W sprawie meczu pierwszej ligi pomiędzy Widzewem a Sandecją wszystko odbywa się tak, jak można się było spodziewać. Łodzianie w piątek, tuż po decyzji Komisji Licencyjnej o zawieszeniu licencji, wysłali do klubu z Nowego Sącza pismo z prośbą o wyznaczenie nowego terminu meczu. A przeciwnik zachował się w sposób sprytny i naturalny: trochę powodził za nos, powiedział publicznie, że sprawę musi przemyśleć i dopiero dziś udzielił odpowiedzi. Jakiej? Nietrudno chyba zgadnąć…
Sandecja nie zgadza się na rozegranie spotkania w innym terminie i trudno jej się dziwić. Klub jest w trudnej sytuacji, sam walczy o utrzymanie i odmówienie przygarnięcia trzech punktów za darmo byłoby po prostu nierozsądne. Zgoda na mecz to byłyby przecież i dodatkowe koszty, i ryzyko porażki. O złamaniu zasad fair play też nie może być mowy – Widzewa nie spotkała żadna katastrofa, która uniemożliwiła rozegranie spotkania, to jedynie wynik i efekt nieudolności pracowników.
Widzew walczy jeszcze o uniknięcie walkowera w Najwyższej Komisji Odwoławczej.