Józef Wojciechowski zapowiadał, że w Polonii odsuwa się na boczny tor i że teraz o wszystkim, co związane ze sportem decydować będzie Włodzimierz Lubański. W praniu wyszło tak, jak można było od początku podejrzewać. Warszawski klub właśnie sprowadza zawodnika z Izraela, a historia tego transferu zdaje się być mocno kabaretowa.
Włodzimierz Lubański mówi mniej więcej tak: – Ja nic nie wiem, nie ma mnie w Polsce.
Kazimierz Jagiełło, asystent Lubańskiego: – Nie ma mnie w Polsce, nic nie wiem.
A Wojciechowski: – Lubańskiego i Jagiełły nie ma w Polsce, nie wiem dlaczego.
Bardzo specyficzny sposób komunikacji – to trzeba przyznać.
Skoro jednak Lubański i Jagiełło gdzieś przepadli, prezes szybko wziął się do roboty i zajął się tym, co lubi najbardziej – kupowaniem. Na łamach „Przeglądu Sportowego” mówi: – Mam w Izraelu wielu przyjaciół. Ktoś mi o nim wspomniał w rozmowie, później ktoś jeszcze szepnął dobre słówko, a na koniec chyba sam Baruchyan do mnie zadzwonił.
W takim razie – to musi być desperat! O piłkarzach, którzy sami dzwonią do prezesów innych klubów nie słyszeliśmy, a o prezesach, którzy odbierają takie telefony i na ich podstawie przeprowadzają transfery – tym bardziej nie. Chłopak zadzwonił i poprosił o kontrakt, a Józek uznał, że łaskawie przychyli się do tej prośby. W końcu chodzi o marne 400 tysięcy euro za transfer i 300 tysięcy euro rocznego kontraktu. Niebywałe. Z kolei trener Polonii mówi o piłkarzu: – Więcej będę mógł o nim powiedzieć, gdy go obejrzę.
Wiceprezes ds. sportowych wyjechał i nic nie wie. Dyrektor sportowy wyjechał i nic nie wie. Trener mówi, że piłkarza oceni, kiedy już go obejrzy, a prezes kupuje, ponieważ ten piłkarz do niego zadzwonił. Nie no, szok. Czekamy, kiedy JW założy sobie profil na Facebooku i na pierwszy transfer dokonany na skutek kliknięcia „dodaj do znajomych”.