Augusto Inacio, były piłkarz i trener Sportingu Lizbona w rozmowie z Weszło

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2012, 20:16 • 6 min czytania

– Nowe nabytki Sportingu muszą dopiero poznać Sporting, Lizbonę, Portugalię, bo większość z nich to obcokrajowcy. Dlatego można powiedzieć, że Porto ma już maszynę, a Sporting dopiero tę maszynę buduje. Najgorsze są tylko te problemy finansowe, bo teraz, w styczniu klub chciałby zakontraktować dwóch nowych piłkarzy, a jest naprawdę ciężko. Wielkich pieniędzy nie ma, ale jest ambitna drużyna – opowiada w rozmowie z Weszło, Augusto Inacio. Człowiek, który miał być wiceprezesem Sportingu Lizbona…
Kiedy ogląda pan dziś mecze Sportingu albo patrzy na tabelę, nie myśli pan – „my moglibyśmy zrobić to lepiej”?
Nie bawmy się w futurologię. Obecni działacze z Godinho Lopesem na czele dobrze się spisują, wymienili prawie 75 procent zawodników, postawili na młodego, świetnego trenera, budują naprawdę mocną kadrę i potrzebują tylko czasu, żeby to wszystko się skonsolidowało. Ale Sporting jest na dobrej drodze – trzeba to przyznać. Wciąż walczą na czterech frontach – o mistrzostwo, Puchar Portugalii, Puchar Ligi Portugalskiej i Ligę Europy.

Reklama

I mówi to prawa ręka głównego konkurenta Godinho Lopesa w walce o władzę.
Tak, wspierałem Bruno de Carvalho.

Dlatego spodziewałem się jakichś głosów krytyki.
Byłem w opozycji, ale muszę oddać obecnym władzom, że wykonują dobrą robotę. Mogę im tylko gratulować i życzyć kolejnych sukcesów.

Reklama

Sporting pod wodzą de Carvalho wyglądałby dużo inaczej?
Na pewno miałby innego trenera, Marco van Bastena. Wskazaliśmy też kilku piłkarzy, którzy dziś grają w innych klubach, ale to normalne. Wizje budowania drużyny muszą się różnić i to nie znaczy, że gdyby kibice wybrali nas, to Sporting prezentowałby się dziś lepiej. Nie gdybajmy, tylko skupmy się na analizie tego, co jest teraz. A teraz Sporting wygląda stabilnie w przeciwieństwie do kilku poprzednich lat, kiedy tej stabilizacji wyraźnie brakowało. Zazwyczaj tuż po Bożym Narodzeniu nie liczyli się w walce o mistrzostwo. Teraz ta ambicja została odzyskana.

Ile czasu potrzebuje Sporting, żeby znowu być na poziomie Porto albo Benfiki?
Sporting ma spore problemy finansowe, zresztą jak wiele klubów i nie może inwestować w takim stopniu jak Porto czy Benfica. Kiedy trafiłem do Porto w 1982 roku, prezesem klubu został Jorge Nuno Pinto da Costa, a trenerem Jose Maria Pedroto. I jak Costa zaczął budować drużynę w 82 roku, dopiero w 87 dostał tego pełne owoce, czyli Puchar Europy. Trzeba było cierpliwie czekać przez 5 lat. A w obecnym Sportingu budowa trwa dopiero sześć miesięcy. Dlatego myślę, że jeśli w tym roku nie zdobędą mistrzostwa, to w kolejnym szansa na to będzie dużo, dużo większa.

Czyli cały czas jesteście na początku rewolucji.
Dokładnie. Nawet stadion jest dość nowy, bo zbudowany na Euro 2004. Najgorsze są tylko te problemy finansowe, bo teraz, w styczniu klub chciałby zakontraktować dwóch nowych piłkarzy, a jest naprawdę ciężko. Wielkich pieniędzy nie ma, ale jest ambitna drużyna.

Klub nie planuje żadnych głośnych sprzedaży w zimowym okienku transferowym?
Jeśli w styczniu kogoś sprzedadzą, to na pewno nie zawodnika z pierwszej jedenastki. Jeśli sprzedadzą… Wydaje mi się, że ważniejsi piłkarze odejdą ewentualnie dopiero po sezonie po to, żeby można było dalej inwestować. Portugalskie kluby – myślę, że polskie też – muszą rozsądnie zarządzać pieniędzmi, bo nie mogą rywalizować z rynkiem hiszpańskim, angielskim czy rosyjskim. Nie jesteśmy też w stanie utrzymać największych gwiazd, kiedy zgłaszają się kluby z tamtych krajów.

Bez wielkich gwiazd też wy, Portugalczycy jesteście w stanie osiągać sukces. Pokazała to Braga w poprzednim sezonie. No i Porto.
Z Porto jest inna sprawa, bo oni co sezon sprzedają piłkarzy za ogromne pieniądze. Sprzedadzą dwóch-trzech, wyrównają kadrę i dochodzą daleko w europejskich pucharach. To ich zasada – sprzedaj dobrze, kup lepiej. Braga też ostatnio sporo sprzedawała, ale i dobrze inwestowała. Dlatego portugalskie kluby mają w tej chwili dość mocną pozycję w Europie.

Macie też świetnych trenerów, w tym Domingosa Paciencię, który doprowadził Bragę do finału LE, a teraz chce osiągnąć to samo ze Sportingiem. To chyba jeden z lepszych „transferów” klubu, prawda?
Nie lubię oceniać indywidualności, tylko całość. Domingos pracował w Bradze z piłkarzami, którzy grali ze sobą przez kilka lat. Kontynuował pracę Manuela Machado i Jorge Jesusa. Taka była polityka tego klubu – ściągnąć piłkarza, dać mu się rozwinąć i na końcu ewentualnie sprzedać. Domingos to wspaniały trener, ale potrzebuje czasu. Na początku wyniki były kiepskie, potracili punkty, potem ta drużyna zaczęła się jednoczyć. Efekty, jak już wspomniałem, będą najlepiej widoczne w przyszłym sezonie.

Ale porównując same składy właśnie Porto i Sportingu, to Porto na papierze jest, pana zdaniem, faktycznie dużo lepsze?
Ta różnica się zmniejszyła. Problem w tym, że większość piłkarzy Sportingu jest w tym klubie dopiero od lata. A w Benfice i w Porto, jak w Bradze, mają dużo dłuższy staż. Maxi Pereira jest w Benfice od pięciu lat, Hulk cztery lata w Porto, Fucile pięć, Helton siedem. Nowe nabytki Sportingu muszą dopiero poznać Sporting, Lizbonę, Portugalię, bo większość z nich to obcokrajowcy. Dlatego można powiedzieć, że Porto ma już maszynę, a Sporting dopiero tę maszynę buduje.

W Polsce Wisła Kraków była krytykowana za ściąganie dużej ilości obcokrajowców. Sportingowi też się dostało?
Nie, raczej nie. Po wejściu w życie prawa Bosmana i stworzeniu strefy Schengen obywatelstwo nie ma już takiego znaczenia. Nikt nie patrzy na narodowość. Wiadomo, że teoretycznie lepiej stawiać na swoich rodaków, żeby korzystała na tym też reprezentacja, ale Portugalia postawiła w bardzo dużym stopniu na obcokrajowców. Teraz obowiązuje prawo nakazujące klubom, żeby 1/3 kadry stanowili Portugalczycy. To jednak nie zmienia faktu, że w podstawowej jedenastce Porto lub Benfiki często wychodzi dziesięciu obcokrajowców. Tak jak w Arsenalu i wielu innych klubach. Dziś liczy się biznes i żeby pieniądze krążyły, narodowość jest na dalszym planie. Porto koncentruje się też na tanich piłkarzach z Ameryki Południowej. Stąd tak wielu piłkarzy z Brazylii, Argentyny, Urugwaju przewija się przez ten klub. Sprzedają jednego, kupują dwóch, sprzedają dwóch, kupują czterech. I tak to się kręci.

Z czego to wynika, że portugalskie kluby szerokim łukiem omijają Polskę? Nie chodzi mi o to, że Porto czy Benfica miałyby wykupywać najlepszych piłkarzy od nas, bo za podobne pieniądze można znaleźć lepszych w innych krajach, ale np. kluby pokroju Bragi raczej nie obserwują polskich piłkarzy.
Ja mam bardzo pozytywne wspomnienia, jeśli chodzi o waszych zawodników. W Porto grałem ze wspaniałym bramkarzem Józefem Młynarczykiem. Kiedy byłem asystentem Bobby’ego Robsona, pracowaliśmy z Grzegorzem Mielcarskim. Świetny człowiek i stuprocentowy profesjonalista. Ale Polska po mistrzostwach świata w 1986 roku miała bardzo kiepski okres. Największe gwiazdy z tamtego czasu pokończyły kariery, potem nie pojawili się kolejni piłkarze klasy światowej i reprezentacja nie odgrywała większej roli w Europie. Dziś macie dobrą drużynę narodową, która może nie jest w stanie pokonywać najlepszych, ale sprawiać im problemy – jak najbardziej. Liga chyba też wygląda coraz lepiej i nasze kluby na pewno wiedzą, co się u was dzieje, tylko po prostu do tej pory nikogo nie chciały ściągnąć.

Ale na wieść o tym, że Sporting zagra z Legią zareagował pan pewnie z radością?
Poziom naszej piłki na pewno jest wyższy, ale wasze drużyny przecież też się rozwijają i osiągają coraz lepsze wyniki w Lidze Europy. Wyniki mówią same za siebie. Sporting jest faworytem, ale Legii nie można zlekceważyć. Wiele będzie zależało od pierwszego meczu. Jeśli Legia nie wygra u siebie, to będzie miała w Lizbonie bardzo duży problem, żeby awansować.

To jak Legia powinna zagrać, żeby w ogóle mogła myśleć o awansie?
Legia chyba ma swoich ludzi od obserwacji (śmiech). Najbardziej znany piłkarz to bramkarz Rui Patricio, który mimo młodego wieku jest bardzo doświadczony. Mamy świetnych skrzydłowych, którzy potrafią dokładnie dośrodkować, bardzo pracowity środek pomocy i skutecznego napastnika van Wolfswinkela. Na prawej obronie gra świetny zawodnik, reprezentant Portugalii, Joao Pereira. Na lewej jest Emiliano Insua, który w poprzednim sezonie grał w Liverpoolu. Ogólnie to silna, agresywna i szybka drużyna, która potrafi błyskawicznie zaatakować. Największy grzech, jaki może popełnić, to brak koncentracji, bo Sporting momentalnie to wykorzysta.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama