Rangersi są Hiobem europejskiej piłki. Dotykają ich ostatnio katastrofy biblijnych rozmiarów z regularnością plag egipskich. Dziś fani “The Gers” znowu muszą palić się ze wstydu, bo robi się z ich klubu pośmiewisko. Nie pierwszy, pewnie nie ostatni raz, ale do ośmieszania tak wielkiej marki trudno się jednak przyzwyczaić.
W “Deadline Day” Rangers wypożyczyli pięciu graczy z Newcastle – do Szkocji powędrowali Gael Bigirimana, Remie Streete, Kevin Mbabu, Shane Ferguson i Haris Vuckić. To mniej lub bardziej uznani gracze, na warunki drugiej ligi szkockiej jednak zupełnie w porządku. Problem jednak w tym, że tak naprawdę trudno nazwać te transakcję wypożyczeniem, skoro coraz mocniej na Ibrox swój uścisk zaciska właściciel “Srok”, Mike Ashley. I jeszcze z tym dałoby się pogodzić, gdyby nie to, że Rangersów milioner z Anglii traktuje gorzej, niż zespół filialny.
Na dzisiejszej konferencji prasowej trener “The Gers”, Kenny McDowall, opowiedział o kulisach przenosin spadochroniarzy z południa. McDowall nie miał do powiedzenia zupełnie, jego zdanie kompletnie się nie liczyło. To jednak pikuś przy najistotniejszej sprawie: ma ich wystawiać w pierwszym składzie zawsze, jeśli tylko będą zdrowi. Pół roku gwarancji na grę, chyba, że połamią sobie nogi – kto o słyszał o takim ultimatum w przypadku wypożyczenia? Nawet klubowe filie mają zwykle więcej swobody, ba, zdarza się, że szkoleniowiec rezerw ma więcej do powiedzenia w stosunku do oddelegowanych z pierwszej drużyny zawodników. A tutaj marka rozmiarów Rangers, a dosłownie zmuszona do wystawiania graczy rezerw przeciętniaka Premier League.
Łatwo się domyślić ile konfliktów i problemów w szatni może wyniknąć z takiego postawienia sprawy, to prawdziwa bomba wrzucona między zawodników. Mamy rozumieć, że reszta może zasuwać na treningach najmocniej w karierze, a i tak nie ma szans na skład jeśli gra na pozycji, dajmy na to, Kevina Mbabu? Ci z Newcastle z kolei mogą grać katastrofę, nawalać co mecz, a i tak nie wylecą z wyjściowej jedenastki? Brzmi nieprawdopodobnie, ale o takim scenariuszu opowiedział McDowall, cytując rozkazy jakie otrzymał od członków zarządu.
Nawet gdyby cała piątka grała kapitalnie, na swoich plecach wniosła Rangers do Scottish Premier League, to zwyczajnie obrzydliwe, że prezesi do tego stopnia maczają palce w kompetencjach trenerskich McDowalla. Taka polityka jest skrajnie toksyczna, nienormalna, patologiczna, boli, że uprawiają ją “The Gers”, na kolanach – a może i na leżąco – podchodzący do Newcastle i jego piłkarzy.
Aż przypomina nam się Paul Gascoigne. Wychowanek Newcastle, a później ulubieniec Ibrox. Dwa miejsca, gdzie po dziś dzień uwielbiany jest najbardziej. Niestety, samo Rangers jest dziś w równie złym stanie, co sam “Gazza”. Fanom tego klubu naprawdę trudno nie współczuć.