Reklama

Więcej niż haratanie w gałę. Piłka nożna według Viktora Orbana

redakcja

Autor:redakcja

30 kwietnia 2014, 12:23 • 6 min czytania 0 komentarzy

– To nieprawda. Pracuję dla futbolu, a w wolnych chwilach zajmuję się sprawami państwa – tak Viktor Orban, premier Węgier, miał skwitować pochwały płynące z ust Michela Platiniego za zaangażowanie w sprawy piłki nożnej w swoim kraju. Żartował? Możliwe, lecz wielu twierdzi, że puszczone oczko to tylko zasłona dymna, a słowa Orbana są w pełni prawdziwe. Kiedy prawicowe media wystawiają mu laurki – pękające w szwach od wielkich osiągnięć politycznych, on za największy sukces swojego życia uznaje stworzenie Akademii Piłkarskiej im. Ferenca Puskasa w Felcsut. – To niepoważne, by najważniejszy człowiek w kraju, który powinien być skałą, wariował przez 22 mężczyzn w krótkich spodenkach – odpowiadają opozycyjne elity i węgierscy intelektualiści.

Więcej niż haratanie w gałę. Piłka nożna według Viktora Orbana

Mezalians. Tak oponenci określają intensywny związek człowieka ze szczytu politycznej drabiny z futbolem. W samym fakcie jego występowania nikt nie widzi oczywiście nic złego, jednak Orbanowi zarzuca się, że pod wpływem uczucia podejmuje szereg decyzji nieracjonalnych, w gruncie rzeczy szkodliwych dla państwa. Także takich, które wikłają go w podejrzane układy. W zeszłym tygodniu oficjalnie otworzony został nowy, luksusowy stadion w Felcsut, rodzinnej miejscowości premiera. W przeszłości Orban był piłkarzem, a także trenerem miejscowej drużyny. W barwach gospodarzy obiektu – grającej w węgierskiej ekstraklasie ekipy Puskas Academy FC – występuje dziś jego syn, Gaspar. – To pomnik korupcji i megalomanii – komentował związany z opozycją Szarvas Koppany Bendeguz.

To właśnie Pancho Arena w Felcsut, pomimo tego, że została wybudowana głównie z pieniędzy prywatnych – choć blisko związanych z Fideszem – inwestorów jest języczkiem u wagi przeciwników Orbana. – Nie można mówić o piłce nożnej w tym kraju, bo ona praktycznie nie istnieje. Nie istnieje, bo to, co młodzi chłopcy w swoich koszulkach piłkarskich robią na boisku, nie może w żadnym wypadku być nazywane futbolem. Nie istnieje również dlatego, że nie ma więcej niż kilkuset zagubionych kibiców na stadionach. Ale głównym powodem, przez który węgierska piłka nie istnieje jest to, że jest ona zabawką Viktora Orbana. Jeśli powiedzielibyśmy obywatelowi Europy, że budujemy stadion zaraz obok domu weekendowego Orbana, to śmiałby się do rozpuku. Jednak to prawda – pisał liberalno-lewicowy tygodnik Magyar Narancs.


Pancho Arena

Co na to wszystko Orban? Nic. Między wierszami wyczytać można, że według niego – pełne wzajemnego obrzucania się błotem – polityczne gierki są niegodne gry tak pięknej, jaką jest futbol. Bo nie sprowadza on piłki nożnej do miana popularnej dyscypliny sportowej i rozrywki dla mas. Jest ona raczej narzędziem odbudowywania silnej tożsamości narodowej wśród Węgrów. Orban ma obsesję na punkcie węgierskiej „Złotej Jedenastki”, która w latach 50. wprawiała w zachwyt cały piłkarski świat. A w szczególności na punkcie Ferenca Puskasa. Lider Fideszu marzy, by Węgrzy znów byli narodem silnym i dumnym, tak jak miało to miejsce ponad pół wieku. – Piłka nożna nie ma sensu bez honoru i dumy narodowej – mówi. To dla niego system naczyń połączonych. Marzy mu się również, by idolami węgierskiej młodzieży byli sportowcy, a nie gwiazdy głupawych reality show. Dlatego za punkt honoru właśnie stawia sobie odbudowanie węgierskiej potęgi.

Reklama

Niezwykle osobliwe jest jego podejściem do samych piłkarzy. Szef rządu uważa węgierskich kopaczy za lepszych ludzi niż zwykli zjadacze chleba. Wyobrażacie sobie, że takie słowa padają chociażby u nas, gdzie mniej lub bardziej prawdziwe stereotypy pozycjonują piłkarzy raczej bliżej społecznych nizin? Nie ma szans. Tymczasem Orban w wywiadzie udzielonym oficjalnej stronie akademii mówi: – Wzorujmy się na piłkarzach, bo są lepsi od nas. Nie tylko są silniejsi, szybsi i bardziej zręczni, ale ogółem lepsi od nas. Dla zdobycia „najświętszej” bramki są bowiem w stanie odłożyć na bok wszystkie własne, indywidualne interesy.

Orban piłkę nożną wspiera na wiele sposobów. Osobiście angażuje się w organizowanie systemu szkolenia, a Akademia w Felcsut jest tylko jednym z tego przejawów (ogólnie w kraju funkcjonuje już sześć podobnych, większość zaczęła rozwijać się za czasów rządów Orbana). Kluby bywają dotowane bezpośrednio z państwowej kasy, setki milionów euro idą na rozwój infrastruktury piłkarskiej. To właśnie obecny premier ma być gwarantem wybudowania w Budapeszcie nowego Stadionu Narodowego, a więc zrealizowania ogromnej inwestycji, którą Węgrzy cały czas odkładali w czasie od momentu, gdy Euro 2012 zostało przyznane Polakom i Ukraińcom, a nie właśnie im i Chorwatom. Orban już troszczy się o ściągnięcie do stolicy najważniejszych piłkarskich imprez, w tym finału Ligi Mistrzów i Euro 2020. Wobec rodzimych klubów stosowane są dodatkowo ulgi podatkowe. Na takowe liczyć mogą również firmy, które zdecydują się na wspieranie futbolu. Ten zabieg ma przyciągnąć do piłki prywatnych inwestorów.

W opowieści o człowieku, który dla wielu ludzi jest wręcz „bohaterem wojennym z frontów walki z Unią Europejską”, nie może zabraknąć oczywiście i tego wątku. W tym kontekście krytykuje on wyrok Trybunału Sprawiedliwości i ustanowienie Prawa Bosmana, regulujące sprawy związane z wolnymi transferami, a także przepisy uniemożliwiające wprowadzenie jakichkolwiek limitów obcokrajowców w krajowej lidze dla graczy, którzy posiadają obywatelstwo krajów członkowskich UE. Będąc bardziej precyzyjnym – użycie stwierdzenia „krytykuję” jest eufemizmem. On uważa te fakty za główną przyczynę słabości węgierskiego futbolu. Na razie to jedynie słowa, ale gdy mówimy o człowieku, który dość regularnie pokazuje, że poszanowanie praw unijnych nie jest jego najmocniejszą stroną, wszystko może się zdarzyć. W opinii Orbana, piłce nożnej bliżej jest do instytucji kultury – w znaczeniu przypisywanym działalności artystycznej i intelektualnej – niż przedsiębiorstwa, tak więc należy wprowadzić dla niej osobne przepisy.

Propaganda sukcesu? Wykorzystywanie sportu do cynicznego kreowaniu wizerunku „prostego człowieka wywodzącego się spośród ludu”, „jednego z nas, reprezentanta narodu”? Takie oskarżenia również się pojawiają. Jeden z internautów komentujących tekst o nim, przypomniał przykład z zeszłorocznych Mistrzostw Świata w pływaniu. Orban w jednej z rozgłośni radiowym pochwalił pływaków ze sztafety 4×100 metrów za to, że udało im się wyprzedzić faworyzowaną ekipę Stanów Zjednoczonych. Sukces? Pewnie tak, gdyby nie to, że Węgrzy zajęli w finale 7. miejsce, a Amerykanie uplasowali się za nimi tylko i wyłącznie ze względu na dyskwalifikację. Orbanowi zarzuca się też, że takie a nie inne podejście do piłki nożnej to po prostu uderzanie w czuły punkt w świadomości przeciętnego, pamiętającego czasy piłkarskiej świetności Węgra i zjednywania sobie tym samym przychylności elektoratu.

Igor Janke w wartej polecenia książce o Orbanie, o dość wymownym zresztą tytule „Napastnik” (książka ta, choć pisana troszeczkę z pozycji kolan, była cenną lekturą przy tworzeniu tego tekstu) przytacza cały szereg historii, w obliczu których powyższe oskarżenia wydają się być śmieszne. Orban do piłki – a także sportu w ogóle – podchodzi z absolutnie szczerymi intencjami. Ł»yje tym. W każdej wolnej chwili zrzuca garnitur i zakłada krótkie spodenki, by zagrać z kolegami z wiejskiej drużyny. Posiada nawet osobistego trenera, który przeprowadza z nim zajęcia piłkarskie. Tak, dobrze widzicie – facet po pięćdziesiątce funduje sobie indywidualne treningi piłkarskie. Nie ma dla niego problemu, gdy drużyna, z którą ma się właśnie zmierzyć nie posiada szatni. Przebiera się wtedy jak wszyscy, na parkingu. – Dziewięćdziesiąt procent czasu wolnego poświęcałem piłce nożnej. Pozostałe dziesięć zostawało na dziewczyny – tak wspomina lata szkolne. Rzecznikiem prasowym jego rządu jest były dziennikarz sportowy, zajmujący się rzecz jasna piłką nożną. Gdy ze względu na ważne obowiązki nie może oglądać spotkań, jego współpracownicy zobligowani są do wysyłania mu sms-owych raportów z trwających właśnie rozgrywek. Pozytywny piłkarski świr jakich wielu. Z tą tylko różnicą, że ten świr stoi na czele węgierskiego rządu i ma grube miliony euro do zagospodarowania. W wyścigu o nie, to właśnie piłka nożna startuje z pole position.

Reklama

Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...