Reklama

Sto straconych goli? Da się zrobić, o ile… Zawisza utrzyma tempo

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 października 2014, 18:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

– Ile goli ma zamiar stracić w tym sezonie Zawisza? Sto pięćdziesiąt? Może dwieście? – dopytywał ironicznie Wojciech Jagoda. Ciężko jest w tej chwili wytypować konkretną liczbę, ale setka jest spokojnie w zasięgu piłkarzy z Bydgoszczy. Wystarczy… utrzymać dotychczasowe tempo.

Sto straconych goli? Da się zrobić, o ile… Zawisza utrzyma tempo

Jedenaście meczów, jedna wygrana, cztery zdobyte punkty, ale przede wszystkim TRZYDZIEŚCI JEDEN STRACONYCH BRAMEK. Daje to magiczną średnią 2,82 bramki na mecz. Jeżeli podopieczni Mariusza Rumaka nie zwolnią i konsekwentnie będą realizowali obecne założenia, dobiją do… 104 goli. Czyli barierę stu przekroczą nawet z drobnym zapasem.

Pisaliśmy ostatnio przy okazji meczu z Ruchem, że jedno od przyjścia Rumaka się zmieniło: poprawiono grę w obronie. Niestety, była to sytuacja jednorazowa, aż chciałoby się napisać, że wypadek przy pracy. Dziś Zawisza w defensywie najzwyczajniej nie istniał. Małecki – po tym, ile miał miejsca i jak odjeżdżał rywalom – mógłby sobie wyobrazić swój powrót do kadry. Argyriou dawał się ogrywać jak dzieciak, a przy pierwszym golu, kiedy w polu karnym odstawił go Frączczak, kompletnie zdezorientowany pozostał w blokach. Strąk, równie powolny, miał duże problemy z Robakiem (gola nie strzelił, ale kreował grę), a Araujo wcale nie był lepszy, np. w niegroźnej sytuacji faulując w szesnastce Rogalskiego. Zwoliński mógł załadować pierwszego hat-tricka w Ekstraklasie i pewnie teraz żałuje: jeśli nie udało się przy tych parodystach, to trochę będzie trzeba poczekać.

Widzieliśmy, jak tuż po przerwie jeden z obrońców nic sobie nie robił z pressingu Pogoni, czekając do ostatniej chwili z podaniem do Witana, który w pośpiechu wybijał na 25. metr pod nogi rywali. Że może mało mu dziś było roboty? Że może chciał się rozgrzać? Trudno w to wierzyć, bo gospodarze oddali 20 strzałów, z czego dwanaście celnych. Nie da się do niego przyczepić o któregokolwiek z goli – choć uderzenie Małeckiego odbił w bok pod nogi Zwolińskiego – a za kilka interwencji można by go nawet pochwalić. Ręcznik Sandomierski wracałby dziś pewnie z szóstką.

Trener Rumak, pytany przed meczem o przesiadkę z Mercedesa do tramwaju, tłumaczył, że Zawisza to nie tramwaj. Faktycznie, on do tramwaju jeszcze nie wsiadł. Na razie stoi na przystanku… Oto jego bilans w Bydgoszczy: zero zwycięstw, jeden remis, trzy porażki. Gole? 5:15.

Reklama

Czyli wspomniana setka jak najbardziej realna.

Nie chcemy po takim meczu wyciągać zbyt pochopnych wniosków na temat Pogoni, ale jej gra mogła się podobać. Obrońcy grali bardzo pewnie (poza Rudolem, który przez pół meczu miał sporo problemów z aktywnym Carlosem), dobrze podłączał się Matynia, środek pola został zdominowany przez dwójkę Rogalski-Murawski, duży zapał do gry wykazywał Małecki, Robak mądrze rozgrywał, a Zwoliński w miarę skutecznie wykańczał. Zresztą, do jedenastki, którą on wyraźnie przestrzelił, rwał się chwilę wcześniej Małecki. Nakazano mu jednak wrócić na swoje miejsce.

Tyle, że ten zmarnowany karny niewiele tak naprawdę zmienia, bo nikt o tym mówił nie będzie. Dziś warto rozmawiać o kilku wyćwiczonych schematach, które piłkarze Pogoni zademonstrowali. Z drugiej strony, więcej problemów z ich realizacją mogą mieć czasem na treningu…

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...