie w pucharze z Legią). W lidze bierze udział w akcji bramkowej co 134 minuty, a przecież – kibice będą się oburzać, ale taka prawda – broni barw zupełnego przeciętniaka.

Nie też tajemnicą, że pod lupę wziął go też Adam Nawałka. Swoją drogą byłoby zabawnie, gdyby Mak rywalizował na kadrze z Peszką, którego wciąga nosem, zjada na śniadanie i jakością piłkarską po prostu zgniata. To już jednak temat na inną opowieść. Trudno zresztą przyznać, że Michał już teraz zasłużył na kadrę.

Nareszcie obudził się też drugi z braci, któremu o skład na dłuższą metę będzie zdecydowanie trudniej. Mateusz występuje bowiem w bezwzględnie najlepszej polskiej drużynie, a już od dwóch kolejek wychodzi w jedenastce. Może to i żaden wyczyn, ale chłopak w końcu również się spłaca. W sobotę zaliczył więcej asyst niż Ronaldo, Bale, Benzema, Kroos i James razem wzięci, czyli jedną, a kolejkę wcześniej został MVP z Jagiellonią. Gol, asysta i zasłużona „ósemka”. Oczywiście sytuacji Mateusza nie da się porównywać do brata – on niemal cały poprzedni sezon stracił na leczeniu kontuzji i do gry w wyjściowym składzie na dobre wrócił dopiero przed dwoma tygodniami. Zrobił to jednak od razu, z buta. Wszedł z drzwiami nie pytając o klucz. Jak mawia Wojciech Hadaj – na pełnej kur… czę mocy.

Napiszecie zaraz w komentarzach, że za szybko się grzejemy i że to pojedyncze przebłyski. Rzeczywiście, na razie Maki dopiero wrzucają trzeci bieg i ich liczb nie ma co porównywać z takimi królami statystyk jak Nikolić, Gajos czy Kapustka z Cetnarskim. Miło jednak widzieć, że ta dwójka zaczyna się odradzać, bo akurat ich zwyczajnie, po ludzku dobrze się ogląda. Wiecie, o co chodzi – skrzydłowy z dryblingiem i niezłym otwierającym podaniem to u nas gatunek tak ginący jak boczny obrońca grający dobrze w obronie. Czas najwyższy w końcu się podnieść, bo… czas ucieka i na taryfę ulgową od dawna nie ma już miejsca. Dalibyście wiarę, że te „młode talenty” są o pół dekady starsi od Kapustki?

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...