To nie jest klub dla młodych talentów

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2011, 10:39 • 5 min czytania

Któż z nas nie marzył w dzieciństwie o tym, by zostać piłkarzem, grać i prowadzić do zwycięstw swój ukochany klub. Gdy nasze pierwsze marzenia zostawały negatywnie weryfikowane przez rzeczywistość – czy to przez brak talentu, przez lenistwo czy szaleństwa młodości, ileż to razy siadając na trybunach swojego stadionu wypatrywaliśmy z nadzieją wychowanka, który zamiast nas będzie strzelał gole, bronił karne czy zakładał ‘siatki’ rywalom. Każdy kibic chciałby mieć w składzie zespołu swojego Maldiniego czy Gerrarda. A najlepiej gdyby było ich jedenastu.
Wychowanek w składzie to świetna sprawa również dla klubu. Po pierwsze – nie trzeba płacić za jego transfer. Po drugie – zwiększa on identyfikację kibiców z klubem. Po trzecie – (przynajmniej w teorii) będzie on zawsze gryzł trawę i walczył o dobre imię klubu, co nie jest takie pewne w przypadku najemnika. Dobry wychowanek to dobry biznes. Zarówno w sportowym, jak i ekonomicznym sensie.

To nie jest klub dla młodych talentów
Reklama

W Hiszpanii nie brakuje szkółek piłkarskich, w których dba się o rozwój przyszłych Xavich czy Torresów. Do najlepszych z nich zaliczane są akademie Realu Madryt, FC Barcelony, Atletico Madryt czy Athleticu Bilbao. Jednak o ile co weekend słyszymy peany na cześć absolwentów La Masii bawiących się piłką w bordowo-granatowych trykotach, czy też podziwiamy kolejnych baskijskich nastolatków z ciężkim do wymówienia nazwiskiem, niezmordowanych w utrzymywaniu swojej ponad stuletniej tradycji, tak w obozie Królewskich występ wychowanka spoza trójki: Casillas, Arbeloa, Callejon, wzbudza dużą sensację.

Piękno futbolu przejawia się między innymi przez to, że nie ma jednej drogi prowadzącej do sukcesu. Można wygrywać grając defensywnie lub ofensywnie, grając zespołowo lub bazując na indywidualnościach, wybierając finezję filigranowych techników lub siłę prawie dwumetrowych atletów. Tak samo wygrywać można opierając skład na wychowankach lub na piłkarzach kupionych. Grając w CM-a wolicie dawać szansę nieopierzonym juniorom czy kompletować dream team? Obydwie strategie mają swoich zwolenników.

Reklama

Obecnie nie ma chyba wątpliwości, że Real reprezentuje ten drugi styl. Z pewnością, gdyby Iniesta urodził się w Madrycie, ciężej byłoby mu przebić się do wielkiej piłki niż w Barcelonie. Dlaczego tak się dzieje? Czy Królewscy kupują co sezon kolejnych ‘cracków’ tylko dlatego, że jakby to powiedział Balotelli, ‘stać ich na to’? A może jest to efektem złej pracy z młodzieżą lub braku talentów?

Nie ma podstaw ku temu, by sądzić, że w Kastylii, z której pochodzą takie tuzy jak Fernando Torres, Raul czy Hierro, dzieci są mniej utalentowane od tych katalońskich lub baskijskich. Zły model pracy z młodzieżą? Chyba też nie, skoro Castilla jest największym producentem zawodników grających w Primera Division. W obecnym sezonie jest ich aż 28, z czego tylko 6 w Realu. Jeżeli ta liczba nie robi na Was wrażenia, dodajcie sobie jeszcze madryckich wychowanków grających zagranicą, wśród których są m.in. Eto’o, Mata oraz Guti. Dla porównania – wychowanków Barcelony jest w hiszpańskiej ekstraklasie 17, z czego aż 11 gra w rodzimym klubie. Madryt wychowuje piłkarzy dla swoich rywali, a Duma Katalonii zdaje się być raczej samolubna.

Zmierzch wychowanków Realu rozpoczął się wraz z projektem ‘Los Galacticos’ Florentino Pereza, według którego o obliczu zespołu miały decydować zakupione za grube miliony gwiazdy, a zawodnicy Castilli mieli być co najwyżej ‘zapchajdziurami’. Założenie to miało nawet swoją nazwę: ‘Zidanes y Pavones’. Co prawda na początku sentencja ta miała oznaczać harmonijną współpracę gwiazd z wychowankami, lecz z czasem jej przesłanie stawało się coraz bardziej pejoratywne.

Pierwszą spektakularną ofiarą projektu Pereza był niejaki Javier Portillo. Jeżeli dziś za materiał na światowej klasy napastnika uważa się Alvaro Moratę, tak wspomniany wyżej napastnik musiałby być traktowany w kategoriach materiału na nowego di Stefano. Coś jak porównywanie Jankowskiego z Kowalczykiem. Grając w drużynach juniorskich Realu, Portillo bił wszystkie rekordy strzeleckie ustanowione w większości kilka lat wcześniej przez Raula. W nagrodę w wieku 19 lat zadebiutował w La Liga. Wchodząc zazwyczaj na końcówki spotkań, w 10 ligowych meczach strzelił 5 goli. Nawet marne 30 minut, jakie dostał od Vicente del Bosque w Lidze Mistrzów, wystarczyło mu do strzelenia debiutanckiej bramki. A wszystkiego tego dokonał będąc czwartym – po Ronaldo, Raulu i Morientesie – napastnikiem. Kolejny sezon był dla niego już mniej udany, a gwoździem do jego trumny okazało się sprowadzenie Michaela Owena. Wyemigrował do Fiorentiny, aby później wrócić do Hiszpanii i tułać się po klubach takich jak: Gimnastic Tarragona, Osasuna czy Hercules Alicante. Dziś, będąc niespełna 30-letnim zawodnikiem broni barw ‘kanarków’ z Las Palmas… Przykra historia zmarnowanego talentu. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby zaufano mu w Realu. Kto wie, jak potoczyłyby się losy Raula, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji, co jego młodszy kolega…

W kolejnych latach nie było aż tak spektakularnych rozczarowań, jednak ciężko uwierzyć iż przez 10 lat Castilla nie wyprodukowała chociażby jednego zawodnika, który znalazłby miejsce w zespole na stałe. Bez sentymentów rozstawano się z takimi zawodnikami, jak Soldado, Borja Valero czy Mata. Tak więc dziś kibice Realu zamiast z piłkarzami, w których od urodzenia płynie błękitna, królewska krew, identyfikować się muszą z Cristiano Ronaldo, Mesutem Oezilem czy Sergio Ramosem. Wyjątek stanowi Iker Casillas. Oczywiście, nie ma w tym nic złego, jednak starszym fanom z pewnością brakuje w składzie postaci pokroju Emilio Butragueno czy Raula Gonzaleza (tak, tak – ‘naciągany’ wychowanek).

Casillas – Raul Bravo, Miguel Torres, Pavon, Arbeloa – Mata, Guti, Granero, Borja Valero – Soldado, Eto’o. Tak mógłby wyglądać zespół złożony z wychowanków Królewskich. W obronie bez szału, za to atak – marzenie. Na ławce Jurado, Callejon, podstarzały Raul, bardzo zdolni Adan, Meijos i Morata. Parafrazując tytuł pewnego filmu, można powiedzieć iż â€˜Real to nie jest klub dla młodych talentów’.

I faktycznie, siedmioletni Juan Fernandez, który za rączkę przyjdzie z tatą po raz pierwszy na trening, przebierze się w strój piłkarski i nieśmiało przywita się z trenerem oraz z kolegami z zespołu, będzie miał o wiele mniejsze szanse by podążyć w ślady swoich piłkarskich idoli, jeśli urodzi się w â€˜białej’ części Madrytu. No, chyba że chce mieć zagwarantowany etat w jednym z ligowych średniaków…

WANDAU

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
3
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama