Reklama

Klasyk dla Argentyny. Urugwaj przewyższyli o głowę Aguero.

redakcja

Autor:redakcja

17 czerwca 2015, 03:13 • 3 min czytania 1 komentarz

Jeśli ktoś w wyjściowym składzie zobaczył Leo Messiego, Sergio Aguero, Angela Di Marię i włączył telewizor spodziewając się niezapomnianego spektaklu, to miał prawo czuć się rozczarowany. Może nawet delikatnie poirytowany. Piękna w tym wszystkim było naprawdę niewiele. Znacznie więcej piłkarskiej precyzji, dokładności i przemyślanych działań. Napisać, że Argentyna wydarła trzy punkty pewnie byłoby przesadą, ale na remis absolutnie nie miałaby prawa narzekać.

Klasyk dla Argentyny. Urugwaj przewyższyli o głowę Aguero.

Nie był to koncert ani Lionela Messiego, ani argentyńskiej kapeli jako drużyny. Widzieliśmy zaledwie przebłyski, jakieś próby, pojedyncze zagrania. Kiedy tylko zaczynali tworzyć coś przyjemnego dla oka, dostawali od Urugwajczyków pomidorem w czoło. I słusznie, bo nie ma lepszego sposobu na powstrzymanie jednej z najlepszych linii ataku w futbolu reprezentacyjnym. Należy tłamsić, tłamsić i jeszcze raz tłamsić. Najlepiej tak długo, żeby im się odechciało.

Trzeba przyznać, że Messi został tłamszony wzorowo. Oczywiście brał udział w większości ataków, ale gdzieś z boku, z drugiego planu, na złożonych skrzydłach, bez charakterystycznej dla siebie prędkości nadświetlnej, dzięki której zwykle odlatuje w inny wymiar. Tego wieczoru tak naprawdę więcej razy leżał na ziemi, niż miał ponadprzeciętnych zagrań. Raz puściły mu nerwy, kiedy postawił się Arevalo Riosowi, ale poszedł po rozum do głowy, bo skończyło się uśmiechami i wymianą uprzejmości. Lepsze wrażenie od Messiego zrobili Angel Di Maria, przynajmniej na początku, czy Javier Pastore. W obronie obie drużyny grały naprawdę świetnie, właściwie bezbłędnie. Za wyjątkiem akcji bramkowej, kiedy gola wypracował duet z Manchesteru City – Pablo Zabaleta i Sergio Aguero. Jeden wrzucił, drugi wyprzedził defensywę i strzelił.

Sergio Romero może z kolei podziękować Diego Rolanowi, który już nie po raz pierwszy podczas Copy fatalnie skiksował. W poprzednim meczu wyrżnął orła, a dziś nie trafił na pustą bramkę. Urugwaj nie był wyjątkowo aktywny w ofensywie, raczej skupiony na obronie, ale swoje sytuacje miał. Zawiodła skuteczność, która w jednych meczach turnieju działa jak w zegarku, a w innych osiada na żenująco niskim poziomie.

Z Argentyną jest tak, że wszyscy oczekują od niej pięknej gry, solowych akcji i wysokich zwycięstw. Tymczasem tego brakuje. Może trudno nazwać to problemem, ale coś jest na rzeczy. Podobnie było podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata. Drużyna wygrywała mecze, wspinała się po drabince, a świat ciągle kręcił nosem. “To jeszcze nie to, to jeszcze nie ten Messi, powinien dać z siebie więcej.” I dotarli aż do finału, w którym porażka w Argentynie została przyjęta jako klęska. Teraz nikt nie wyobraża sobie scenariusza innego, jak tylko zwycięstwo.

Reklama

I na koniec słówko o komentatorze. Szczerze? Postanowiliśmy więcej się nie znęcać, ale to tak samo, jak z postanowieniami o nie paleniu papierosów czy oszczędzaniu pieniędzy. Komentarz Jacka Jońcy powinien być dostępny wyłącznie na receptę, rzecz jasna osobom cierpiącym na przewlekłą bezsenność. Przedawkowanie grozi nie tylko wstrętem do piłki, ale generalnie niechęcią do życia. Kto wie, może stanami depresyjnymi. Facet zrobiłby pogrzeb nawet z finału mistrzostw świata.

Dobrze chociaż, że na koniec pierwszej połowy był na tyle humanitarny, że przypomniał o zaparzeniu kawy. W innym wypadku nie dotrwalibyśmy do końca.

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...