Reklama

Ciężki dzień przed Lechią i Smudą, jeszcze cięższy – przed Rymaniakiem

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2014, 13:04 • 4 min czytania 0 komentarzy

Nie lubimy pisać tego typu tekstów, nie lubi zapowiadać tego, co się w Ekstraklasie ma wydarzyć, bo zbyt często… nie dzieje się nic. Ale są dni, kiedy po poranku z krajową piłką, stercie przeczytanych artykułów i tym jednym napisanym, zaczynamy nakręcać się sami. Wystarczy przecież wyobrazić sobie, że w Gdańsku znów swoją robotę wykona Kapo albo Colak, że Mak grzecznie zaprosi do tańca Rymaniaka, a w Krakowie dojdzie do potyczki dwójek Stilić-Brożek kontra Mila-Paixao…

Ciężki dzień przed Lechią i Smudą, jeszcze cięższy – przed Rymaniakiem

Czy Tarasiewiczowi na dobre przestanie palić się w dupce?

Tarasiewicz, Kapo i cała reszta mają chwilę wytchnienia. Od początku sezonu wokół nich powietrze było bardzo gęste, trener Korony pewnie sam momentami się zastanawia, jakim cudem wcześniej nie wyleciał z roboty. A teraz trzy mecze, siedem punktów, całkiem przyzwoita gra, no i spłacający się transfer Kapo. Francuz strzelił gola Lechowi, strzelił też Wiśle, i to na 3:2. Czyżby etap, w którym kielczanie prawie od każdego dostają w łeb, dobiegł końca? Możliwe. Dziś wiemy jedno: linia, która oddziela strefę spadkową od reszty, jest coraz grubsza, głównie dzięki Koronie. Tarasiewiczowi też wrócił humor i już przyznaje: – Tak jak teraz, chcieliśmy grać już wcześniej.

A Lechii zrobi się naprawdę ciepło?

Mateusz Możdżeń nie ukrywa, że kiedy po ostatnim spotkaniu spojrzał w tabelę, to zrobiło mu się ciepło. Że jeszcze jeden mecz, jeszcze jedno potknięcie i Lechia będzie miała naprawdę duży problem. Rafał Janicki mówi, że jeśli teraz nie wygrają, to – cytujemy – „będzie, za przeproszeniem, wielka dupa”. Lechiści spotkanie z Koroną nazywają tym z kategorii „o sześć punktów”, chociaż wedle wcześniejszych założeń do takich miały zaliczać się te z Legią, Lechem czy Wisłą. Dziennikarze sport.pl już wyliczyli, że to może być jedna z dwóch najgorszych rund jesiennych od powrotu do Ekstraklasy. Aha, trenera w Lechii jak nie było, tak nie ma, a dodatkowo wypadł najlepszy w tej całej mizerii Makuszewski.

Reklama

Czy Rymaniak powstrzyma nadchodzącą tragedię?

Bartosz Rymaniak pewnie nigdy nie spodziewał się, że jeden z najgorszych dla niego meczów może wypaść… przeciwko GKS-owi Bełchatów. Wszystko to za sprawą Michała Maka, który ostatnio jest w niezłym gazie i po kolejnych ligowych zabawach wymienia się jego nazwisko w kontekście reprezentacji. Dziś bawił się będzie z Rymaniakiem, który – powiedzmy sobie szczerze – do najlepszych obrońców w tym kraju raczej nie należy. – Bełchatów to jedna z lepiej grających szybki atak drużyn ekstraklasy. Nie odkryję też Ameryki, jeśli powiem, że musimy najbardziej uważać na Maka – mówi trener Podoliński. I w dodatku uważać musi właśnie Rymaniak, bo przecież Żytko i Marciniak też będą mieli co robić, a z reguły kompletnie nie ogarniają swoich zadań, nie wspominając o asekuracji. Potwierdzają to ledwie dwa ugrane na wyjazdach punkty w tym sezonie.

Czy GKS da się w końcu precyzyjniej zdefiniować?

Pisaliśmy ostatnio, że nie za bardzo wiemy, o co z tym Bełchatowem chodzi, i nurtuje nas to do dziś. Najlepiej będzie po prostu przytoczyć fragmenty tamtego tekstu: Pomieszanie z poplątaniem. Niby grają ładnie, a nie trafiają do siatki. Niby tracą niewiele goli, lecz jeśli już, to od razu pięć. Niby ofensywni zawodnicy nagminnie zbyt długo holują piłkę, by nagle w Białymstoku wygrać dzięki bramce poprzedzonej czterema podaniami z klepy, i to wszystko w tempie. Niby nie radzą sobie, gdy rywal mocno na nich siądzie – jak właśnie Kolejorz – a jakby zerknąć na ligowe podium, okaże się, że dziabnęli je do zera.

No to jak, o co chodzi?

Reklama

Co ukręci dziś Smuda?

A z czego będzie kręcił, najlepiej powiedziałby sam. Zresztą, wystarczy spojrzeć na skład – zamiast dwóch defensywnych pomocników będzie tylko jeden (Uryga), bo drugi (Dudka) musi iść na prawą obronę. Poszedłby na lewą, ale to tylko tam da się cofnąć jednego z zawodników drugiej linii (Guerriera). Wypadałoby dać trochę odpoczynku Głowackiemu, który nie jest w pełni sił, ale wtedy Wisła musiałaby chyba wyjść w dziesiątkę. Widząc to, z jakimi problemami niekiedy zmaga się Smuda, tym bardziej jesteśmy pod wrażeniem dotychczasowych wyników. Dziś bez Burligi, Sadloka, nawet Czekaja i Żemło Białą Gwiazdę czeka trudna przeprawa. Jak wiadomo, Franz na młodzież nie postawi, bo – jak ogłosił już sto dwanaście razy – jest za słaba.

Kiedy skończy się szaleństwo Śląska?

Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego nie przegrali w lidze już od blisko dwóch miesięcy. W tym czasie zagrali w lidze sześć meczów, zdobyli czternaście punktów (na 18 możliwych) i zaszli do ćwierćfinału Pucharu Polski. Jakby ktoś nie wiedział, to są wiceliderem i przynajmniej na chwilę mogą dziś wskoczyć na pozycję numer 1. Oba kluby zapowiadają ten mecz jako „Pojedynek Gwiazd”. No to spójrzmy:
– z Wisły Stilić: siedem goli i sześć asyst
– ze Śląska Mila: cztery gole i cztery asysty
– z Wisły Brożek: siedem goli i trzy asysty
– ze Śląska Flavio: dziesięć goli i jedna asysta

Czyli duet z Krakowa to czternaście trafień i dziewięć asyst, a duet z Wrocławia – czternaście trafień i pięć asyst… Zacieramy ręce!

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Jeden Frederiksen to za mało. Przy tej władzy Lech zaraz wróci do punktu wyjścia

Paweł Paczul
16
Jeden Frederiksen to za mało. Przy tej władzy Lech zaraz wróci do punktu wyjścia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...