Kiedyś w naszej lidze panowała prosta zasada: ja oszukam ciebie u siebie, ty mnie oszukasz na wyjeździe. I wszyscy byli zadowoleni. Dziś niby nie ma już po tym śladu, ale mecze ciągle wyglądają dziwnie – a to dlatego, że sędziowie nie są w stanie podjąć poprawnych decyzji w najprostszych sytuacjach. Tydzień temu orżnięto Jagiellonię Białystok, tym razem… oddano jej punkty, a dla odmiany orżnięto Bełchatów. Pytanie – kto zostanie orżnięty w następnym tygodniach, by naprawić krzywdę wyrządzoną zawodnikom GKS? Zwłaszcza, że im jest co oddawać, bo nie tylko za Białystok, ale jeszcze za Gdańsk.
Tym razem do grona skompromitowanych Lyczmańskiego i Krztonia dołączył Szymon Marciniak, który w pierwszych kolejkach dyktował rzuty karne jak szalony – aż go w końcu odsunęli. Kiedy już wrócił, to najwidoczniej woli „jedenastek” nie dyktować, nawet gdy Kamil Kosowski zostaje ewidentnie wycięty przez Rafała Grzyba – co uczciwie przyznaje nawet sam Grzyb.
I tu pojawia się pytanie – jakim cudem Marciniak tego nie widział, skoro stał kilka metrów od akcji? Na oczach arbitra Kosowski jest faulowany w polu karnym i nic? Mamy chyba kolejnego kandydata do prowadzenia meczów Sandecji, chociaż oczywiście już tej Sandecji współczujemy. Facet ewidentnie NIE POTRAFI i jest kolejnym, któremu doradzamy zmianę zawodu. Jeśli zdecyduje się zostać taksówkarzem, sfinansujemy mu zakup kasy fiskalnej i zapewnimy paliwo na 10 000 kilometrów. Oferta obowiązuje do końca roku i można ją traktować jak najbardziej poważnie.
Bełchatowianie mają prawo być wściekli, bo nie dość, że grali dobry mecz, to jeszcze nie podyktowano dla nich rzutu karnego i dodatkowo uznano gola strzelonego przez Tomasza Frankowskiego z METROWEGO spalonego. Metrowego! To nie było dziesięć centymetrów, to nie była trudna do wychwycenia mijanka, tylko dość statyczna sytuacja, kiedy „Franek” czeka na piłkę metr przed obrońcami.
Skandaliczne błędy permanentnie słabego arbitra.
W naszej lidze coraz rzadziej wygrywa nie ten, kto lepiej gra, tylko ten, dla kogo akurat sędziemu się gwizdnie. Zaraz zlecą się tacy, którzy powiedzą, że suma błędów wychodzi na zero i na dowód podadzą właśnie „Jagę”, ale gwarantujemy wam, że ta suma błędów na koniec sezonu nie będzie równa dla wszystkich zespołów, a to, że Jagiellonii oddano punkty z Krakowa nie jest żadną pociechą dla Bełchatowa. Ten zespół – który w ostatnich tygodniach wyraźnie się przebudził – mógłby już mieć cztery punkty więcej (pamiętacie karnego z Gdańska?) i zdecydowanie spokojniejszą zimę…
Często mówi się, że Polska to wielki kraj, w którym nie ma piłkarzy, ale jak to możliwe, że nie ma też sędziów? Naprawdę nie da się wyszkolić dziesięciu ludzi? Te Marciniaki, Lyczmańskie i Krztonie to najlepsze, co system kształcenia arbitrów może nam zaoferować? Czego tu jednak oczekiwać, jeśli szefem sędziów jest Eksztajn, człowiek z poprzedniej, najgorszej sędziowskiej epoki?
Aha, jeszcze jedno – mieliśmy też w tym spotkaniu kontrowersyjną sytuację, kiedy sam na sam wyszedł Cetković z Jagiellonii, ale sędzia odgwizdał spalonego – mimo że na spalonym był Frankowski, a nie Cetković. Pewnie opinii na ten temat będzie wiele i niektórzy uznają, że przynajmniej w kwestii spalonych sprawiedliwości stało się za dość (później padł gol ze spalonego), ale my się z tym nie zgadzamy. Frankowski wprawdzie piłki nie dotknął, natomiast będąc na spalonym ewidentnie absorbował uwagę obrońców Bełchatowa, a jego unik „zrobił” tę akcję. Da się w piłce minąć przeciwnika nie dotykając piłki, da się zaskoczyć bramkarza w ostatniej chwili odpuszczając piłkę i da się też wyprowadzić na dobrą pozycję partnera z zespołu puszczając piłkę między nogami – co właśnie zrobił Frankowski.
Oczywiście, arbitra o tak skomplikowaną argumentację nie podejrzewamy – po prostu jeden machnął, a drugi gwizdnął. I mieli farta, że da się to usprawiedliwić.
Co do samego meczu Jagiellonii z Bełchatowem, zaskoczył nas trener Kamil Kiereś, który ściągnął z boiska bardzo dobrze grającego Kamila Kosowskiego i to w momencie, gdy wpuścił Marcina Ł»ewłakowa, który z dośrodkowań „Kosy” mógłby zrobić jakiś pożytek. Kosowski grał więc w czasie, gdy nie było komu wrzucać, a jak już było komu – to zszedł. Dziwne. Widzieliśmy też największe jak na razie pudło sezonu 2011/2012, a jego autorem jest Jan Pawłowski, który po podaniu Grzyba nie trafił do pustej bramki. Chłopak potem się spalił i już go w meczu nie było.
Ciekawe były dwa pozostałe mecze i – o dziwo – decydujących ról nie odegrali sędziowie. Miło patrzyło się zarówno na walkę Lechii i Lechem, jak i na ambitną postawę Podbeskidzia, które robiło wszystko, by ze Śląskiem nie przegrać, ale oczywiście przegrało.
W Lechii po raz trzeci zagrał Wojciech Pawłowski i po raz trzeci nie puścił gola, w czym znowu było dużo i jego zasługi, i sporo szczęścia (Rudniew strzelił w słupek, Wilk – po błędzie Pawłowskiego, który próbował łapać piłkę, zamiast piąstkować – w poprzeczkę). Chłopak nie jest bezbłędny, ale z pewnością piekielnie zdolny. Tak jak on zapowiada się na kozaka, tak bezsprzecznie przekozakiem jest Rudniew – nie ma w lidze drugiego napastnika, który atakowałby z taką pasją, tak dynamicznie i tak zdecydowanie, i to zarówno gdy ma piłkę przy nodze, jak i wtedy, gdy tę piłkę ma ktoś inny. Reprezentant Łotwy gola nie zdobył, ale jego gra musiała się podobać.
No i musiało podobać się jeszcze jedno – Lech kończył mecz w dziesiątkę, ale i tak za wszelką cenę próbował zdobyć gola, co jest w polskiej lidze czymś niespotykanym. Zazwyczaj czerwona kartka kończy się okopaniem pod własnym polem karnym i ewentualnie kontratakami.
W następnej kolejce Lech gra z Legią. Będzie się działo.
Warto zwrócić uwagę, że kibice Lechii pokazali gigantyczną sektorówkę z napisem „Lechia to my, precz z Kafarem”.
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 0:0 (oceniał Andrzej Iwan)
Lechia: Wojciech Pawłowski 7 – Rafał Janicki 4, Sergejs Koپans 5, Luka VuÄko 7, Vytautas AndriuŁ¡keviÄius 5 – Abdou Razack Traoré 6 (89 Tomasz Dawidowski), Marcin Pietrowski 5 (64 Krzysztof Bąk 5), Łukasz Surma 6, Paweł Nowak 5 (83 Josip Tadić), Lewon Hajrapetjan 6 – Fred Benson 4.
Lech: Jasmin Burić 7 – Grzegorz Wojtkowiak 5, Hubert Wołąkiewicz 5, Marcin Kamiński 6, Luis HenrÃquez 6 – Semir Ł tilić 7 (80 Jakub Wilk), Dimitrije Injac 5, Rafał Murawski 5, Mateusz Możdżeń 5 (57 Kamil Drygas 6), Siergiej Kriwiec 6 (70 Aleksandyr Tonew 6) – Artjom Rudniew 7.
Śląsk Wrocław – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 (oceniał Wojciech Kowalczyk)
Śląsk: Marián Kelemen 7 – Tadeusz Socha 5, Piotr Celeban 6, Jarosław Fojut 6, Mariusz Pawelec 5 – Waldemar Sobota 4 (78 Przemysław Kaźmierczak), Rok Elsner 5, Sebastian Dudek 5, Sebastian Mila 6, Łukasz Madej 5 (90 Piotr Ćwielong) – Cristián DÃaz 4 (61 Johan Voskamp 4).
Podbeskidzie: Richard Zajac 6 – Tomasz Górkiewicz 6, Juraj DanÄÃk 5, Bartłomiej Konieczny 5, Krzysztof Król 5 (60 Sebastian Ziajka 5) – Marek Sokołowski 6, Piotr Koman 5 (67 Adam Cieśliński 4), Dariusz Łatka 6, Liran Cohen 5, Sylwester Patejuk 6 (79 Adrian Sikora) – Róbert Demjan 4.
Jagiellonia Białystok – GKS Bełchatów 1:0 (oceniał Andrzej Iwan)
Jagiellonia: Tomasz Ptak 7 – Alexis Norambuena 5, Andrius Skerla 5, Thiago Rangel 6, Luka Pejović 5 – Jan Pawłowski 2 (46 Ermin Seratlić 5), Rafał Grzyb 6, Hermes 5, Marko Ćetković 6 (90 VladimÃr Kukoľ), Tomasz Kupisz 6 – Tomasz Frankowski 6 (90 Tomasz Porębski).
Bełchatów: Łukasz Sapela 6 – Filip Modelski 5, Maciej Szmatiuk 5, Mate Lacić 5, Zlatko Tanevski 5 – Tomasz Wróbel 5, Grzegorz Fonfara 6, Grzegorz Baran 6, Miroslav Boپok 4 (82 Grzegorz Kuświk), Kamil Kosowski 8 (76 Marcin Ł»ewłakow) – Paweł Buzała 6 (62 Dawid Nowak 3).