Niedawno pisaliśmy o byłym trenerze GKS-u Bełchatów, który po zwolnieniu z klubu zmienił nieco branżę i znalazł zatrudnienie na wysypisku śmieci. Chodzi oczywiście o znanego amatora lotnictwa bezsilnikowego z Włocławka – Macieja Bartoszka, który to zwykł (za pomocą silnie napompowanego ego) odlatywać po wygranych meczach. Wydawało się, że były szkoleniowiec nie zalicza tego lądowania do udanych, ale w poniedziałkowej rozmowie ze „Super Expressem” przedstawia zupełnie odmienny obraz sytuacji.
– Czytałem teksty, w których w chamski sposób wyśmiewano się z mojej pracy. Też lubię się pośmiać, ale jeżeli ktoś szarga moje nazwisko, to żarty się kończą. Dlaczego mam się wstydzić, że z grona sześciu kandydatów wybrano mnie?! Wysypisko w dobie kryzysu to złoty interes. Dobrze, że wygrałem, bo miałem wziąć udział w konkursie na dyrektora ośrodka dla ludzi przewlekle chorych, z zaburzeniami psychicznymi. Już widzę te tytuły: Bartoszek w psychiatryku!
Nie no, nie ma się czego wstydzić, żadna praca nie hańbi. Ale nie ma chyba też czym się szczególnie pompować, jeśli facet nadal aspiruje do miana poważnego szkoleniowca… Ale on, jak widać, żadnej roboty się nie boi… Wczoraj trenerka, dziś wysypisko śmieci. A jak nie? Ł»aden problem – pokieruję ośrodkiem dla ludzi przewlekle chorych psychicznie. Strach nawet myśleć, co będzie dalej. Konkurs na kierownika kostnicy? Prezesura w przedsiębiorstwie kremacyjnym? A może po prostu praca na kolei? Co jeszcze potrafi Bartoszek?
– Dlaczego nie przedłużono z panem kontraktu, skoro wszystko było już dogadane?
– Nie wiem. Nikt nie zweryfikował mojej pracy, nie usłyszałem, w czym zawiodłem. Może stałem się ofiarą dobrej gry drużyny?
(…)
– Nigdy nie byłem ulubieńcem wpływowych ludzi w PZPN. Wiadomo – młody trener, spoza układów. Pamiętam problemy, jakie miałem z uzyskaniem warunkowej licencji w Bełchatowie. Szanuję wielkie dokonania Tomasza Hajty jako piłkarza, ale teraz bez papierów poprowadzi Jagiellonię i jakoś udało się to załatwić, a mnie utrudniano podjęcie pracy w GKS. Dlatego, że byłem spoza układu. Ale nie dałem się. Teraz też się nie dam i wrócę.
Niestety – Bartoszkowi nie minęło zamiłowanie do latania i coś czujemy, że faktycznie może się to skończyć psychiatrykiem. I to nie w roli dyrektora…
Radzilibyśmy zatem przestać się pompować powietrzem z wysypiska, bo jest chyba delikatne skażone. I to musi być skażone czymś mocno szkodliwym, skoro prezes Maciej myśli, że zwolnili go w wyniku dobrej gry zespołu. Niech tylko uważa, żeby nie przywalić w czubek wysypiska, bo jak w nie spadnie, to już naprawdę może się nie podnieść.