Reklama

Czas wziąć się w garść. Stać ich na dużo, ale ostatnio zawodzą

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2014, 14:24 • 6 min czytania 0 komentarzy

Łączy ich jedno – wysokie oczekiwania. Albo sami podnieśli sobie poprzeczkę wyżej, niż na to zasługiwali, albo brutalnie zweryfikowało ich środowisko. Wszyscy zawodzą. Grają poniżej możliwości. A jeśli już coś pokazują, to z taką częstotliwością, że żal w ogóle o tym pisać. Oto zestawienie tych ligowców, którym najbardziej doradzamy, by w końcu wzięli się w garść.

Czas wziąć się w garść. Stać ich na dużo, ale ostatnio zawodzą

BARTOSZ BERESZYŃSKI

Co najbardziej wyhamowało tę karierę? Kontuzje? A może za duża pompka medialna? „Bereś” w pewnym sensie sam jest sobie winny, bo chyba nawet on – przeciętny rezerwowy skrzydłowy z Lecha – nie spodziewał się, że wprowadzi się do Legii w takim stylu. Odkrycie roku, debiut w reprezentacji, oferta z Benfiki, zapytania z wielu innych poważnych klubów… Do pewnego momentu Bartosz realizował swój mały „american Dream”. Aż zaczęły się kontuzje – w tym pechowe złamanie nosa na treningu – i podliczanie mizernych statystyk. Poprzeczka szła do góry, gra Bartka w dół, a zamiast długo wyczekiwanych asyst pojawiły się błędy w obronie. W tym momencie Bereszyński dochodzi do siebie po złamanej kości śródstopia, ale trenerzy, którzy z nim pracują – w tym Marcin Dorna – apelują, by jeszcze go nie skreślać, bo jego bardzo dynamiczny styl przy świetnej wrodzonej wydolności w końcu przyniesie także liczby.

DAMIAN DĄBROWSKI

Zapowiadał się naprawdę dobrze. Do ligi wchodził w Zagłębiu – jeszcze za czasów Jana Urbana – i wydawało się, że jeśli na kimś ten klub ma kiedykolwiek w końcu zarobić, to właśnie na Dąbrowskim. Stopniowo było jednak coraz gorzej. Damiana powoli odsuwano od składu, a wiosnę 2012 – zamiast zbierać doświadczenie w Ekstraklasie – spędził w Polkowicach. Aż rękę wyciągnęła po niego Cracovia. Tam placu nie oddał do dziś, ale z tonu spuścił ewidentnie. Zamiast tworzyć naprawdę solidny środek pola z Budzińskim i Covilo – na papierze wygląda to przecież obiecująco – z Damiana zrobił się zapalnik. A bycie zapalnikiem w Cracovii zawsze jest tragiczne w skutkach. Niby chłopak potrafi ładnie zagrać prostopadle do przodu, ale czasem to po jego bykach w środku pola obcina się cały ten kabaretowy środek obrony. Czas ucieka, panie Dąbrowski. Czas wziąć się w garść.

Reklama

DANIEL DZIWNIEL

Kolejny, trzeci już reprezentant zdolnego pokolenia 1992 w naszym zestawieniu. Jakiś czas temu obserwowała go Legia i mocno zastanawiała się nad transferem, ale ostatecznie odpuszczono. Dlaczego? W Warszawie uznali, że z Dziwniela może być dobry piłkarz, ale niekoniecznie taki, który da sobie radę na wyższym poziomie. Z powodu braków w defenswie. Potwierdza to nawet ten sezon. O ile w poprzednim Daniel był jednym z cichych bohaterów Ruchu, o tyle w tym siadł zupełnie. Nie zalicza już tylu rajdów, co wówczas. 1 g0l, 0 asyst, 0 kluczowych podań, średnia 4,00. Kompromitacji nie ma, ale chyba nawet sam Dziwniel widzi, że gra na jakieś 30% swojego potencjału. Co najwyżej. Albo po prostu za bardzo rozbudził apetyty w poprzednim sezonie.

NIKA DZALAMIDZE

Czwarty przykład i znów 1992. Piłkarz, którego drugie imię powinno brzmieć chimeryczny. Gdy przyjeżdżał podbijać polską piłkę w Widzewie, czuł się tak pewnie, że odpalał mieszkanie za mieszkaniem, bo zażyczył sobie dwóch kilkudziesięciocalowych plazm w salonie i pokoju obok. Do ligi wprowadził się też całkiem nieźle, ale od tamtej pory – dalibyście głowę? – minęły aż cztery lata i gdzie dziś jest Dzalamidze? Wchodzi na ogony w Jagiellonii, gdzie atak złapał formę życiową, a młodzi dość skutecznie depczą po piętach. Dla Niki – jak podejrzewaliśmy – robi się w Ekstraklasie powoli za ciasno. Tylko nie on okazał się za dobry, ale liga za mocna. I to mimo naprawdę dużego talentu i umiejętności indywidualnych. Jeśli nie odbuduje go Probierz, to chyba czas się z Gruzinem żegnać.

VLASTIMIR JOVANOVIĆ

Jeszcze kilka miesięcy temu zastanawialiśmy się, co ten gość jeszcze robi w Koronie. Wydawało się, że kwestią czasu będzie, kiedy sięgnie po niego drużyna pokroju Lecha, Wisły czy nawet Śląska lub Jagiellonii. I co? I „Jovka” został w Kielcach, dostosował się do poziomu kolegów i zapomniał, jak grać w piłkę. Niedawno potrafił strzelić, dograć, nakręcić akcję swojego zespołu, a teraz? 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań. Średnia? 3,57. Z Jovanovicia, którego pamiętamy z czasów Ojrzyńskiego czy nawet Pachety, zostały tylko strzępy. Jeśli jednak Korona spadnie, to na miejscu innych klubów akurat o tego gościa byśmy powalczyli. Jeden beznadziejny sezon to jeszcze nie tragedia. I nie powód, by skreślać chłopa na amen.

Reklama

MACIEJ JANKOWSKI

Żeby było jasne – nie twierdzimy, że „Jankes” rozgrywa tragiczną rundę. Nie, zupełnie nie o to chodzi. Ten zawodnik ma jednak pewien feler, który ciągnie się za nim, od kiedy w skandalicznych okolicznościach został wybrany przez „Piłkę Nożną” odkryciem roku. Potem już tylko równia pochyła. W tym sezonie – a to przecież napastnik, ewentualnie ofensywny pomocnik – 1 gol, 0 asyst, 1 kluczowe podanie. Sporo akcji potrafił przyspieszyć, ale co z tego, skoro w innych meczach potrafił przejść obok gry? Potwierdzają to same noty. Aż cztery razy dostał od „trójki” w dół. Coś nam jednak podpowiada, że w końcu przyjdzie taki moment, kiedy Jankowski odpali, zacznie strzelać i asystować. Wtedy jednak będzie już za późno na robienie poważnej kariery. A może już jest?

BARTŁOMIEJ PAWŁOWSKI

Obok Oliviera Kapo największe rozczarowanie sezonu. Można się tylko zastanowić – czy Pawłowski oduczył się w Maladze grać w piłkę czy po prostu w Widzewie jechał na maksymalnym farcie i fantazji? Na temat Bartłomieja (nie lubi, gdy mówi się na niego „Bartek”) napisano już wszystko, więc nie będziemy się powtarzać. Liczbowo Chojniczanka Chojnice. 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań. Średnia 3,43. Pawłowski wycisnął karierę finansowo, nauczył się języka i ogólnie czasu poza boiskiem nie zmarnował, ale… Ale wypadałoby się w końcu ocknąć.

HELIO PINTO

Na pierwszy rzut oka widać, że to piłkarz o mega umiejętnościach. Samo podanie do Sa (mimo spalonego) z Wisłą – klasa. Mało kto w lidze wykonuje te tak rzuty wolne – tuż zza pola karnego, tuż nad murem, tuż nad ziemią. Bajka. Co z tego jednak, że na ogół, gdy Pinto wychodzi na boisko, to przypomina się w najlepszym wypadku Alejandro Cabral, a w najgorszym – wiemy, że to wręcz obelga – Robert Jeż. Portugalczyk chyba po prostu nie pasuje do tej ligi. Albo do stylu Berga. Nie zagra na „szóstce”, nie ma dynamiki na skrzydło, a i za napastnikiem jakoś nie do końca przekonuje. Wszędzie – mimo naprawdę dużego skilla – wydaje się niezły, ale wszędzie czegoś też mu brakuje. Trudno go nazwać niewypałem, ale nie tak miała u nas wyglądać przygoda gwiazdy cypryjskiej ligi. Oj, nie tak…

TOMASZ PODGÓRSKI

Jedna z najjaśniejszych postaci Piasta z ostatnich lat zupełnie jednak przepadła. W tym sezonie Podgórskiego wciągają nosem Badia i Wilczek, że nie wspomnimy o Jurado, Hanzelu czy Szelidze. Tomek przestał korzystać ze swoich mocnych stron. Po prostu zniknął. Zero liczb. Brak goli, asyst, kluczowych podań. A to przecież „dopiero” 28-latek, więc na samych umiejętnościach mógłby w tak buraczanej lidze narobić masę punktów. Przecież ma do kogo wrzucać.

WAGNER

Może trochę na wyrost, może za szybko, ale jeśli o którymkolwiek z nowych piłkarzy Zawiszy można napisać, że jakoś rokuje, to chyba o Wagnerze. Mówili nam to sami piłkarze „Zetki”, mówili też ludzie z Portugalii. Można żartować, że Brazylijczyk z irokezem nie wróży nic dobrego poza efekciarstwem, ale ten cały Wagner chyba jednak coś potrafi. Umie dryblować, szybko minąć przeciwnika, piłka raczej mu nie przeszkadza. Na walkę o powrót do Ekstraklasy może być, jak znalazł.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...