Cztery mecze, dwanaście punktów. Dziewięć zdobytych bramek, tylko dwie stracone. Wygrane z Argentyną, Urugwajem, Boliwią i Wenezuelą. Pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej mistrzostw świata 2018. Nie, wcale nie mowa o Brazylii czy Chile, które ewentualnie mogłoby się o to podejrzewać. Na szczycie tabeli niespodziewanie znajduje się Ekwador. Kraj, który uskrzydlony znakomitym początkiem eliminacji, już nie wyobraża sobie sytuacji, w której nie ugra biletu do Rosji.
We wtorek los przyniósł im przeciwnika możliwie jak najłatwiejszego. Wenezuela zajmuje ostatnie miejsce i jak do tej pory nie ugrała jeszcze nawet jednego punktu. Dla Ekwadoru to miał być przyjemny spacerek i taki był w istocie. Trzy do jednego i pozamiatane. Przezimują jako liderzy, przed Urugwajem, Argentyną, Brazylią i kilkoma innymi reprezentacjami, które są teoretycznie od nich silniejsze. Wcześniej ograli Albicelestes i to na El Monumental w Buenos Aires. U siebie natomiast rozprawili się z Urugwajczykami. Jeszcze jednej wygranej brakuje do klepnięcia rekordu Argentyny, która w eliminacjach do mundialu w 2002 roku triumfowała w pięciu pierwszych meczach.
W czym tkwi ich siła? Rzut okiem na skład z ostatniego meczu. Bramkarze? Nikogo nie znamy. Obrońcy? Też bez szału. Kojarzymy dwóch czy trzech, ale chyba siłą rzeczy, z poprzedniego mundialu czy Copa America. Wśród pomocników znajdziemy Jeffersona Montero czy Christiana Noboę, a jedynym napastnikiem, który w jakikolwiek sposób może postraszyć nazwiskiem jest Felipe Caicedo. Felipao – jak nazywają go w ojczyźnie. Do niedawna kojarzył się przede wszystkim z tym, że nie dał rady w Manchesterze City i kilku słabszych klubach, ale teraz – w wieku 27 lat – odnalazł życiową formę. W Ekwadorze już traktuje się go jak bohatera narodowego. Wystarczyło, że zdobył cztery bramki w czterech meczach, a prezydent Ekwadoru wrzucił na Twitterze jego zdjęcie jako… prezydenta Ekwadoru. Kapitalna sprawa. Wyobrażacie sobie Andrzeja Dudę publikującego zdjęcie Roberta Lewandowskiego przed Pałacem Prezydenckim? Podpis można przetłumaczyć: już mamy prezydenta, mamy Felipao.
Para que ya no sufran los sufridores: https://t.co/9wWshc3MLp
— Rafael Correa (@MashiRafael) 18 Novembre 2015
Chłopak daje radę nie tylko w reprezentacji, ale też na płaszczyźnie klubowej. Jest najlepszym strzelcem Espanyolu w tym sezonie i jednym z ulubieńców kibiców. Niedawno przedłużył kontrakt do 2019 roku. “Depredador”, czyli terminator. Tak nazwała go hiszpańska prasa. On jest bohaterem numer jeden, ale pochwały przyjmuje też selekcjoner, Gustavo Quinteros. Na Copa America jego drużyna nawet nie wyszła z grupy, wygrywając jedynie w meczu o honor z Meksykiem, ale tamten mecz był początkiem kapitalnej passy sześciu wygranych z rzędu.
Ulice Quito w dzień meczu z Wenezuelą ogarnęło szaleństwo. Tysiące ludzi w narodowych barwach, pozamykane sklepy, stuprocentowy wzrost obrotów w barach. Ekwadorczycy zebrali się i spotkanie oglądali przy telebimie, na wolnym powietrzu. Niby nic szczególnego, bo w końcu wiemy jakie podejście do futbolu mają w Ameryce Łacińskiej, ale teraz kibice, po nieudanych mistrzostwach świata i Copa America, znów mogą cieszyć się wygranymi.