Są takie nazwiska w reprezentacji, na które kibice zdają się reagować alergicznie. Nie ma znaczenia aktualna forma, nie ma znaczenia ile w danym momencie mogą dać drużynie – ich obecność budzi śmiech, a u niektórych nawet panikę. Tak jest na pewno choćby z Kubą Wawrzyniakiem, a w ostatnich dniach zauważyliśmy, że podobnie traktuje się Sławka Peszkę.
Gdy pada temat “Peszko w kadrze” przeciętny kibic wyświetla sobie w głowie film ze zmarnowanymi setkami Sławka z Niemcami. Gdy trwa dyskusja “Peszko w klubie” przypomina sobie lawirowanie “Peszkina” między ławką rezerwowych a składem w 2.Bundeslidze. Zawsze jego image okraszony jest jeszcze aferą taksówkową, względnie – jakąś głupią kartką.
Nie zrozumcie nas źle: będziemy ostatnimi osobami, które zapiszą się do fanklubu Sławka. Apelujemy tylko o to, by potraktować jego kandydaturę na skrzydło uczciwie. A uczciwość wymaga by mówić – i pamiętać – o plusach. A tych wcale nie jest na ten moment tak mało, bo nie znajdziecie wielu kadrowiczów, którzy byliby w lepszej formie.
Sławek gra regularnie w Bundeslidze, zbiera przyzwoite noty, a w klubie na tyle podbił sobie reputację, że klubowy magazyn poświęcił mu czołówkowy materiał (macie zajawkę powyżej). Oglądaliśmy go ostatnio między innymi w starciu z BVB. Grał na Reusa i Schmelzera. Nie będziemy was kitować, że wciągnął ich nosem, że robił z utytułowanych kolegów po fachu pajaców. Ale nie odstawał, dawał sobie radę, a to już coś biorąc pod uwagę klasę rywali. Szczególnie, że raz zakręcił Schmelzerem jak na treningu, odstawiając go na kilka metrów i dając początek bardzo groźnej kontrze (więcej o tamtym meczu TUTAJ) – jego dynamika wciąż potrafi robić różnicę.
Peszko mógłby też uczyć praktycznie wszystkich polskich skrzydłowych zasuwania w defensywie. Ma naprawdę imponujące statystyki pod względem odbiorów, przechwytów, a to wszystko widać po jego grze – tyra w tyłach jak mało który skrzydłowy. Kto wie, może ten renesans formy wynika po części z towarzystwa Olkowskiego na prawej flance, bo gołym okiem widać jak dobrze się rozumieją, jak asekurują się w obronie i szukają przy przejściu do ataku. Tak czy inaczej – współpraca daje efekty i czy się komuś podoba czy nie, dobra gra Olkowskiego to też argument za tym, by grać Peszką.
Peszko czterdziestym czwartym najlepiej odbierającym zawodnikiem Bundesligi. Również przed Olkowskim
Nie zapominamy o minusach Sławka. Widzieliśmy bardziej zaawansowane technicznie pachołki treningowe. W Dublinie trzeba grać o pełną pulę, a na ten moment według nas Peszko lepiej nadawałby się do meczu, w którym trzeba się bronić. Liczby w tym sezonie? Dajcie spokój, ledwo jedna asysta. Nie ma o czym gadać.
Ale z drugiej strony, “Grosik” ma jeszcze gorsze staty klubowe, a jakoś nie przeszkodziło mu to wnieść wiele życia i wartości do drużyny Nawałki. Peszko wciąż ma depnięcie, które pozwala odstawić poważnej klasy obrońców, gra regularnie, jest w formie, najlepiej rozumie się z reprezentacyjnym partnerem z boku obrony. Ma dość argumentów, by nie traktować go z góry jako zło konieczne, dyżurnego kozła ofiarnego.